Prezydent Andrzej Duda przyjeżdża dziś do Zabrza. Miasta, w którym rząd miał pomagać kopalni do 2018 roku, a nagle okazało się, że jeszcze tylko przez półtora miesiąca. W górnikach aż się gotuje, bo PiS obiecywał, że likwidacji kopalń nie będzie. Właśnie tu, przed kopalnią, Beata Szydło składała głośne obietnice, po których śladu nie widać. – Czujemy się oszukiwani – mówi nam wprost Andrzej Chwiluk, przewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce w kopalni Makoszowy.
Rozmawiamy chwilę po tym, jak lokalne media zaczęły grzmieć: "Kopalnia Makoszowy tylko do końca roku. Nie będzie dłużej dopłat".
PiS zawiódł górników na całej linii?
Z perspektywy czasu widzimy, że to poprzedni rząd podpisał porozumienie w złej wierze. Ale żaden rząd, ani lewicowy, ani PO, nie narobił tyle bałaganu w górnictwie co robi teraz PiS. 14 kopalń zniknie w najbliższym czasie z mapy przemysłowej tego kraju. A przed naszą kopalnią Makoszowy, w czasie kampanii wyborczej, premier Beata Szydło składała nam wiele obietnic. Mamy nagranie. Wiemy, co wtedy mówiła.
Jak teraz patrzą na to górnicy?
Komentarze są nawet bardzo niegrzecznie. Ludzie są zrezygnowani. To przejaw tego, że przestają już ufać wszystkim dookoła. Patrzą tylko, jak załatwić swoje sprawy, reszta ich już nie interesuje. Nie jestem zwolennikiem PiS, ale sam miałem cichą nadzieję, że coś się zmieni. Ale nic się nie zmieniło. Z poprzednim rządem rozmawialiśmy przy stole i w oczy nas mamiono. A obecny nawet nie chce usiąść z nami do stołu.
Beata Szydło przed kopalnią Makoszowy
Trzeba walczyć o polskie górnictwo. Kopania Makoszowy i inne polskie kopalnie potrzebują wsparcia ze strony państwa! I to jest obowiązek państwa.
Na Śląsku bije serce polskiej gospodarki. Ktoś, kto tego nie rozumie, nie ma pojęcia, co zrobić dla polskiej gospodarki, żeby się rozwijała. Tutaj na Śląsku jest fundament polskiej gospodarki. Nie wystarczy tylko o tym mówić, deklarować, zapewniać. Potrzebne są konkretne działania. Bo to serce potrzebuje dzisiaj lekarstwa. Tego dzisiaj oczekują mieszkańcy Śląska, tego oczekują górnicy.
Dzisiaj górnicy czują się oszukani i mają prawo do takich odczuć. Bo jeżeli przez osiem miesięcy rząd nie wywiązywał się z realizacji porozumienia, które sam podpisał to znaczy, że nie było intencji jego realizacji".
Przy okazji wizyty prezydenta w Zabrzu chcieliście zorganizować pikietę, ale podobno władze miasta się nie zgodziły.
Zaczyna mi to przypominać dawne czasy, kiedy też nie wolno było krzyczeć. Obawiam się, że na spotkanie z prezydentem wejdą tylko wybrani, ale i tak mamy przygotowane inne scenariusze na grudzień. Nie damy sobie wyrwać godności. Nie poddamy się, będziemy bronić kopalni z całych sił.
Jak? Przyjedziecie do Warszawy
Jestem gotów nawet ogrodzić ją drutem kolczastym i powiedzieć politykom "wara od naszych miejsc pracy". To skrajność, którą widziałem w Europie. Nie jestem zwolennikiem agresywnych rozwiązań, dlatego korzystamy z tego, że prezydent przyjeżdża do Zabrza, bo nie stać na to, by zwozić ludzi do Warszawy.
Chcielibyśmy pokazać panu prezydentowi, co się dzieje i zwrócić uwagę na to, że jesteśmy oszukiwani. Jeśli przez kancelarię prezydenta udałoby się doprowadzić do merytorycznych rozmów z rządem, byłoby idealnie.
Przez kogo czujecie się oszukiwani?
