Gdy myślimy o SUV-ach – także tych luksusowych – Jaguar nie pojawi się nam na radarze. Przede wszystkim dlatego, że ten brytyjski producent przez długi czas nie oferował nic w tym segmencie, specjalizując się w czymś mniejszym, choć nie mniej luksusowym. Statystyki jednak bardzo szybko potrafią zweryfikować nawet najbardziej zatwardziałe założenia. Kierowcy lubią SUV-y i chcą nimi jeździć. I tutaj pojawił się pomysł na F-Pace'a, który był jedną z głośniejszych i bardziej oczekiwanych premier w ostatnim czasie. Nowe otwarcie. No bo, jak poradzi sobie Jaugar w kategorii, do której dopiero wchodzi?
I kategorii, do której wbrew pozorom podchodzi z dystansem. Proszę państwa, oto SUV – co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Niemniej, Jaguar chyba nie do końca chce być kategoryzowany tylko w ten sposób. Ma za tym parę argumentów. A że faktycznie tak jest, wystarczy wejść na oficjalną stronę modelu, gdzie na stronie głównej F-Pace'a słowo SUV pada tylko jeden raz - w pierwszym zdaniu.
Choć F-Pace rozmiarowo konkuruje z Porsche Macanem czy Audi Q5, z zewnątrz sprawia wrażenie dużo większego. Wizualnie wydaje się bardziej pasować do ich większych kolegów spod szyldu Cayenne czy Q7. Jeśli porównać Jaguary do dress code'u, markę generalnie można zakwalifikować do czegoś wieczorowego czy eleganckiego. Ewentualnie lekkiego smart casualu w przypadku wersji R-Sport. F-Pace to moim zdaniem inna bajka. Jak na SUV-a, jest bardzo na sportowo. Tu ukłon w stronę słusznych rozmiarów wybrzuszenia na masce czy gigantycznych 22-calowych felg, które z wyższością spoglądają na wszystko, co mniejsze (czyli prawie na wszystko).
Ten flirt ze sportowymi akcentami i sylwetką to oczywiście nie przypadek. W końcu model czerpie ze zjawiskowego supersamochodu Jaguara, czyli F-Type'a.
Cały myk w F-Pace polega na tym, że to trochę gra pozorów. Choć jak sam pisałem – wygląda na niezłego wielkoluda, wcale nie jest ociężały. Jest w zdecydowanej większości wykonany z aluminium, co ma sprawić, że wagowo zejdzie do wyników w granicy 1600-1700kg. Wizualnie F-Pace może się podobać i trafiać w gust miłośników większych samochodów. Doprawiony logiem z pyskiem „kota” i sportowym logotypem na grillu intryguje na ulicy. To chyba dobre słowo, bo z dwójki znaków rozpoznawczych Jaguara, ludzie zazwyczaj kojarzą ten bardziej dosłowny, czyli całego kota. Ten jest zarezerwowany jednak dla kierowcy. Ten na grillu intryguje, bo nie wszyscy są w stanie od razu dopasować go w głowie do marki.
Z uśmiechem na twarzy wspominam kilka dni za kierownicę XE R-Sport. Był tak interesującym samochodem, że ktoś postanowił mi go podczas testu porysować. Pomijając ten smutny wątek, pamiętam, że byłem pod sporym wrażeniem. Pod każdym względem – także tuż po wejściu do środka. W przypadku F-Pace mam pewien problem, bo chyba sam przez przypadek się do niego nieco uprzedziłem. Mając za tyłu głowy wycenę testowanego modelu, która opiewała na astronomiczną sumę ponad 520 tys. złotych (438 tys. podstawy i ponad 80 tys. zł dodatków). Ponad pół miliona złotych! (tańsze wersje to wydatek ok. 300 tys. zł).
