Spór Leszka Balcerowicza z Pawłem Huelle ponownie wywołał dyskusję o stanie polskiej edukacji. Tym razem skupiono się na nauczycielach. Zdaniem Balerowicza, nauczyciele to roszczeniowcy, którzy mają za dużo przywilejów, a za mało pracują. Nie zgodził się z nim Paweł Huelle, pisarz z wieloletnią praktyką nauczycielską, który wskazuje, że nauczyciele pracują w pocie czoła, a mogą z tego wyciągnąć najwyżej 2400 złotych. Kto ma rację?
W tym roku wyjątkowo często toczą się debaty na temat kondycji polskiej edukacji. Swoje trzy grosze dołożyli do tego prof. Leszek Balcerowicz i pisarz Paweł Huelle. Ten pierwszy w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" zaatakował Kartę Nauczycieli. Ekonomista twierdzi, że broni ona złych nauczycieli oraz że wszyscy nauczyciele pracują za krótko i dlatego mało zarabiają.
Z drugiej strony pojawił się głos Pawła Huelle, który broni nauczycieli - w liście do "Wyborczej" pisze on, między innymi, że to grupa zawodowa, która musi poświęcać bardzo dużo czasu na pracę poza ustawowymi godzinami. Pisarz zaznacza też, że zarobki nauczycieli są wyjątkowo niskie i nawet wstyd im wypominać, że za mało pracują. Dziś w "GW" pojawił się kolejny głos debaty - męża nauczycielki, który z kolei zauważa, że jego żona pracuje 15 godzin tygodniowo, a jako nauczyciel dyplomowany z
bonusów i nadgodzin wyciąga 3750 złotych miesięcznie.
Kto ma rację
- Słowa Balcerowicza są szokujące. Nieprawdą jest, że Karta chroni wszystkich nauczycieli, wręcz przeciwnie: daje możliwość usuwania tych słabych, tylko nie jest to wykorzystywane - wskazuje Krystyna Łybacka, była minister edukacji z SLD, dzisiaj członkini sejmowej komisji edukacji. - Poza tym, nie można uogólniać i wrzucać do jednego wora ponad pół miliona nauczycieli i oceniać ich przez pryzmat tych złych, którzy się nie starają. Ich jest może 1 procent - przypomina Łybacka. Była minister ocenia postawę Balcerowicza jako "jednoaspektową, ekonomiczną", która ma niewiele wspólnego z rzeczywistością, bo pracy nauczyciela nie da się ująć w statystyki.
Również była minister Katarzyna Hall (PO) z kolei uważa, że w obu stanowiskach - Balcerowicza i Huelle - jest sporo racji, ale należy to rozpatrywać szczegółowo, bo na przykład zarobki podawane przez pisarza "to kwoty z przeszłości", dziś już odpowiednio wyższe. Debatować jednak należy - nad kwestią godzin pracy i wynagrodzeń.
Więcej pracować nie mogą
Profesor Leszek Balcerowicz twierdzi, że obecnie nauczyciele pracują za mało. Ale wszyscy nasi rozmówcy: Krystyna Łybacka, Katarzyna Hall i Zbigniew Dolata z PiS (wszyscy byli nauczyciele) nie zgadzają się z tą tezą. Nauczyciele muszą do swoich lekcji się przygotowywać, a jeśli chcą to robić rzetelnie, to zajmuje to sporo czasu. Tak samo jak sprawdzanie prac uczniów, spotkania z rodzicami i inne obowiązki okołonauczycielskie. - Pensum 18 godzin to mit, bo chcąc się porządnie przygotować na jedną lekcję, można na to poświęcić nawet dwa dni. Oczywiście, że można to zrobić
szybciej, ale wtedy przekłada się to na jakość edukacji. Wykładowcy akademiccy dostają o wiele więcej pieniędzy za pięć wykładów w tygodniu, ich wkład intelektualny jest doceniany - odpowiada na zarzuty Balcerowicz poseł Dolata, który w szkole uczył przez 15 lat.
Potrzebne są również przerwy w roku szkolnym, które nauczyciele mają wolne, bo przecież nie mogą oni wziąć urlopu, kiedy chcą, a praca ta "wyczerpuje emocjonalnie", mówi nam Katarzyna Hall. - Można dyskutować nad tym, czy jakiegoś tygodnia nie przeznaczyć na szkolenia lub coś innego, ale to drobne szczegóły - ocenia Hall. Posłanka PO zgadza się jednak z opiniami Łybackiej i Dolaty, że nauczyciele na pewno nie pracują za mało.
Przy czym możliwe by było, by wszystkie czynności typu przygotowanie do lekcji i sprawdzanie prac domowych czy klasówek zmieścić w czasie pracy. Pod jednym warunkiem: - W Szwecji nauczyciele mają swoje gabinety, które zapewniają im komfort pracy. Wtedy faktycznie nauczyciele mogliby siedzieć od 8 do 16, osiem godzin dziennie i załatwiać wszystkie sprawy zawodowe w szkole - przekonuje poseł PiS. Obecnie w szkołach nie ma takich warunków - w przerwach nauczyciele mają tylko wspólny pokój nauczycielski, często malutki, w którym panuje rozgardiasz i trudno się tam skupić na pracy. Gabinety mogłyby rozwiązać ten problem, tak jak i kwestię "nieoficjalnych" godzin pracowania w prywatnym czasie. - Nauczyciele też na pewno chcieliby wychodzić ze szkoły i zostawiać tam pracę, a nie brać jej do domu - zapewnia Zbigniew Dolata z Prawa i Sprawiedliwości.
