Pod koniec października rozpoczyna się cmentarne szaleństwo, ale okres pracy zawodowych opiekunów grobów trwa cały rok. Każdy chce, żeby mogiły bliskich były czyste i paliły się na nich znicze, ale coraz mniej osób zajmuje się tym osobiście. – Ludzie nie płacą nam za sprzątanie grobów, tylko za zastępstwo – mówi kobieta, która w tym biznesie pracuje od lat.
W przerwach między godzinami w korporacji a staniem w korkach nie ma czasu na wspominanie zmarłych. Ale przyzwoitość podpowiada, że trzeba na cmentarz podrzucić kwiaty i zapalić znicz. I tu pojawiają się oni. Profesjonaliści.
Chcesz, żeby przed 1 listopada groby bliskich odzyskały blask? Mają dla ciebie pełen cennik usług. Chcesz poczuć się bardziej odpowiedzialny? Zapytaj o całoroczny abonament. Jeśli będziesz stałym klientem, możesz nawet dowiedzieć się programie lojalnościowym. Podobnie jest z cmentarnymi zawodowcami. Niektórzy aktywują się przed Wszystkich Świętych, inni między nagrobkami spędzają cały rok.
Tak na życie zarabia pani Magda*, z którą spotykam się pod bramą dużej nekropolii na północy miasta. Kobieta po 40-tce. Krótko ostrzyżona. Ubrana w kolorową kurtkę w kratkę nie kojarzy się z ponurym grabarzem, którego spodziewałem się spotkać. W ręku ma kubek kawy z sieciówki i komórkę, na której coś energicznie wstukuje. Dziś urwanie głowy. Każdy chce mieć posprzątane przed pierwszym, ale przypominają sobie o tym na ostatnią chwilę.
Klientów na oczy nie widziała
– O widzi pan, tutaj jest mój grób, to znaczy Kryśki – pokazuje prowadząc nas przez cmentarz. "Kryśka" jest 80-letnią panią, która zmarła w 2010 roku, pochowano ją pod eleganckim, marmurem. To jeden z ładniejszych w okolicy. Z nagrobka obserwuje nas ciepłym wzrokiem zdjęcie nieboszczki. Próbuję wypytać się o klientów, ale pani Magda sama chciałaby wiedzieć więcej.
– Do Kryśki przychodzę od czterech lat, od początku, jak tak pracuję. Wynajęło mnie małżeństwo, albo może para jakaś. Wiem, bo raz dzwoni jedno, a raz drugie. Pierwszy zadzwonił facet, bo dałam ogłoszenie do internetu. Mówi, że jest grób mamy, a on czasu nie ma i pyta czy bym nie posprzątała. Połowę kasy wysłał od razu. Druga miała być do ręki, ale w końcu też przelał, bo nie miał czasu. I tak to trwa od tamtej pory. Raz tylko nie mieli jak przelać, to pani do centrum przyjechała i mi dała kopertę – opowiada pani Magda. Z jakiegoś powodu podkreśla, że jej klientka miała drogie ubrania i czysty samochód.
Najpierw płacili co miesiąc. Potem ustalili, że będą przelewać raz. Pani Magda wynegocjowała z wszystkimi klientami, żeby opłata wpływała w grudniu. Dzięki temu może zrobić wypasione święta. Za grób Kryśki kasuje około 500 zł. W tej cenie jest dokładne mycie, sprzątanie i zapalanie zniczy. Odwiedza ją co miesiąc. W tej alejce to jedyny grób, gdzie prawie zawsze pali się światełko, chociaż rodzina Kryśki tu prawie nie zagląda.
Ma dla siebie kilkunastu nieboszczyków
Poza Kryśką, pani Magda pod opieką ma jeszcze kilkunastu nieboszczyków na stałe plus zlecenia doraźne, których, jak twierdzi, nie brakuje. Jak skończy tutaj, wsiada w samochód i jedzie do Heńka. Potem odwiedza Karolinę, ale tej roboty nie lubi. Karolina zmarła w wieku 12 lat i pani Magdzie nad jej grobem robi się smutno. Ale nie rezygnuje ze zlecenia, bo rodziców Karoliny strata córki bolała tak bardzo, że do jej kwatery długo nie przychodzili. A teraz będą mieć drugie dziecko, więc nie chcą ciągle płakać po zmarłym.
– Gdybym ja teraz zniknęła, to mogłaby przyjść taka, co to tylko raz-dwa, robi swoje i idzie. I Karolina zostałaby sama – tłumaczy.
Obok Karoliny leży mąż pewnej starszej pani. Ta często tam przesiaduje i spotyka panią Magdę przy pracy. Myśli, że pani Magda jest matką zmarłej dziewczyny. Ta nigdy tego nie prostuje. Bo to zbyt przykre.
Kiedy pani Magda nie pracuje na cmentarzu, jest sprzątaczką. Groby do jej życia trafiły trochę z przypadku. Firma, dla której pracowała, dodała to do listy usług, ale czy sprzątała w mieszkaniach, czy na cmentarzach, wypłatę miała jedną. Dlatego cztery lata temu została bizneswoman i wszystko robi na własną działalność gospodarczą.
Na brak utargu nie narzeka, tym bardziej, że odchodząc od pracodawcy - podkreśla to z dumą - zabrała ze sobą niektórych klientów, takich jak rodzina Karoliny. Najwięcej pieniędzy ma z odkurzania biur w Mordorze. Za grobowe, jak określa honorarium, może poszaleć zimą w górach i kupić drogie prezenty dzieciom. Ale nie jest zimną kapitalistką. Czasami sprząta groby dla idei, kiedy obok klienta zauważa zapomniany pochówek.
Znicze zapala zawsze dwa
Kiedy rozmawiamy, pani Magda cały czas pracuje nad grobem. Najpierw wygrabiła liście wokół. Potem usunęła różne chwasty. Teraz układa kwiaty. Pytam, czy mogę zrobić zdjęcie. Natychmiast protestuje.
– Oj, lepiej pan nie robi. Bo złe za panem pójdzie – ostrzega. Pytam, czy ona nie robi zdjęć. – Ja to zawsze, bo klientom trzeba pokazać, że się było. Przecież żaden czasu nie znajdzie, żeby przyjść i zobaczyć. Ale ja to robię, żeby klient mógł mamę zobaczyć – tłumaczy.
Pani Magda powoli kończy zlecenie u Kryśki. Na koniec zapala dwa znicze.
– Jeden w budżecie, od klienta. Drugi ode mnie. Żeby się dusze ogrzały. Pan też powinien zapalić.
– Naprawdę? A da mi pani jeden?
– Oj nie. Musi pan mieć swój. Inaczej to nie zadziała – mówi pod nosem, zbierając z ziemi rzeczy. Wstaje i szybkim krokiem idzie do bramy. Jeszcze Heniek, Karolina i wolne.