Tego nigdy nie rób w Warszawie! Prosty przepis, jak nie zostać "warszawskim bananem"
Tego nigdy nie rób w Warszawie! Prosty przepis, jak nie zostać "warszawskim bananem" Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta

W wielkim mieście można się pogubić. Szczególnie młodym i przyjezdnym, którzy chcą szybko wejść do elitarnego świata warszawskich "bywalców". Pragną i mieć, i być. Tyle tylko, że w pogoni za lansem można łatwo stać się nie tyle fajnym, co śmiesznym.

REKLAMA
Co to znaczy "być bananem"? W twojej głowie słusznie pojawia się termin "bananowa młodzież" z lat 60. Wtedy używały go polskie władze w celu poniżenia przywódców młodzieży akademickiej, występującej przeciwko rządowej nagonce antysemickiej. Dziś pojęcie banan nieco ewoluowało:

Banan - człowiek bogaty, a raczej mający bardzo bogatych rodziców. Bez limitu kasy na melanż. Bananowa młodzież. Najczęściej można spotkać w warszawskich bogatych dzielnicach willowych (Wilanów, Sadyba, Konstancin). Ubierają się ostentacyjnie w markowe ciuchy, koszule Lacoste itp. Czytaj więcej

O tym, że bycie bananem jest fajne, przekonany jest najczęściej sam banan (który zresztą nie wie, że nim jest). Pozostali, choćby nawet delikatnie zazdrościli mu tego czy owego, będą na takiego lansera patrzeć raczej z lekką pogardą lub uśmiechem. Jeśli jesteś ambitnym imprezowiczem, a nie chcesz, by nazywali cię "bananem", weź sobie do serca kilka porad:

1. DARUJ SOBIE ZDJĘCIA NA ŚCIANCE

Warszawa to miasto dające ogromne możliwości. Ale nie oszukujmy się - mało kto osiąga taki sukces, aby kilka miesięcy po przyjeździe do stolicy fototoreporterzy prześcigali się w robieniu mu zdjęć na ściance. Niemal każdy ma tu znajomych, którzy od czasu do czasu oddają zaproszenia na różne eventy, którymi sami nie są zainteresowani. Nie licz na to, że fotka na ściance przygotowanej dla gwiazd rozpocznie twoją wielką karierą. Nie zacznie. Nawet tej na fejsie... To zwykły obciach.
logo
Zdjęcia na ściance nie dodadzą nam prestiżu.

2. ODPUŚĆ KLUBY NA DACHU

Tu jest jakby luksusowo? Zapewne wiesz, skąd pochodzi ten cytat. Ale z pewnością podobne zachwyty można usłyszeć w klubach na dachach wieżowców. Wbrew pozorom, tzw. "rooftop" nie gwarantuje zabawy na wysokim poziomie, chyba że finansowym. Owszem, może i w toalecie ręcznik do wytarcia rąk poda ci specjalnie zatrudniona do tego osoba, ale za to za butelkę wody mineralnej zapłacisz tam 40 zł. Oczywiście do baru będziesz musiał się przeciskać, bo jest tam zwyczajnie ciasno, a żeby dostać się do środka trzeba odstać swoje w kolejce i przejść ostrą selekcję. Jeśli chodzisz do klubów, aby się bawić, a nie lansować, lepiej wybierz się nad Wisłę. Klasy nie da się kupić.

3. NIE WYNAJMUJ LIMUZYNY

Kto z nas nie zazdrościł Richardowi Gere'owi, który podjechał po Julię Roberts białym Lincolnem w filmie "Pretty woman". Różnica polega na tym, że to było... jego auto. Przechodnie z zażenowaniem odwracają głowy, gdy widzą machające do wszystkich przez szyberdach pijane dziewczyny, lub równie dobrze ubawionych gości wieczoru kawalerskiego. Jeśli czujesz się królem życia, wiedz o tym, że każdy zdaje sobie sprawę, że to fura wynajęta na 3 godziny, zrzucało się na nią 20 osób, a większość i tak wybrzydzało, że "drogo". Czar prysł.
logo
Takie limuzyny na ulicach Warszawy nie kojarzą się z prestiżem, tylko z pijanymi uczestnikami wieczorów kawalerskich / panieńskich. Fot. Franciszek Mazur / AG

4. WYBIERZ SIŁKĘ, A NIE LANSIARNIĘ

Po co chodzi się do klubów fitness? Wbrew pozorom, odpowiedź wcale nie jest taka oczywista. Są w Warszawie kluby dla "tych lepszych", gdzie dziewczyny chodzą w pełnym makijażu, a faceci ćwiczą przez godzinę w bawełnianej czapce na głowie. Co ma świadczyć o prestiżu miejsca? Choćby fakt, że nie wejdziesz tam na kartę multisport, którą ma 3/4 pracowników Mordoru.
logo
Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta

5. ZREZYGNUJ Z "FAJNEJ" REJESTRACJI

Trzeba być prawdziwym bananem, aby wyrzucić na to pieniądze. Jeśli już rodzice dadzą ci zaskórniaki, abyś kupił sobie upragnione BMW, nie sil się na "pomysłową" i oryginalną rejestrację. "WX MISIA", "WA RIAT", czy inny "CRAZY" pasowałoby raczej do Opla Calibra w połowie lat 90., niż do wielkiego miasta.
logo
Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Gazeta