Wędrówka Marka Kamińskiego zaczęła się w Królewcu a skończyła w Santiago de Compostela.
Wędrówka Marka Kamińskiego zaczęła się w Królewcu a skończyła w Santiago de Compostela. Marek Kamiński

Najbardziej znany polski podróżnik, Marek Kamiński, wydał właśnie książkę o swojej wyprawie z Kaliningradu do Santiago de Compostela. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego - ot, kolejna barwna podróż zdobywcy biegunów, lasów tropikalnych i licznych szczytów - gdyby nie to, że swoją podróż po Europie uznał za najtrudniejsze przedsięwzięcie w swoim życiu. Zapytałam go więc o to, jakie napotkał po drodze przeszkody i czego uczy wędrowanie po miejscach bliskich i z pozoru znanych.

REKLAMA
Przeszedł pan 4 tysiące kilometrów piechotą, to bardzo dużo. Ani razu nie chciał pan zawrócić?
Oczywiście, wiele razy. Miałem też ochotę kupić rower i dalej na nim jechać. Trudno mi też było zostawić rodzinę i na początku wpadłem na pomysł, by zorganizować sztafetę i mieć bliskich ze sobą przez część podróży. Naprawdę miałem ogromną ochotę zrobić wszystko, żeby skrócić tę trasę. Ale postanowiłem utrzymać siebie w nastawieniu, że jednak jakoś trzeba to przejść. I się udało.
logo
Podróżnik nie zapomniał odwiedzić też grobu Fryderyka Nietzschego w Lützen. Marek Kamiński
Wędrował pan z plecakiem. Co pan do niego spakował?
Na początku mój plecak miał ponad dwadzieścia kilogramów, potem waga zmalała do 15. Wziąłem ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Karimata, śpiwór, też Biblia. Komplet bielizny, kurtka przeciwdeszczowa, polar, para skarpetek, telefon, środki opatrunkowe. Drobiazgi, ale nic niepotrzebnego.
Rozpoczął pan podróż symbolicznie, na grobie Immanuela Kanta w Królewcu. Dlaczego właśnie tam?
Jestem z wykształcenia filozofem i pomyślałem, że Europa ma dwa bieguny filozoficzne, albo może duchowe. Jeden to biegun rozumu, a drugi - biegun wiary. Symbolem rozumu jest przecież w pewnym sensie Kant. Ale moja pielgrzymka zaczęła się od progu własnego domu. Tego fizycznego w Gdyni i duchowego, którym jest dla mnie filozofia. Chciałem pokazać, że wszystko zaczyna się u mnie od rozumu.

Każdy z nas ma swój biegun, swój cel, marzenie, wyzwanie. Od naszej motywacji i zaangażowania zależy, czy wyruszymy, w czasem niełatwą podróż, by go osiągnąć. „Biegun” bywa czymś realnym – konkretnym miejscem na mapie, ale też pewnym pożądanym, ale niekoniecznie określonym stanem, np. wolnością, szczęściem, spełnieniem. Czasem brak nam motywacji, wiary w swoje możliwości, innym razem nie mamy pomysłu albo wszystko wokół jest wydaje się być przeciwko nam. Czytaj więcej

