Zawsze ten sam problem. Co dać bliskim sercu i bliskim z przymusu, żeby nie narażać się na nieprzyjemne mignięcie grymasu zawodu, przykrytego natychmiast wyuczonym szczękościskiem. I to nie wydając miesięcznej pensji, i nie wykorzystując miesięcznego pakietu wolnych weekendów na przepychankę w centrach handlowych.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Recepta na podarunek idealny jest prosta, choć ciężka do zrealizowania w praktyce. Perfekcyjny prezent to rzecz, która spodoba się obdarowywanej osobie, ale nigdy nie zostałaby przez nią kupiona samodzielnie. Nie chodzi tu bynajmniej o aspekt finansowy.
W życiu społecznym naszego kręgu kulturowego panuje silna reguła wzajemności, powodująca, że jeśli otrzymujemy drogą rzecz, za którą nie jesteśmy się w stanie odwdzięczyć materialnie, zamiast radości odczuwamy dyskomfort, czy nawet wstyd. Oczywiście inaczej jest w układzie rodzic-dziecko czy między małżonkami, ale pewnie zdarzyło się wam kupić komuś pierwszą z brzegu świeczkę zapachową w promocji i ze wstydem odkryć, że druga strona postarała się bardziej i wydała więcej.
Powodów dla których nie kupujemy sobie pewnych rzeczy mogą być setki. Wasze mamy być może wzdychają w sekrecie do koca w kształcie syreniego ogona, ale uważają, że w ich wieku nie przystoi kupować „czegoś takiego”. Na pewno znacie też kastę osób praktycznych, które nawet małe odchylenie w stronę elegancji czy luksusu traktują jak grzech śmiertelny. Często to kwestia nie tyle przekonań, ile wychowania. Surowy i oszczędny wuj podpala papierosy zapałkami, co nie znaczy, że nie wzruszy się, kiedy dostanie zapalniczkę Zippo (zbyteczną, ale wciąż praktyczną).
Prezent idealny? Mimo wszystko łatwiej powiedzieć jaki powinien być, niż jak go znaleźć. Jeśli w tym roku znów obudzicie się w przedświąteczny weekend i z obłędem w oczach będziecie przetrząsać półpuste sklepowe półki pamiętajcie, czego nie kupować. Dla stryjecznej kuzynki wasz kupiony na stacji benzynowej prezent będzie wzruszeniem ramion, ale dla bliskiej osoby może być dowodem lekceważenia. Nietrafione prezenty ranią w zażyłych relacjach, obnażając nieznajomość pragnień i gustów bliskiej osoby.
Książki
Z badań przedświątecznych nawyków zakupowych Polaków przeprowadzonych przez Deloitte, wynika, że w tym roku, po raz pierwszy od kilku lat, książki nie będą w Polsce najczęściej kupowanym prezentem gwiazdkowym (zostały zdeklasowane przez perfumy i kosmetyki). Sporą zasługę mają w tym oczywiście audiobooki i e-booki, które ciężko położyć pod choinką, ale i tak możemy powiedzieć „no wreszcie”.
Jak na kraj, w którym czytanie nie jest sztuką powszechnie praktykowaną, mamy zadziwiający stosunek do książek. Być może nigdy niewidziane na oczy tomiszcza, o których opowiadały w religijnym uniesieniu polonistki, usiłujące wpoić młodzieży wiarę w literaturę, osiągnęły w setkach tysięcy nieoczytanych głów status sacrum. Wiemy, że czytanie to szlachetne hobby, literatura jest czymś wzniosłym, a książka to prezent piękny i dobry, który należy uszanować. Tyle że często, to najgorsze, co możemy ofiarować, zwłaszcza osobie o wyrobionym guście literackim.
Namiętni czytelnicy, publikację, którą wybraliście dla nich na chybił trafił (ciekawy opis z obwoluty i zniżka 5 proc.) mogą już mieć, z kolei oprawionego w imitację skóry klasyka na pewno już czytali. Trzecia, najbardziej prawdopodobna opcja - wybierzecie coś z punktu widzenia obdarowanego tak złego, że będzie wstydził się postawić na półce albo odstąpić ten gniot któremuś ze znajomych. Książka prezentem dla nieczytających? Jeszcze gorzej! Już bardziej prawdopodobne, że traficie przypadkiem lub podstępem w gust mola książkowego, niż, że akurat wasz dar zmieni wieloletnie nawyki.
Książka może być też wspaniałymi prezentem, o ile sami wcześniej ją czytaliśmy i obdarowujemy nią bliską osobę, bo uważamy, że może ją wzruszyć, poprawić jej humor czy doprowadzić do nowych wniosków. I nie ma tu znaczenia czy będzie to poradnik motywacyjny, czy tomik wierszy Sylvii Plath. Liczy się, że braliśmy ją pod uwagę, a nie kupiliśmy byle co, żeby mieć prezent z głowy.
