500+ to nie tylko 17 miliardów wydatków z budżetu, ale przede wszystkim miliony przelewów, które codziennie trafiają do mieszkańców miast i miasteczek. Działanie programu w praktyce obserwują urzędnicy lokalnych ośrodków pomocy społecznej. Rozmawiamy z kierownikiem jednego z nich, działającego w niewielkiej gminie na wschodzie Polski.
Nie słyszałem takich głosów. Wszystkie pieniądze dostaję w terminie, nie ma żadnych spóźnień. Nie wiem, skąd te informacje o brakach w niektórych województwach.
Czyli wszystko działa już dobrze?
Teraz tak. Nie zatrudniałem żadnych dodatkowych osób do prowadzenia programu, więc na początku pracownicy zostawali do wieczora, a nawet przychodzili w soboty, żeby obsłużyć wszystkie podania. Ale teraz wszystko idzie płynnie.
A ile osób się zgłosiło do programu Rodzina 500+ w pana gminie?
Wypłacamy miesięcznie środki dla ponad tysiąca rodzin. To w sumie ponad pół miliona złotych co miesiąc. Ludzie już czekali, żeby złożyć dokumenty – to wszystko było tak rozdmuchane w telewizji, że były kolejki z podaniami. Spóźnialskich było niewiele.
A jak ludzie wykorzystują te pieniądze? Były informacje o tym, że niektórzy je przepijają i zamiast gotówki dostają bony.
U mnie są dwie rodziny, które mają nadzór asystenta rodziny. Ale dostają gotówkę, nie bony. I na razie nie ma powodów, żeby to zmieniać. Jeśli dostaję sygnał, że pieniądze mogą być marnotrawione, to sprawdzamy ten sygnał. Ale na razie nie odebraliśmy nikomu gotówki.
Choć podejrzewam, że są ludzie, którzy dzięki 500+ idą rano pod sklep, bo do pracy na pewno nie pójdą. Nie oszukujmy się, nie pójdą. Ale na to nie mamy wpływu.
Dużo ludzi rezygnuje z jakichś dorywczych albo sezonowych prac?
Oczywiście! Dużo jest takich osób, zwłaszcza kobiet. Sam to odczuwam. Mamy na etacie opiekunki osób starszych, ale one czasami idą na urlop. No i wtedy szukaliśmy zastępstw na umowę zlecenie.
Kiedyś nie było problemu, a teraz śmieją mi się w oczy. Bo po co? Mam troje dzieci, dostaję tysiąc z 500+, nie potrzebuję. Taka osoba dostaje 13 złotych brutto na godzinę. Może w Warszawie to nie są duże pieniądze, ale tutaj to nie jest mało.
Powiem panu jeszcze, że najbardziej to mi żal kobiet, które pracują. Siedzą od rana do nocy w jakimś markecie czy gdzieś, zarabiają grosze, ale już nie łapią się na żadną pomoc. Ani na 500+, ani na inne świadczenia. Tych mi szkoda.
Plan był taki, że dzięki programowi będzie się rodziło więcej dzieci. Nie minęło jeszcze 9 miesięcy, więc nie ma statystyk, ale może da się zauważyć, że jest więcej ciężarnych kobiet?
Chyba tak, chyba tych kobiet jest więcej, ale to tylko moja opinia. Niektórzy znaleźli w tym sposób na życie.
A widać inne efekty, nazwijmy to gospodarcze? Na przykład więcej samochodów ludzie kupują, albo przestali na kreskę brać?
Tak. Ludzie składają mniej wniosków o zasiłki okresowe. Je można wypłacać maksymalnie 10 miesięcy, ale u mnie dajemy na 2-3 i po tym czasie sprawdzamy, czy coś się poprawiło. W 2015 pod koniec roku wypłacaliśmy ok. 150 tysięcy złotych miesięcznie takich zasiłków, a w tym roku tylko 110 tysięcy.
Zauważyłem, że po korytarzach przestali się krzątać przedstawiciele z firm, które udzielają chwilówek. Widać, że ludzie pospłacali długi i biorą mniej pożyczek. A brali je właśnie w takich instytucjach, bo jak ktoś nie ma pracy, to nie dostanie kredytu w banku.
Jeszcze na koniec panu powiem, że trochę mnie boli jak patrzę na moich pracowników, którzy nie zarabiają dużo, jak to urzędnicy i na tych, którym wypłacają przelewy. Przychodzą ludzie, którzy pracują, mają dobre pensje, ale dostają przelew na dwa tysiące, bo mają piątkę dzieci. To jednak boli niektórych.