Rząd zerwał przetarg na Caracale i teraz mierzy się z konsekwencjami. A do tego próbuje jakoś zmniejszyć szkody wizerunkowe tej decyzji. Na pewno nie pomoże w tym oświadczenie wydane właśnie przez Ministerstwo Obrony Narodowej. Po jego przeczytaniu zaczyna się wręcz tęsknić za czasami Bartłomieja Misiewicza, który jednak unikał tak żałosnej publicystyki.
"Ubolewamy, że niemiecki wydawca wydający codzienną gazetę „Fakt” w Polsce, wprowadza w błąd naszą opinię publiczną". Nie, to nie fragment twórczości natchnionego autora któregoś z niepokornych/niezależnych mediów, tylko fragment oficjalnego oświadczenia Ministerstwa Obrony Narodowej kierowanego przez Antoniego Macierewicza.
Chodzi o tekst na temat potencjalnych konsekwencji finansowych zerwania kontraktu na dostawę Caracali. Tyle że oryginalnie pojawił się on w "Polityce" i to do tej redakcji powinno być skierowane sprostowanie. "Fakt" opublikował tylko jego streszczenie. No ale łatwiej było zaatakować niemieckiego (a dokładnie niemiecko-szwajcarskiego) wydawcę.
Ale niewłaściwy adresat to nie jedyny problem oświadczenia. Kolejny to całkowity brak faktów. A na tym polega sprostowanie – wskazuje się na fakty, które dziennikarze przeinaczyli. Tymczasem pełniąca obowiązki rzecznika MON Katarzyna Jakubowska zaserwowała nam marnej jakości publicystykę.
Bo najwięcej uwagi przykuł język, którym napisano oświadczenie. Tutaj najlepiej oddać głos dziennikarzom, którzy zrecenzowali tekst MON.
Z heroiczną obroną rzeczniczki MON pospieszył pracownik Kancelarii Premiera Paweł Rybicki. A właściwie nie z obroną, tylko z atakiem na media. I to w dość słabym stylu. I chyba się zreflektował, bo usunął wpis i kilka minut później umieścił go w zmienionej formie. To w sumie nieistotny wątek całej historii, ale na wyraźną prośbę pana Rybickiego postanowiliśmy wspomnieć także o nim.