W wielu przypadkach świetnie sprawdzają się też starannie wydane albumy, które bardziej niż książkami są pięknymi przedmiotami. Kupującą nieustannie świeże kwiaty do domu synową prawdopodobnie ucieszy album ze zdjęciami prac wybitnych florystów, a fotografa-amatora może zainspirować zbiór reprodukcji zdjęć Helmuta Newtona, na który żal było mu pieniędzy.
Jeśli dajesz komuś książkę: Z braku większych powodów do dumy w ciągu ostatniej dekady, postanowiłeś być dumny z tego, że czytasz. Kiedy masz ochotę zabłysnąć na spotkaniu towarzyskim oznajmiasz oburzony, że statystyczny Polak czyta książkę rocznie. I zawdzięcza to tobie, herosowi fotela, który walczy co wieczór z książką w dłoni o honor narodu.
Duma dumą, ale daruj sobie przynajmniej anegdotę o „statystycznym Polaku”, wszyscy słyszeli ją setki razy. To trochę tak, jakbyś usiłował opowiedzieć o bitwie pod Grunwaldem jako o niszowej ciekawostce historycznej. Weź pod uwagę, że nie wszyscy są miłośnikami literatury. Fakt, że nie wszyscy są tak wyjątkowi i rozbudzeni intelektualnie jak ty może być kolejnym powodem do dumy!
Pidżama
Ludzie nieustannie obdarowują się pidżamami. Być może dzieje się tak, ponieważ znalezienie takiej, która spełniałaby jakieś standardy estetyczne, pasowała do systemu grzewczego mieszkania i nie kosztowała kilkuset złotych, graniczy z cudem. Pidżama wydaje się więc prezentem praktycznym i pożądanym, tym bardziej, że możemy odrobinę pomylić się co do rozmiaru, a i gust obdarowywanego nie jest aż taki ważny, wszak to ubranie „tylko po domu”.
Kolekcjonujemy więc pidżamowe koszmary - zmechacone spodnie niby w naszym rozmiarze, ale z boleśnie wrzynającą się gumką czy bazarowe koszulki z plastikową koronką. Czasem tych podarunków nawet używamy, ale kiedy jedziemy ze znajomymi na narty okazuje się, że mimo półki pełnej pidżam, nie mamy żadnej, w której moglibyśmy pokazać się znajomym znajomych.
Jeśli dajesz komuś pidżamę: Najpewniej twoja szafa nie domyka się już od nadmiaru nieużywanych koszul nocnych i szlafmyc. Dostajesz drgawek, kiedy myślisz, że w tym roku twoja kolekcja mody nocnej znowu się powiększy. Pewnej bezsennej nocy (przewracając się z boku na bok w pidżamie w kolorze brudnego noworodka) wpadasz na pomysł tyle prosty, co genialny. Postanawiasz przekazać swoje pidżamy dalej! Czujesz ulgę tak wielką, że niewiele myśląc pakujesz znienawidzony element garderoby w błyszczący papier w małe śnieżynki. Pamiętaj jednak, że karma wraca. Jak mówi ludowe porzekadło: „Kto daje ohydną pidżamę, ohydną pidżamą obdarowan zostanie”.
Skarpety
Skarpety jako prezent, obśmiewane co roku w świątecznych reklamach, to już klasyk. I prawdziwa zmora wszystkich, którym udawanie zaskoczenia i radości przychodzi z trudem. Niby wiadomo, dlaczego mimo negatywnych konotacji wciąż lądują pod choinką - wszyscy ich potrzebujemy. Choćby dlatego, że często gubimy jedną z nich w odmętach pralek i koszy na brudną bieliznę.
Pół biedy, jeśli dostajemy skarpety dobrej jakości, których wzór budzi uśmiech (jak Happy Socks czy polski odpowiednik Many Mornings), wszak zazwyczaj nie przeznaczamy na tę część garderoby więcej niż kilka złotych. Gorzej, jeśli nasze skarpety okazują się być pięciopakiem z H&M-u. Jeśli nadal nie do końca rozumiecie dlaczego obdarowywanie ludzi skarpetami z sieciówek jest okropnym zwyczajem, wyobraźcie sobie, że dostajecie pudełko herbaty Liptona (200 sztuk!) zamiast zestawu herbat indyjskich różnych odmian.
Jeśli dajesz komuś skarpety: Prawdopodobnie jesteś kobietą. I sama lubisz skarpety. Jeśli uważasz, że to praktyczny prezent, który obdarowywany na pewno będzie nosił (w przeciwieństwie do ryzykownego swetra czy koszuli) proponuję kupić w tym roku jedną parę mniej i dorzucić do podarunku ryzę papieru do drukarki laserowej. Na pewno się przyda.