10-stopniowa metoda "Biegun" Marka Kamińskiego
W jakim sensie była to dla pana najtrudniejszą podróż? Przeszedł pan przez Antarktydę, zdobył najwyższy szczyt Arktyki, szukał źródeł Amazonii… Nikt racjonalny nie uzna wycieczki po Europie za jakąś szczególnie wymagającą.
Oczywiście. Niemniej moja podróż poległa na tym, by przejść pieszo 4 tysiące kilometrów, a już to jest trudne. Aby się o tym przekonać, po prostu polecam każdemu przejść tyle piechotą.
Myślę też, że dla mnie to była dość specyficzna sytuacja. Bo przemierzanie biegunów rzeczywiście było o wiele bardziej niebezpieczne, ale tu trudności były innego rodzaju.
Dużym problemem była monotonia. Przecież zamiast chodzić piechotą po Europie mógłbym pojechać do każdego miejsca na Ziemi, prowadzić wykłady, pisać książki. Z perspektywy czasu myślę, że to była moja najtrudniejsza, ale i najbardziej satysfakcjonująca podróż.
logo
Wędrówka nie zawsze przebiegała samotnie. Marek Kamiński
Bardziej satysfakcjonująca niż zdobywanie biegunów?
Bardziej. Nie zawsze sukces zewnętrzny jest najbardziej cenny. Dla mnie ważniejsze jest zawsze to, co dzieje się wewnątrz, mój własny biegun. Dlatego mijane krajobrazy Europy były dla mnie tylko scenografią dla podróży wewnętrznej.
Mimo to nie zapomniał pan odwiedzić miejsc ważnych dla kultury i historii Europy?
Oczywiście, szukałem miejsc związanych z historią. Jak grób Kanta, potem Gdańsk. Byłem w katedrach w Kolonii, w Paryżu… Oczywiście odwiedzałem miejsca związane z religią i kultem świętego Jakuba. Byłem w belgijskiej jaskini, w której znaleziono szczątki Neandertalczyka. Było dla mnie ważne, by to była droga również przez historię Europy i świata.
logo
Polski podróżnik czuje się obywatelem Europy i świata. Marek Kamiński
Czuł się pan jak turysta czy jak tubylec?
Turysta zwiedza krajobrazy, mnie chodziło trochę o coś innego. Znałem języki wszystkich odwiedzanych przeze mnie krajów, swego czasu mieszkałem w Niemczech, Hiszpanii, sporo czasu spędziłem w Belgii. Absolutnie czułem się jak mieszkaniec Europy. Choć jednak zawsze bardziej Polak niż Europejczyk.
A jak się podróżuje przez Polskę? Przeszedł pan wzdłuż wybrzeża, mijając znane panu miejsca…
A jednak raczej nie znałem tych miejsc. Choć fizycznie nie raz podróżowałem przez nie samochodem - byłem przecież w Szczenicie, Kołobrzegu, Koszalinie i tak dalej. Ale kiedy idziesz piechotą, perspektywa się zmienia i wszystkiego doświadczasz inaczej. Zmienia się tempo. Tylko na własnych nogach możesz naprawdę poznać odwiedzane miejsca, pobyć w nich.
I poznać innych ludzi. Byli tacy, którzy przyłączali się do pana?
Jasne, na przykład mój przyjaciel Piotr Janukowicz szedł ze mną przez kilka dni. Inni przez dzień, dwa, trzy dni.
Negatywnych reakcji i zaczepek nie było?
Nie, nigdy. Wszystkie reakcje ludzi były bardzo pozytywne.
logo
Każda podróż uczy czegoś cennego. Marek Kamiński
Przeszedł pan przez obwód kaliningradzki, Polskę, Niemcy, Francję, aż do Hiszpanii. Gdzie szło się najlepiej?
Każdy odcinek podróży był inny i każdy nauczył mnie różnych rzeczy. Ale najfajniej było oczywiście w Polsce.
Naprawdę? A czego nauczył się pan u nas?
Na przykład tego, że u nas ludzie są otwarci i serdeczni. Wielu było skłonnych rzucić wszystkie swoje obowiązki na kilka dni i iść razem ze mną. Uczestniczyłem w licznych spotkaniach z ludźmi, którzy mieli jakieś problemy, chcieli zmienić swoje życie. Jedna pani mi powiedziała „idę do Santiago po to, żeby spotkać lepszego Marka”. Więc przynajmniej tego się nauczyłem - gdzieś tam czeka na mnie lepszy Marek.
Przez sto dni podróży nie raz i nie dwa mieszkał pan w prywatnych domach, posmakował pan po kolei różnych europejskich kuchni. Gdzie gotują najlepiej?
Mniej najbardziej smakuje kuchnia francuska i hiszpańska. Ale w Polsce też nie była zła. Najsłabsza była ta niemiecka - tłusto, niezdrowo, jakieś parówki… Sam jestem wegetarianinem, więc to nie była kuchnia moich marzeń.

Pamiętajmy, że to głowa, a nie nogi dochodzą na Biegun, stąd ważne żeby być w harmonii ze sobą, zespołem i światem. Czytaj więcej

10-stopniowa metoda "Biegun" Marka Kamińskiego
Jakie ma pan rady dla kogoś, kto postanowi wstać z kanapy, na kilka miesięcy zapomnieć o wszystkim i pójść w pana ślady?
Dla takiego podróżnika mam trzy rady - wdzięczność, uważność i akceptacja. Wdzięczność i akceptacja tego, co przynosi droga. Uważność, czyli bycie tu i teraz. Jeśli ktoś chce dojść tak jak ja do Santiago de Compostela, niekoniecznie musi iść z Polski - rekomenduję drogę francuską.
Poza tym nie trzeba się jakoś bardzo do tego przygotowywać. Wszystko, czego potrzebujesz, czyli najbardziej podstawowy sprzęt niezbędny do przeżycia, kupisz w sklepie sportowym. Wybierz miejsce startu, czas. A potem wystarczy, że wyjdziesz z domu na drogę - ona sama cię poprowadzi.

Napisz do autora: lidia.pustelnik@natemat.pl