Z zarobkami bywa różnie
Posłowie z sejmowej komisji edukacji podkreślają jednak, że uogólnianie tego, ile godzin pracują nauczyciele, jest błędne. Bo jeden poświęca na to wiele godzin, rzetelnie się przygotowując czy proponując dodatkowe inicjatywy dla uczniów, a inny tylko chce "odfajkować" swoje lekcje. Dlatego też tak różne są wynagrodzenia, których system, w gruncie rzeczy, nie jest najgorszy. Wymaga tylko pewnych zmian, które ułatwiłyby placówkom motywowanie nauczycieli do bardziej wytężonej pracy.
Obecnie bowiem nauczyciele dzielą się na stażystów, mianowanych i dyplomowanych. I w tej kolejności rosną zarobki. Sam fakt zróżnicowania pensji jest słuszny, bo "nauczyciel nauczycielowi nierówny". - Uogólnienie zarobków byłoby krzywdzące, trudno, by dobry nauczyciel zarabiał tyle samo, co ten gorszy - ocenia Krystyna Łybacka. Szwankuje za to sam system przyznawania awansów i nagród, jego wady to mała elastyczność i za mała rola dyrektorów w ustalaniu pensji. Zdaniem Katarzyny Hall, ustawowo powinno się zapewnić bardziej elastyczne możliwości przyznawania nauczycielom nagród i wyższych pensji. - I to dyrektorzy powinni indywidualnie ustalać z nauczycielami, ile mają zarabiać, bo to oni widzą ich pracę i najlepiej ją "czują" - podkreśla posłanka PO. Obecnie, podkreśla Hall, wielu dyrektorów już sobie radzi z odpowiednim nagradzaniem i motywowaniem pracowników, ale zmiany prawne znacznie mogły by to ułatwić. Przy czym jest też multum nauczycieli dobrych, którzy
nagród nie dostają.
W tej chwili, w dużej mierze, za zarobki nauczycieli odpowiadają samorządy, a pracę belfrów ocenia się przez pryzmat chociażby zdanych matur czy testów gimnazjalnych. - A przecież nauczyciele w środowiskach trudnych wykonują cięższą pracę, niż ci w zamożnych regionach - dowodzi Zbigniew Dolata. Poseł PiS uważa też, że samorządy w swoich decyzjach są krótkowzroczne i należałoby im odebrać kompetencje decydowania o zarobkach nauczycieli. - Odpowiedzialności za jakość nauczania nie można dawać wójtom. Oni chcieliby wszystko przeliczyć na pieniądze, a tak się nie da. Gdyby Karta Nauczyciela nie chroniła zatrudnień, to samorządy, w ramach oszczędności, zwalniałyby najdroższych nauczycieli, czyli tych najlepszych, a w efekcie jakość kształcenia drastycznie by spadła - twierdzi Dolata. Parlamentarzysta Prawa i Sprawiedliwości zgadza się też z opinią, że to dyrektorzy najlepiej rozporządzaliby zarobkami swoich podwładnych.
Konieczny nadzór
Te postulaty, nawet jeśli zostałyby wysłuchane, wymagają jednak jeszcze jednej zmiany: poprawienia nadzoru nad szkołami. - Obecnie system nadzoru został praktycznie rozbity. Rząd odbiera kuratoriom kolejne kompetencje, te instytucje przestają mieć znaczenie - ocenia sytuację poseł PiS. O konieczności poprawienia nadzoru mówi również Krystyna Łybacka, wskazując, że jeśli zasady przyznawania nagród i pensji mają się zmienić, to jednocześnie nadzorcy muszą wykonywać bardziej wytężoną pracę i mieć większe kompetencje, by nie dochodziło do nadużyć ze strony dyrektorów.
Z samymi zarobkami nie jest więc tak źle, jak przedstawiają to niektórzy nauczyciele, tyle że osiągnięcie zadowalających efektów finansowych wymaga solidnego zaangażowania. Niestety, biurokracja i niewymierne procedury oceniania pracy nauczycieli demotywują do tego, by wykazywać się zapałem i zaangażowaniem. - Mimo to, pensje stażystów powinny zostać podniesione, bo często są to naprawdę głodowe pieniądze - dodaje jeszcze Krystyna Łybacka.
I pozostaje tylko postawić pytanie: czemu rządy nie wsłuchują się w te głosy i nie dokonują niezbędnych reform, skoro w podobnym tonie wypowiadają się przedstawiciele trzech różnych opcji politycznych.
Nie można uogólniać i wrzucać do jednego wora ponad pół miliona nauczycieli i oceniać ich przez pryzmat tych złych, którzy się nie starają. Ich jest może 1 procent.
Zbigniew Dolata
Poseł PiS, były nauczyciel
Pensum 18 godzin to mit, bo chcąc się porządnie przygotować na jedną lekcję, można na to poświęcić nawet dwa dni. Oczywiście, że można to zrobić szybciej, ale wtedy przekłada się to na jakość edukacji. Wykładowcy akademiccy dostają o wiele więcej pieniędzy za pięć wykładów w tygodniu, ich wkład intelektualny jest doceniany.
Wszędzie na świecie praca nauczyciela podlega pewnym szczególnym uregulowaniom, choćby z uwagi na potrzebę odmiennego podejścia do urlopów i czasu pracy niż w innych zawodach. CZYTAJ WIĘCEJ