"Doktorka od gry wstępnej", "pani od seksu"... Był czas, że "Sztuka kochania” była obecna w niemal każdym polskim domu, poważnie traktowali ją dorośli, z wypiekami na twarzy zaglądała do niej młodzież. I choć podręcznik Michaliny Wisłockiej uchodził za szokujący i przełamujący liczne obyczajowe tabu, to największe emocje budziło to, co działo się w jej własnej sypialni. A działo się w niej tyle, że można by obdzielić tym roczny nakład tabloidów.
Film fabularny: "Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej” z Magdalena Boczarską, ma trafić do kin w styczniu przyszłego roku, 40 lat po premierze książki Wisłockiej. Wcześniej powstał już dokument: "Sztuka kochania według Wisłockiej” Konrada Szołajskiego, ale ginekolożka prawdopodobnie cieszyłaby się, że oczy wszystkich znów kierują się w jej stronę. — Nikt już nie mówi do mnie doktor Wisłocka, wszyscy mówią zwyczajnie Wisłocka — żaliła się córce pod koniec życia.
— Miłość nie zna wieku, ona wieje jak wiatr — powiedziała do gosposi, zwanej Krężołkiem, 84-letnia Wisłocka leżąca już na łożu śmierci. W ostatnich dniach życia, czuła się ożywiona, zwróciła uwagę na opiekującego się nią lekarza. Odwiedzającemu ją studentowi pedagogiki, Michałowi, który spisywał jej wspomnienia, zwierzyła się po cichu: — "Najgorsze, że podoba się doktorce, która się mną opiekuje. Oczywiście, że on woli Wisłocką, ale jak to wytłumaczyć zawiedzionej babie"?
Te i wiele innych wspomnień o Michalinie Wisłockiej możemy przeczytać też w książce Violetty Oźminkowski "Michalina Wisłocka. Sztuka kochania gorszycielki”. Nie tylko gosposia i prowadzący z nią rozmowy student, ale przede wszystkim Krystyna Bielewicz, córka słynnej ginekolog, składa tam obszerne wyjaśnienia na temat tego, jaka była, a jaka nie była jej matka.
Nie była tą, która miałaby ochotę upiec ciasto, naprawić pończochy albo umyć podłogę. Taka była Wanda, jej najlepsza przyjaciółka. — Wanda była jedyną koleżanką, która akceptowała moją mamę — wspomina Krystyna w rozmowie z Violettą Oźminkowski dla gazeta.pl — bo mama najprawdopodobniej miała zespół Aspergera i waliła prawdę koleżankom w oczy, nie rozumiejąc, że sprawia im przykrość.
Stasia, poznała w wielu 12 lat, wyszła za niego w drugiej klasie liceum. Mąż okazał się być potwornie zaborczy, a przy tym niespecjalnie wierny. Z jednej strony, starał się odgrodzić Wisłocką od całego świata, czyniąc z niej coś w rodzaju swojej pomocy naukowej i darmowej asystentki, z drugiej nie ukrywał słabości do płci pięknej.
Pewnego dnia, pod wpływem książki Koizumi Yakumo "Opowiesć przy wtórze lutni”, Wisłocka wpadła na pomysł doskonałego trójkąta miłosnego. — "Był tam wielki uczony oraz dwie jego żony uwielbiające go bezgranicznie. Pomyślałam, jakby to było ślicznie stworzyć taki trójkąt w naszym życiu. Staś lubił moją przyjaciółkę Wandę i pociągała go oryginalność mojej koncepcji, ale uważał, że nigdy i nikogo nie będzie kochał tak jak mnie" — napisała w swoim pamiętniku. Po ślubie, Wisłocka niespecjalnie czerpała przyjemność z seksu z nim, Wanda miała być ratunkiem dla ich związku.
Wisłocka nie przewidziała jednak, że będzie o przyjaciółkę tak bardzo zazdrosna. Żywiołowa Wanda bardzo przypadła do gustu Stanisławowi. Wisłocka nie mogła znieść, że ci dwoje tak bardzo się do siebie zbliżyli. Przecież Staś kochać miał ją, z tą drugą tylko sypiać.