Pieniądze
Jak wynika z przytoczonego już badania Deloitte, to właśnie pieniądze są najpopularniejszym prezentem świątecznym na zachodzie Europy. Całe szczęście, że ten wymysł zgniłego kapitalizmu nie zdominował jeszcze szlachetnego polskiego zwyczaju obdarowywania bliźnich obrzydliwymi pidżamami i fatalnymi bestsellerami!
Pieniądze oczywiście mogą sprawić ogromną frajdę 10-latkowi, dla którego 70 zł to majątek. Z kolei wydawanie tej fortuny nauczy go o wiele więcej niż niejedna zabawka edukacyjna. Licealistce świąteczne koperty mogą ufundować dwa miesiące życia towarzyskiego, które przedkłada nad nowe słuchawki i modne sneakery. Ale wymiana kopert między dwiema dorosłymi, pracującymi osobami? Po tym uroczym akcie można porównać zawartość i odkryć z ulgą, że nic na tej wymianie nie straciliśmy, a nawet jesteśmy 20 zł do przodu.
A może postawmy na wygodę? Przelew PayPal ze smartphone’a wykonywany znad parującego barszczu wydaje się być idealnym rozwiązaniem! Oszczędzamy sobie nie tylko wybierania prezentu, ale nawet poszukiwania koperty.
Jeśli dajesz komuś pieniądze: Jesteś usprawiedliwiony! Taki zapracowany Wilk z Okopowej jak ty nie ma czasu na duperele. Poza tym przecież nie pożałowałeś pieniędzy, więc spełniłeś swój obowiązek z nawiązką. Prezenty to zawracanie głowy, przecież sam możesz sobie kupić lepsze rzeczy, niż te pierdoły, które co roku znajdujesz pod choinką. Nie chodzi o to, że nie lubisz świąt. Uwielbiasz bigos i całkiem bawi cię rozmowa o motoryzacji z kuzynem jeżdżącym 9-letnim Oplem.
Zestawy kosmetyków
Biorąc pod uwagę, jak chętnie obdarowujemy się różnego rodzaju mazidłami i mydełkami, można by przypuszczać, że jesteśmy narodem nabożnie celebrującym urodę i rozmiłowanym w salonach SPA. Jeśli przyjrzelibyśmy się temu fenomenowi głębiej, moglibyśmy także dość do wniosku, że z liczeniem to u nas na bakier. Po rozłożeniu większości tańszych zestawów kosmetyków na czynniki pierwsze, okazuje się, że płacimy kilkanaście złotych więcej, niż za te same produkty kupowane oddzielnie.
W przypadku pań, zadowolenie z prezentu tego rodzaju zależy niestety głównie od tego, jak drogie kosmetyki znajdują się w środku. Oczywiście wszystkie balsamy i toniki wcześniej czy później zostaną zużyte, ale co to za frajda wcierać w siebie to, czego używamy zazwyczaj. Otrzymanie nieco droższych produktów, na które same poskąpiłybyśmy sobie pieniędzy („Krem za 100 zł? Mam przecież dopiero 30 lat!”) daje szanse na przetestowanie i znalezienie czegoś dla siebie.
To też jeden z mniej spersonalizowanych pomysłów na prezent, nie wymagający krztyny namysłu. Sugeruje, że ofiarodawca wszedł do sklepu, kupił pięć zestawów dla kobiet, tyle samo dla mężczyzn, a następnie rozdysponował je między poszczególnych członków rodziny. Gorzej, jeśli reszta krewnych myśli podobnie. No, ale wtedy można przynajmniej uzupełnić zapasy szamponów na najbliższe pół roku.
W dobie rosnących jak grzyby po deszczu sklepów ze świetnymi, naturalnymi kosmetykami naprawdę nie trzeba wiele, żeby obdarować bliską osobę czymś, czego nie widuje co drugi dzień w witrynie sklepu. Nie wzrastają ani koszty, ani ilość czasu spędzonego w sklepie, wystarczy odrobina kreatywności.
Jeśli dajesz komuś zestawy kosmetyków:Pamiętasz głęboki PRL, kiedy w policzki wcierałaś krem Nivea, w nadgarstki kilka kropel nieśmiertelnej Pani Walewskiej, a wszystkie zmywacze miały aceton. Do kolorowych słoiczków i pachnących mgiełek wciąż świecą ci się oczy, a kiedy widzisz te wszystkie pudełka z plastikowymi okienkami pełne chemicznego bogactwa wpadasz w szał świątecznych zakupów.