Poprzedni rząd działał w złej wierze. Ale obecny kontynuował to porozumienie nie weryfikując zapisów. Zapisy, które pasują obecnemu rządowi to akceptują, a pozostałych w ogóle nie biorą pod uwagę. Próbowaliśmy rozmawiać i pokazać, że dziś kopalnia wyszłaby na prostą i sytuacja jest zupełnie inna. Nie było żadnych merytorycznych rozmów.
Próbowaliście rozmawiać właśnie z obecnym rządem?
Ach, proszę pani...Ile pism mam! Ile było próśb, przekonywania, że dobro narodowe trzeba chronić.
Do kogo konkretnie pan pisał?
Adresatami naszych pism była pani premier, minister energii Krzysztof Tchórzewski, wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski. Pisaliśmy do wszystkich, którzy w tej sprawie mogli nam pomóc. Prosiliśmy o spotkania, o merytoryczne rozmowy, sygnalizowaliśmy, że mamy pomysły, jak ewentualnie moglibyśmy wyjść z tego zaklętego kręgu, z tego co niekoniecznie w dobrej wierze zostało wcześniej przygotowane.
Jakie były odpowiedzi?
Że trwają negocjacje z Komisją Europejską, że na tym etapie nie da się prowadzić rozmów. Z punktu widzenia tego, co teraz zostało ogłoszone, widzimy, że to były wymijające odpowiedzi.
Państwo miało dopłacać do kopalni do 2018 roku, a ogłoszono, że będzie to robić jeszcze tylko przez półtora miesiąca.
Bałem się tego bardzo. W wielu pismach zwracałem uwagę, że jeśli tam ma być, to niech wyznaczą termin, niech powiedzą, że to będzie np. wrzesień 2018, żeby załoga miała czas na podjęcie decyzji, co dalej robimy. Żadna z tych próśb nie została wysłuchana.
Jak pan się dowiedział o tych decyzjach?
Z internetu. Taka informacja pojawiła się na stronie Ministerstwa Energetyki. Ja nie wiem do końca, na ile to jest prawda, ale przerzucanie winy na Komisję Europejską jest szukaniem sobie alibi.
Myśli pan, że rozmowa z prezydentem coś zmieni?
Chcemy mu zwrócić uwagę, że nie można w ten sposób, bez konsultacji społecznych, bez rozmów, podejmować takich decyzji. Minister Tobiszowski mówił, że możemy być konkurencją dla Polskiej Grupy Górniczej. Ale my możemy zagwarantować, że przez najbliższe lata jesteśmy w stanie wysłać naszą produkcję za granicę.
Skąd takie przekonanie?
Kopalnia ma najpłycej położone złoża spośród większości polskich kopalń, najmniejsze zagrożenia typu metan i złoża na 56 mln ton, które spokojnie możemy wydobywać przez 20 lat. Okazało się, że rynki się otworzyły dla naszej kopalni i możemy sprzedać wszystko, co wydobędziemy. Dziś sprzedajemy prawie wszystko na rynek polski.
Wiara w to, że będzie dobrze była tak daleko posunięta, że wzięliśmy sprawy w swoje ręce, zaczęliśmy zmieniać kopalnię, z 2 tys. pracowników zostało 1340. Ludzie się zaangażowali, doprowadziliśmy do tego, że w październiku kopalnia przyniosła 29 mln przychodów, z czego prawie 6 mln to zysk.
Co likwidacja kopalni oznaczałaby dla Zabrza?
Gazobudowę z Zabrza wyprowadził poprzedni rząd – to było około 600 miejsc pracy. W tej chwili mówi się o likwidacji kopalni Makoszowy, to jest 1300 osób, nie licząc firm okołogórniczych. Coraz głośniej mówi się przeniesieniu zakładów koksochemicznych do Dąbrowy Górniczej. Kopex zwolnił w ostatnim czasie 500 osób.
I jak mnie pani spyta, co jeszcze zostało w Zabrzu, to odpowiem, że banki. Pani prezydent twierdzi też, że będzie budowana Ikea i da prawie 1000 miejsc pracy. I oby tak się stało, ale jak tak dalej pójdzie, za chwilę będziemy mieli w mieście muzea i banki.
Kiedyś górnicze miasto...
Kiedyś było tu 16 kopalni i za chwilę nie będzie żadnej. Będzie pustynia. Ale powtarzam, my się nie poddamy. Będziemy walczyć o nasze miejsca pracy.