Choć Krystyna wspomina ojca jako zimnego i nieczułego człowieka, Michalina stworzyła w swojej głowie jego idealny obraz, któremu przez lata była wierna. Podobała jej się idea bycia jego żoną. — "Miał on być wielkim naukowcem, 'drugim Pasteurem'” — wspominał w swoich notatkach, które znajdziemy w książce Oźminkowski, student pedagogiki. — Istotnie pracował jako bakteriolog, lecz po zwolnieniu z pracy robił "to, co naprawdę kochał i w czym się spełniał” (...). Był nauczycielem biologii w wielu warszawskich liceach. O tym nigdy nie usłyszałem od Pani Doktor.
Wisłocka z uporem maniaczki powtarzała też: "30 lat żyłam w związku z bakteriologiem Wisłockim”. To też nie była prawda. Jak wyliczył student, tych lat uzbierało się tylko 16. Biorąc pod uwagę niełatwe charaktery całej trójki, to i tak długo.
Jako-tako funkcjonujący układ był bowiem skazany na porażkę. W pewnym momencie okazało się, że Wanda jest w ciąży. Można sobie wyobrazić, jaki skandal mogła wywołać ta wiadomość, gdyby tylko się rozniosła! Mimo to Wisłocka przekonała przyjaciółkę, by ta nie przerywała ciąży. Ostatecznie powiedziano wszystkim, że nowo narodzony Krzyś jest dzieckiem jej i Stanisława. Pojawienie się jakiś czas potem biologicznej córki Michaliny, Krysi, też nie poprawiło sytuacji. Ojciec nie lubił dzieci, Wanda faworyzowała syna, Michalina nie umiała zajmować się domem.
Było biednie, w dodatku trzeba było skończyć studia.
Kolejnego zwrotu akcji miłosny trójkąt już nie przetrwał. Wanda znalazła mężczyznę, który poprosił ją o rękę, postanowiła więc odejść i założyć własną rodzinę. Stanisław był zdruzgotany i robił wszystko, by ją zatrzymać. Zaproponował, że rozwiedzie się z Michaliną i sam ją poślubi. —" Wanda miała w nosie jego obietnicę ożenku, bo już go prawdopodobnie nie kochała, ale nie omieszkała pochwalić się mamie. To był gwóźdź do trumny ich wzajemnego układu. Tym bardziej, że mama znalazła jeszcze zdjęcia pornograficzne z ojcem w roli głównej. A dokładnie było ich trzydzieści sześć "— wspominała Krystyna w rozmowie z Oźminkowski.
Po publikacji "Sztuki kochania”, najpierw w formie felietonów na łamach "Razem”, a potem w wersji książkowej, Wisłocka nabrała pewności siebie, spełniło się też jej marzenie – stała się naprawdę sławna. Jej książka była bardziej popularna od klasyków literatury, kupowano ją częściej niż Biblię. "Sztukę kochania" zaczęto sprzedawać za granicą – w NRD, Bułgarii, a nawet w Chinach.
Zaczęła dostawać całe worki listów – z pytaniami od kobiet i mężczyzn o porady – jak, gdzie, w jakiej pozycji i co w tym czasie zrobić z dziećmi? Nikt dotąd nie mówił w Polsce tak swobodnie o seksie! Były też pogróżki i całe tony epistolarnego hejtu. Że nie ma wstydu, że się nie zna, że nie ma kompetencji. Środowisko ginekologów nie chciało jej dopuścić do zrobienia habilitacji, o profesurze nie wspominając. Ze środowiskiem naukowym nie wygrała, ale za to zrobiła karierę nieporównywalnie większą, niż którykolwiek z jej kolegów seksuologów.
Przez całe życie miała wielu kochanków, w których na dodatek była zakochana. Zakochiwała się zresztą bez przerwy, do końca życia. — Nawet seks bez miłości nie ma sensu — mówiła.