Bioenergoterapia, joga kundalini, reiki, hooponopono, kabała, psychoterapia, ajurweda – to nazwy zaledwie kilku praktyk związanych z szeroko pojętą duchowością, o których można przeczytać na stronach „Pełni życia”, najnowszej książki Agnieszki Maciąg. To kolejna publikacja tego typu wydana w ostatnim czasie przez osobę znaną szerszemu gronu głównie z małego ekranu.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Literatura celebrycka nie jest bynajmniej zjawiskiem nowym. Swoimi dziełami uraczyły nas w ostatnich latach gwiazdy takie jak Małgorzata Rozenek, Kasia Tusk, Grażyna Wolszczak, Krzysztof Ibisz, a Ilona Felicjańska popełniła nawet powieść erotyczną „Wszystkie odcienie czerni”.
Tyle że dotychczas panie i panowie z telewizji (czy może raczej ich ghostwriterzy) kierowali do średnio spragnionej publiki przeważnie dziełka tematycznie błahe. Maja Sablewska doradzała jak bawić się modą, Marek Kondrat opowiadał o swojej pasji winiarskiej, a Anna Mucha o wakacjach w Toskanii, nie skąpiąc czytelnikom wskazówek praktycznych. Jednak Beata Pawlikowska dowodząca, że można pokonać depresję bez pomocy psychologa i Agnieszka Maciąg przekonująca, że szczęście jest osobistym wyborem, idą o krok dalej.
„Pełnia życia”, to szósta, nie licząc tomiku poezji, publikacja modelki. Książka opatrzona zdjęciami autorstwa Maciąg i jej męża, fotografa Roberta Wolańskiego, została podzielona na trzy części. W pierwszej Agnieszka opowiada o swoim życiu, począwszy od liceum plastycznego, poprzez krótką, acz błyskotliwą karierę modelki pracującej dla nowojorskiej agencji Wilhelmina, aż po wczesne macierzyństwo i rozstanie z poprzednim mężem.
Przytacza sukcesy i opowiada o ciężkich chwilach, aby pokazać swoją drogę do duchowego przebudzenia. Nie brakuje też niesamowitych anegdot, których nie powstydziłby się Ugolino z Montegiorgio, autor „Kwiatków Świętego Franciszka”. W jednej z nich wyższa siła pomaga nastoletniej Agnieszce i jej koleżankom z oazy zagubionym w górach odnaleźć drogę.
Z autoportretu kreślonego przez Maciąg wyłania się obraz dziewczyny nieszczęśliwej i zagubionej, która jednak bardzo chce sobie pomóc. Z ufnością chwyta się wszelkich dostępnych desek ratunku, mających doprowadzić ją do pełni szczęścia, której nie może znaleźć ani w pracy, ani w miłości ani w macierzyństwie.
Książkowa Maciąg jest pełna wiary. Ale jest to nie tyle czysta wiara w wyższą siłę, co wiara w uzdrawiającą moc wiary jako takiej. To tłumaczy wiele sprzecznych w ramach encyklopedycznej klasyfikacji religii przekonań modelki. Agnieszka wierzy, że ból kręgosłupa może być ulokowanym w ciele emocjonalnym cierpieniem i energetycznym zakłóceniem doświadczonym w dzieciństwie, wysłane w kosmos pragnienia znajdują swoją realizację, co nie przeszkadza jej modlić się do Matki Boskiej i otaczać figurkami Buddy.
Można powiedzieć, że blogerka wierzy we wszystko, co „zadziałało” w jej przypadku. Bo nie tyle o duchowość, ile o poprawę samopoczucia tu chodzi. Na podobnej zasadzie zawiodła się na psychoterapii. Spotkania z psychologiem, zamiast uśmierzyć jej ból rozdrapała rany, więc zostały zastąpione bioenergoterapią, której opisy przypominają filmowe obrazy egzorcyzmów (ciało wstrząsane konwulsjami, płacz nie do opanowania). Eklektyczne podejście do duchowości pod naszą szerokością geograficzną, gdzie w kościele można usłyszeć, że joga czy czytanie książek J.K. Rowling to grzech, niewątpliwie należy do nieszablonowych.
Z „Pełni życia” bije z jednej strony szczera chęć podzielenia się odkryciami i krokami prowadzącymi do przemiany duchowej, z drugiej porażająca niekiedy doza naiwności. Oto autorka opisuje w poetyce uniesienia religijnego jak to po decyzji o zawierzeniu opatrzności, poczuła nagle impuls, żeby wrócić do kiosku, gdzie znalazła szalik, który zostawiła tam kilkanaście minut wcześniej. Przypadek sugestywny dla neofickiej wyobraźni, która nie daje szans dojść do głosu zdrowemu rozsądkowi.
Psycholog i psychoanalityk Tomasz Kudelski, w wywiadzie dotyczącym intuicji, mówił, że można powiedzieć, że jest ona niczym innym, jak umysłem, który gwałtownie przyspiesza, analizując dane, żeby dać nam sygnał, którego nie odbieramy na poziomie świadomości. Z "Pełni życia" przebija nawet nie tyle zaufanie do boskiego planu, ile myślenie magiczne przejawiające się w podejściu do każdej właściwie kwestii. Wszystkie wydarzenia stają się znakami czy małymi cudami.
W kilku miejscach pojawia się także nawiązanie do znaku zodiaku Maciąg. Pozostaje zauważyć drobny zgrzyt w założeniu, że racjonalnie podchodząca do życia osoba (za którą uważa się Agnieszka) ufa swojej zodiakalnej charakterystyce.
