Najnowsze dziecko HBO, już okrzyknięte następcą "Gry o tron”, bezsprzecznie ma coś w sobie. I to nie tylko ze względu na Antony’ego Hopkinsa, który po latach marazmu dostał wreszcie rolę na miarę swojego talentu. Serial, na który amerykańska telewizja wyłoży nawet 100 mln dolarów to prawdziwy majstersztyk, opakowany w błyszczący papierek popkultury. Oglądanie do cna niemoralnego "świata grzechu” to spora frajda, prawie tak wielka, jak dowiadywanie się o serialu kolejnych ciekawostek i teorii.
Serial opowiada o stworzonym przez konstruktorów Forda i jego tajemniczego, zmarłego przed laty partnera, Arnolda, ultranowoczesnym parku rozrywki Westworld. Przybywający do niego tzw. Goście przenoszą się w realia Dzikiego Zachodu i biorą udział w przygotowanych dla nich przygodach. Park zamieszkują Gospodarze – androidy, którym można wyrządzić dowolną krzywdę, a które z kolei nie mogą w żaden sposób zaszkodzić ludziom.
Po gwałtach, grabieżach i zabójstwach, które mają miejsce każdego dnia, pamięć androidów jest czyszczona, a jednak u kilku z nich zaczyna pojawiać się coś na kształt wspomnień i podświadomości. Trudno powiedzieć, czy to błąd oprogramowania, czy celowy zamysł bawiącego się w okrutne bóstwo konstruktora...
Nie byłoby "Westworld”, gdyby nie "Gra o Tron”
W „Westworld” jest wszystko – barwni bohaterowie, intryga, miłość, śmierć i pytania egzystencjalne, które śnią się filozofom i specom od sztucznej inteligencji od kilku dekad. Z każdym odcinkiem mamy też coraz więcej krwi, nagości i gnijących trupów. Drogę dla takiego prowadzenia "Westworld” przetarła serialowi "Gra o tron”.
To właśnie serial o potyczkach Lannisterów, Starków i innych nie mniej przyjemnych rodów przeniósł produkcję seriali telewizyjnych na zupełnie nowy poziom, marketingowy i przede wszystkim w świadomości widzów. Produkcje ze smokami czy, jak w tym wypadku, robotami, nie są już zarezerwowane dla nerdów wydających kieszonkowe na karty "Magic the Gathering”. Okazuje się, że temat nie jest taki ważny. Jeśli serial jest dopracowany i poprowadzony z rozmachem – będzie podobał się milionom widzów.
Do czterech razy sztuka
Mało kto wie, że jest to już czwarta próba wyciśnięcia tego, co najlepsze z historii o zepsutym to cna parku rozrywki z humanoidalnymi robotami. Szczerze mówiąc nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam coś tak złego jak "Świat Dzikiego Zachodui” z 1973 roku. A jedank film doczekał się dwóch kontynuacji - serialu "Świat przyszłości” z 1976 roku i "Beyond Westworld” z początku lat 80. To cud, że twórcom najnowszego serialu udało się wycisnąć z tych produkcji to, co najlepsze.
Choć oba seriale szybko okazały się porażką, to może powalający dziś nudą "Świat Dzikiego Zachodu” kilkadziesiąt lat temu robił inne wrażenie. W końcu przygotowujący się do roli Terminatora Arnold Schwarzenegger inspirował się właśnie tym filmem.
Sezonów nigdy dość
Choć na razie to spekulacje, można się spodziewać, że odnoszący takie sukcesy serial nie skończy się na jednym sezonie. W pierwowzorze "Westworld” park rozrywki obejmuje nie tylko świat Dzikiego Zachodu, ale też starożytny Rzym i średniowiecze, co otwiera drogę do kontynuowania rozpoczętych w pierwszym sezonie wątków w nowej scenerii.
Cała prawda o „Westworld”
Jak to bywa w dobrych serialach, również tu intryg jest kilka, a niejasności całe mnóstwo. Stąd też mnożące się wśród fanów teorie na temat prawdziwej tożsamości bohaterów i ich ukrytych pobudkach. Ta najbardziej gorąca wydaje się zresztą całkiem prawdopodobna.
Teoria ta głosi, że tajmeniczy mężczyzna w czerni, który biega po całym parku, siejąc śmierć i spustoszenie i doszukując się w nim ukrytego poziomu gry, to ta sama osoba, co prostoduszny Billy, rozczulający się nad losem córki farmera, a cała opowieść prowadzona jest na dwóch płaszczyznach czasowych, co twórcy starali się do tej pory ukrywać. Wskazówką byłyby drobnostki – jak różnice w wyglądzie logo Westworld w przeszłości i teraźniejszości, to, że obaj bohaterowie podnieśli puszkę Dolores...
Pojawiają się też głosy, że nie wszyscy, którzy uważają siebie za ludzi, ludźmi są. Na przykład opiekujący się androidami behawiorysta Bernard, którego coraz bardziej interesuje kiełkująca podświadomość jego podopiecznych.
Quentin Tarantino jest na nie
To właśnie legendarnemu Tarantino HBO zaproponowało pierotnie reżyserowanie swojego najnowszego hitu. Nic straconego. Za sterami wielkiej produkcji zasiedli Jonathan Nolan (brat Christophera Nolana), ten sam, kótry napisał scenariusz do "Interstellar” i dwóch części "Mrocznego Rycerza” oraz jego nieco mniej doświadczona żona, Lisa Yoy.
Cóż, na razie udaje się im trzymać widzów w napięciu. Kolejny odcinek w niedzielę. Trudno na niego nie czekać.