Nie każdy może mieć osobistego specjalistę od dezinformacji niczym Antoni Macierewicz. Internet, a szczególnie media społecznościowe zalewane są codziennie tysiącami informacji, które szybko zaczynają żyć własnym życiem. Wiele z nich to informacje zmyślone, czyli fejki. Można je łatwo wyłowić z morza innych wiadomości, bo już na pierwszy rzut oka wyglądają podejrzanie, ale nadal wiele osób traktuje je jak prawdę objawioną. Jak nie dać się wkręcić? Zanim puścisz w obieg „newsa”, którego przeczytałeś zastanów się nad jego wiarygodnością.
Wysyp fejków po tzw. liście Misiewiczów
Przykłady fejków z ostatnich dni? Na Facebooku furorę robi informacja o 21-latku, który dostał rzekomo pracę w Kancelarii Prezydenta z pensją 6 tys zł netto. Jest jego imię i nazwisko, pozowane zdjęcie praz podpis, „że to syn kuzynki prezydenta Andrzeja Dudy”. Tysiące ludzi, a nawet niektóre polityczne witryny bezrefleksyjnie zamieściły – tego wyssanego z palca newsa –na swoich tablicach i kipią z oburzenia, ze nepotyzm, kolesiostwo, zwykłe draństwo. Dla politycznych ignorantów „news” może się wydawać prawdziwy, w końcu nie tak dawno "Nowoczesna" opublikowała listę tzw. Misiewiczów, czyli osób najczęściej bez kompetencji, a nawet bez odpowiedniego wykształcenia, które dzięki rodzinnym i politycznym koneksjom dostały intratne synekury w strukturach władzy PiS.
Staromiejski, czyli Nowowiejski
Ale informacja o "degustatorze win" z daleka wygląda na podejrzaną i trąci infantylizmem. Pomimo tego z szybkością karabinu maszynowego zaczyna podbijać media społecznościowe. Na FB piszemy do administratora strony „Kobiety Lewicy” z pytaniem, skąd mają taką informację i czy ją potwierdzili? Otrzymujemy odpowiedź, że „news jest prawdziwy, pochodzi z Kancelarii Prezydenta, ale że zapewne i tak otoczenie Andrzeja Dudy jej nie potwierdzi". Szybo okazuje się, że rzekomy sommelier Grzegorz Staromiejski to w rzeczywistości Grzegorz Nowowiejski, członek partii Korwin, raczej dalekiej politycznie od obozu "dobrej zmiany". Ktoś zrobił mu kawał, przekleił zdjęcie z oficjalnego konta i puścił w polityczny obieg jako „syna kuzynki Dudy”. Przy okazji "dowcipniś" narobił zapewne chłopakowi wielu problemów , a mógł nawet zniszczyć życie.
Newsy z czapy
Podobnych, pisanych na wodzie „newsów” było w ostatnich dniach mnóstwo. Na FB i Twitterze mogliśmy przeczytać o siostrzenicy, kuzynie, sąsiadce (pojawiły się różne wersje) ministra Zbigniewa Ziobro, którzy(e) bez odpowiedniego wykształcenia mieli dostać intratne stanowiska w rządzie, albo o powinowatych premier Beaty Szydło, czy posłanki Krystyny Pawłowicz - pozatrudnianych z politycznego klucza w różnych spółkach skarbu państwa.
Schemat wszystkich tych informacji był podobny: w oczy rzucały się zarobki i brak wystarczających kwalifikacji oraz nadtytuł – "udostępniajmy i skończmy z dojną zmianą".
Pogromcy fejków
Wiele osób przytomnie zwracało uwagę w komentarzach, że to może być prowokacja mająca na celu ośmieszenie opozycji, czy konkretnych osób, ale inni użytkownicy mediów społecznościowych bezrefleksyjnie przekazywali „newsy” dalej. A z fejkami jest jak ze starym dowcipem o Radiu Erewań: "Słuchacze pytają: Czy to prawda, że na Placu Czerwonym rozdają samochody? Radio Erewań odpowiada: tak, to prawda, ale nie samochody, tylko rowery, nie na Placu Czerwonym, tylko w okolicach Dworca Warszawskiego i nie rozdają, tylko kradną".
Jak więc bronić się przed fejkami? Przede wszystkim do każdej informacji w sieci należy podchodzić z dystansem i zawsze warto sprawdzić dane w niej zawarte, albo po prostu - jeśli coś nam nie gra - nie przekazywać jej dalej i nie upubliczniać swoim znajomym. Wystarczy często poczytać komentarze pod „newsem”, by zorientować się że jest on zmyślony, albo "wygooglać" choćby podstawowe informacje na temat rodziny danego polityka. Są też strony, które specjalizują się w tropieniu fejków.
Praca setek trolli
Tajemnicą poliszynela jest jednak to, że wraz z profesjonalizacją i komercjalizacją polityki, ugrupowania, czy nawet poszczególni politycy, wynajmują internetowych trolli, którzy specjalizują się w pisaniu w sieci laurek pod adresem swoich pracodawców, hejtowaniem ich przeciwników albo po prostu sianiem dezinformacji. Pocieszające jest to, że ofiarami własnej propagandy padają także politycy, którzy przekazują, albo powołują się na zmyślone informacje. I wpadają we własne sidła.