Maciąg patrzy na swoje życie z perspektywy przebudzenia duchowego, wyraźnie dostrzegając celowość różnych wydarzeń z przeszłości, jak i nieświadomość złych wpływów. Zdanie „wtedy jeszcze nie wiedziałam” powraca raz za razem. Ciężko nie zgodzić się z twierdzeniem, że otaczanie się osobami wiecznie narzekającymi czy zazdrosnymi nie służy dobremu samopoczuciu, jednak wnioski modelki dotyczące przeszłości idą często o wiele dalej.
Muzyka może sprawić, że nasze samopoczucie będzie dobre, ale może również wzbudzić w nas agresję albo podciąć skrzydła. Na przykład powtarzane przez wielu słowa przeboju „w życiu piękne są tylko chwile” działają na ludzi jak emocjonalny wirus. Cóż to za przekaz! W życiu piękne są tylko chwile? A skąd autor o tym wie? A może w życiu piękne są wszystkie chwile?
Druga część książki, zatytułowana „Mapy” to rodzaj almanachu praktyk, które pomogły autorce. Znajdziemy tu zarówno objaśnienia tego, jak ważne jest wczesne wstawanie czy codzienna medytacja, ale też opisy charakterystyki energii dni tygodnia (związanej z planetami) czy nietypowych działań podjętych w celu polepszenia kontaktu z dojrzewającym synem, który uwikłał się w nieodpowiednie towarzystwo.
(…) zafascynowała mnie możliwość pracy z młodym człowiekiem na zupełnie innej płaszczyźnie: duchowej. Wykorzystałam już wszystkie dostępne mi metody, nie miałam więc nic do stracenia. Może mój zbuntowany nastoletni syn ich nie zaneguje?
(…) Gdy syn spał, oczyszczałam go mentalnie. Kiedy wychodził z domu, „wysyłałam” za nim archanioła Michała. Oczyszczałam też jego pokój z nagromadzonych tam negatywnych energii. Gdy mieliśmy sprzeczkę lub nieprzyjemną wymianę zdań, natychmiast udawałam się w spokojne miejsce, otwierałam swój zeszyt i się modliłam.
Trzeba jednak oddać autorce sprawiedliwość – w tym namnożeniu kuriozalnych niekiedy opowieści i metod cały czas podkreśla, że są to jej osobiste doświadczenia. Nie uzurpuje sobie prawa do nauczania, jak czyni to koleżanka po piórze i oświeceniu, Beata Pawlikowska. Ciekawa jest również koncepcja drogi do szczęścia i spokoju proponowana przez Maciąg. Oparta na zrównoważonym rozwoju duchowym i fizycznym, bliskości natury i miłości rodzinnej, jednak bez typowego dla buddyzmu odrzucenia pragnień. Modelka uznaje je za bardzo istotne i radzi wypisywać (najlepiej co tydzień).
Mówienie o przeżyciach duchowych jest bardzo trudne, nie jest to sfera, którą przywykliśmy opisywać słowami. Doznania tego rodzaju często określa się mianem „świadectwa”, co zdaje się odzwierciedlać stosunek, jaki ma do nich nasze potencjalnie religijne, choć bardzo racjonalne społeczeństwo. Czy Agnieszka Maciąg znalazła na opis przeżyć tego typu metodę trudno ocenić. Prawdopodobnie książka przypadnie do gustu pokaźnej społeczności kobiet animowanej przez Agnieszkę Maciąg w ramach prowadzonego przez nią bloga i komplementarnego fanpage’a.
Dziewczyna otwiera na chybił trafił Pismo Święte, które cały czas niosła ze sobą (nic innego nie zabrałyśmy, nawet odrobiny wody!). Czyta na głos: „Idźcie tą drogą. Ta droga jest właściwa”. Jesteśmy oszołomione, a nawet porażone. Poszłyśmy tą drogą w milczeniu. Mój umysł stale pytał: „Czy to prawda? Czy można temu zaufać?”. Ale moja dusza była już spokojna.
Agnieszka Maciąg
Mając jakiś dylemat lub pytanie, otwieram książkę na losowo wybranej stronie i znajduję rozwiązanie, którego szukałam. Otwierając się na życie, zaczęłam się komunikować z wyższą inteligencją i za każdym razem dostawałam odpowiedź.To już nie była modlitwa wysyłana „w próżnię”, ale pełna komunikacja, która działa w obie strony. Prawdziwy cud, który stał się moją codziennością.
Agnieszka Maciąg
Mój krytyczny umysł nie pozwoliłby mi na to. Jakieś zabobony! – myślałam o takich sprawach. Jestem przecież racjonalnym Bykiem, mocno stoję na ziemi. Ale ponieważ zawarłam umowę, szłam tam, gdzie mnie ten nurt życia zabierał. Bez przesadnej wiary, ale też bez sceptycyzmu.
Agnieszka Maciąg
Za sprawą pozornie niewinnej piosenki miliony osób „wdrukowują” sobie, że życie jest tak naprawdę ciężkie i ponure, a to, co w nim dobre – kruche i ulotne. Bardzo żałuję, że nie miałam wiedzy o energiach, gdy byłam nastolatką. Jednego dnia śpiewałam podnoszące na duchu pieśni oazowe, drugiego – słuchałam muzyki, która odbierała mi siły, radość i nadzieję.
Agnieszka Maciąg
Efekty były zdumiewające. Nie mówiłam Michałowi o tym, co robię, jednak siła tego oddziaływania była tak ogromna i pojawiła się tak szybko, że nie mogłam uznać tego za przypadek!