Spodziewałem się fajerwerków, a dostałem petardy. Duże, fajne, ale w końcu to tylko petardy. Zostawiając tę analogię z boku i mówiąc wprost – wnętrze F-Pace jest spore, przestronne i wygodne, ale zdecydowanie zbyt zwyczajne (spod tego opisu należy jednak wyłączyć fotele). Bez żadnych szaleństw, momentami sprawiające wrażenie trochę zbyt plastikowego jak na tę cenę. To zdecydowanie nie jest wnętrze samochodu za taką cenę. Przykładowo, Volvo XC90 jakością wykonania przy niższej cenie oferuje dużo lepsze doznania. Pisząc te słowa kilka dni po oddaniu samochodu, dobrze wspominam natomiast samą kierownicę. Nie tylko ze względu na logo, ale swoją „mięsistość”.
Często powtarzającym się zarzutem pod adresem F-Pace'a są także odgłosy wewnątrz. Ponoć auto płaci cenę za zbyt dużą ilość aluminium po prostu... trzeszcząc. Nie stwierdziłem, by było to uciążliwe czy nagminne, choć gdy zwracało się na to specjalnie uwagę, dało się coś tam usłyszeć. Zwłaszcza z tyłu.
Wszyscy, którzy lubią plażować docenią rozwiązanie z opaską zastępującą kluczyk. Ten możemy zostawić w samochodzie, a opaskę założyć na rękę i otwierać/zamykać auto dotknięciem. Na plaży nie musimy się martwić, że ktoś nam zwinie kluczyki, ale śmiało możemy lecieć się kąpać. Praktycznych zastosować tego rozwiązania jest pewnie jeszcze wiele, ale mi to pierwsze wpada do głowy.
Wygląd wyglądem, ale jak to jeździ? Zaskakująco lekko jak na swoją posturę. Po odpaleniu auta kierowca w końcu poczuje namacalnie, co się kryje za tym aluminiowym nadwoziem. F-Pace'a mimo SUV-owych gabarytów nie rozrabia na zakrętach, ani nie „płynie”, co w niektórych samochodach dawało się odczuć. Testowany model to czteronapędowiec, w którym napęd najpierw dociera na tylną oś, do której po czasie dochodzi przednia. W przypadku „zwykłych” wersji jest tylko tył”.
Miałem to szczęście, że pod maskę modelu First Edition trafił mocny 3-litrowy silnik o mocy 300 koni mechanicznych (jest jeszcze mocniejsza wersja 380-konna). To jednostka, która pozwala wyciągnąć najwięcej z tego samochodu i zapewnić najbardziej dopasowane osiągi do postury i oczekiwań względem tego samochodu. 5,8 sekundy do „setki” przy przyjemnie mruczącym silniku to zestaw, którego można nawet nie oczekiwać, ale wymagać od F-Pace'a. Jedzie jak sportowe auto, na które wygląda. Słabsze wersje, jak pisał Michał Adamiuk, jeden z naszych motoryzacyjnych blogerów, mogą momentami pozostawiać niedosyt. Mimo wielkich, wydawałoby się delikatnych felg, F-Pace nie dał do zrozumienia, że zjeżdżając z asfaltu na coś mniej stabilnego, czuł czy prowadził się wyraźnie gorzej.
Niezależnie od tego, jak różnych słów będzie używał Jaguar, jego F-Pace to SUV. Nie zachwyca ceną (uroki premium), a jakość wykonania wnętrza może pozostawiać pewien niedosyt (Leo, why?). Zdecydowanie plusuje natomiast wielkością i tym, jak wygląda. Puszcza wyraźne oko do kierowców lubiących sportowy charakter. To coś, czym może wyraźnie wyróżnić się na tle elegancko-użytkowej konkurencji. Choć tanio nie jest, decydując się na ten samochód chyba najrozsądniejszym wyborem będzie dopłacić i cieszyć się tym, że nie tylko mamy auto kultowej marki, ale także jeździ się nim jak prawdziwym Jaguarem. W mocniejszych wersjach jest naprawdę ciekawie.