
Najlepszy biznes zrobił trafiając na kontener z lodówkami LG. W trakcie rozładunku kontener upadł na beton składu portowego. Ubezpieczyciel wypłacił odszkodowanie dostawcy. Zawartość, bez oglądania miała iść do utylizacji jako elektrozłom.
Skąd się bierze niechciany towar w Polsce? Łowca opowiada typową historię: firma handlowa z Polski zamówiła 1000 foteli biurowych. Porządne, prezesowskie, z imitacji skóry. Zapłacono 20 procent należności, towar wypłynął z Chin. Zanim fotele dopłynęły do Gdyni (4-6 tygodni), sieć handlowa, do której miały trafić wycofała się z transakcji i Polacy zostali z problemem. Wykalkulowali, że już nie opłaca im się odbierać towaru. Pod pretekstem nieterminowej dostawy i błędów w dokumentacji "wyklamkowali" się z interesu. Wtedy to Chińczyk został z kosztami i towarem w Polsce.
Porzucony towar
Niekiedy chińscy producenci towarów sezonowych wysyłają towar „w ciemno” do Europy, aby być jak najbliżej potencjalnego rynku zbytu, licząc na to, że już po wysłaniu znajdą kupca. Takie praktyki są stosowane szczególnie w przypadku towarów tanich. Jeśli towar nie zostanie sprzedany w całości, jego odsyłanie do Chin czy pokrywanie kosztów składowania kontenera nie jest opłacalne. W ten sposób pozostaje „niechciany” kontener, którego zawartość czasem da się sprzedać.
Rzadziej takie sytuacje dotyczą towarów wysoko przetworzonych. W tym wypadku chodzi zwłaszcza o produkty nieznanych marek, które zdążyły „zestarzeć się” technologicznie w transporcie. Problem ten czasami dotyka także znane marki , ale ze względów wizerunkowych nie pozwalają sobie one na to, by ich towar pozostał w porcie i był sprzedawany za bezcen.
Piotr Kozłowski, Vice President Ocean Freight Poland / Northeast Europe DB Schenker
Skąd wziął się w biznesie? – Z zawodu jestem technologiem żywności. Po studiach układałem dietę dla stołówki w zakładzie karnym. Zrezygnowałem, bo to praca wśród smutnych ludzi. W 2005 roku wpadłem na pomysł biznesu importowania czegokolwiek z Chin. Zamawiałem odtwarzacze mp3 i akcesoria do telefonów komórkowych. Pierwszą partię sprzedałem na giełdzie komputerowej, wracając do domu z siatką pieniędzy. Nie było jeszcze AliExpress i Alibaby, a Allegro było w powijakach. Biznes rozwijał się w tak niesamowitym tempie, że wstydziłem się pokazać rodzicom, że mam pod łóżkiem walizkę pieniędzy. Po prostu by nie uwierzyli – dodaje.
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl
