
Afera zaczęła się niepozornie. 20 października o wykryciu "śladów salmonelli " w jajkach oraz produktach zawierających jajka z Polski poinformowała za pośrednictwem systemu RASFF holenderska agencja ds. kontroli jakości żywności. "Do setek restauracji w Belgii trafiły polskie jajka zakażone salmonellą" - podały wieczorem belgijskie media, powołując się na tę informację. Na temat wskoczył dziennik "Le Soir": "polskie jajka są zakażone bakterią salmonelli enteritidis". Trop prowadził do jednej z ferm Woźniaka.
Wiele z produktów żywnościowych pochodzenia zwierzęcego jest skażonych salmonellą, ponieważ jest to bakteria żyjąca u u zwierząt jako flora naturalna. W przypadku kur salmonella bierze z ich przewodu pokarmowego, jeśli dojdzie do nadmiernego rozrostu flory bakteryjnej to podczas znoszenia jaj bakterie znajdują się na skorupie. Ugotowane jajo czy jajecznica wciąż jednak są bezpieczne, bakteria ginie już w 60 stopniach. Czytaj więcej
"Partie zakwestionowanych produktów zostały przebadane i nie wykryto w nich bakterii. Pomimo to, dla zachowania większego bezpieczeństwa, podjęta została decyzja o ich wycofaniu ze sprzedaży" - czytamy w komunikacie z 28 października. "Badania wykonane w akredytowanym laboratorium nie wykazały obecności salmonelli w produktach. Jednocześnie pragniemy poinformować, że powyższe działania podejmowane przez nasza firmę są działaniami prewencyjnymi." - donosi kolejny komunikat.
Właśnie z jajami Woźniaka zagraniczne media powiązały 260 przypadków zachorowań na salmonellozę odnotowane w takich krajach jak: Belgia, Dania, Luksemburg, Holandia, Norwegia, Szwecja, Wielka Brytania. W Chorwacji jedna osoba zmarła. Na nic tłumaczenia, że wspomniani pacjenci chorowali od maja do października, a zakwestionowana w Holandii partia jaj nosiła datę produkcji 12 października.
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl