
Reklama.
– Panie Marszałku, pani premier, panie prokuratorze stanu wojennego – rozpoczął wystąpienie Brejza. – Wczoraj z tego miejsca groził pan posłom konsekwencjami. Twierdził pan, że w sprawie pana Pikula [działacz "Solidarności" - red.] nie ma pana nazwiska – dodał. Po chwili wyciągnął skan z podpisem Piotrowicza. Do oryginału aktu w rzeszowskim IPN dotarli dziennikarze. Antoni Pikul spędził 3 miesiące w areszcie za nielegalne rozprowadzanie ulotek.
Piotrowicz nie wyglądał na przejętego występem posła Brejzy, sprawiał wręcz wrażenie szczerze rozbawionego sytuacją. W jego obronie stanęli partyjni koledzy, uderzając dłońmi o ławki. – Czyje to jest nazwisko? Tego człowieka bronicie! – krzyczał do nich polityk. – Klub PO występuje przeciwko panu do Komisji Etyki za to, że pan groził i okłamał Wysoką Izbę – dodał. Marszałek Sejmu stwierdził później, że w trakcie obrad nie ma miejsca na "elementy insynuacyjne".
Wyraźnie marszałka nie posłuchał Jacek Protasiewicz z koła Europejscy Demokraci. Wychodząc przed parlamentarzystów zwrócił się bezpośrednio do prokuratora z PRL. – Po dzisiejszym wystąpieniu chcę wyraźnie powiedzieć: ja wiem, dlaczego pana nie rozumiem – powiedział. – W stanie wojennym oskarżał pan działaczy "Solidarności". Mnie aresztowali, wsadzali na dołek. Taka jest między nami różnica. Pan stał tam, gdzie stało ZOMO! – dodał wyraźnie poruszony
– Inwektywy pod moim adresem to znak państwa bezsilności – odpowiedział Piotrowicz. Jego komentarzem do sytuacji były też słowa, że "nie ma zamiaru się tłumaczyć, bo nie ma z czego". Pogroził jednak posłom, zwłaszcza Protasiewiczowi - chodzi o zdanie, że były prokurator oskarżał opozycjonistów.
Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl
źródło: SEJM