
W Alior Banku na gorących krzesłach siedzi 2600 pracowników. Tyle osób spółka zamierza zwolnić w ciągu roku, ponieważ po połączeniu z bankiem BPH okazały się zbędne. Bank negocjuje ze związkowcami, kiedy zacząć wręczanie wypowiedzeń. Naciska, aby akcja zaczęła się jeszcze w grudniu. – Na pewno nie jest to dobry czas. Święta i tak mamy zepsute, bo informacja o zwolnieniach pojawiła się już w mediach. Zamiast radośnie przeżywać święta, będziemy mieli w domach smutne dyskusje, o tym kto wyleci z pracy – mówi przedstawiciel związku zawodowego w tej firmie.
Taki termin uważam za niefortunny. Na pewno lepiej jest gdy pracodawcy zwalniają po świętach, bo są to ważne chwile dla każdego z nas. Z drugiej strony pamiętajmy, że nikt nie zwalnia dla przyjemności czy zabawy. Zwolnienia to konieczność biznesowa. Raz jest to upadek firmy, innym razem problemy finansowe.
Kiedy w listopadzie znajdująca się w tarapatach finansowych spółka "Alma Market" ogłaszała rozpoczęcie zwolnień grupowych (383 pracowników), na giełdowym forum Bankier.pl odezwali się poszkodowani. "Panie prezesie, gdzie moja wypłata za październik. Tak się... tych, którzy nie piją drogiego wina i nie palą cygar?" – padały m.in takie gorzkie komentarze. Rzecznik prasowa odsyła do komunikatu: "Bezpośrednimi przyczynami zwolnień grupowych jest redukcja nierentownych placówek handlowych, a także zamiar ograniczenia zatrudnienia w centrali w związku ze zmniejszeniem skali działalności". Upadająca sieć handlowa może prawdopodobnie zwolnić nawet 1300 osób.
Możemy sobie jedynie wyobrazić, jak drażliwym tematem będzie sprawa zwolnień w czasie świątecznych spotkań. Ocena może być krytyczna: bezduszne wielkie korporacje wyrzucają na bruk tysiące osób przed świętami i nowym rokiem, sprawiając tym samym, aby byli pracownicy zamiast w spokoju przeżywać świąteczne chwile z najbliższymi i celebrować w pozytywnym nastawieniu nadejście roku 2017, musieli nerwowo sprawdzać stan budżetu domowego i rozglądać się za nowym zajęciem.
Jeśli można mówić o współczuciu dla zwalnianych w firmach czy korporacjach, to objawia się ono wprowadzeniem "pakietów osłonowych" dla odchodzących pracowników. "Agora", wydawca m.in. "Gazety Wyborczej" wypłaci zwalnianym pracownikom 7,4 mln złotych. Rafako, firma z branży przemysłowej, aby pozbyć się 200 pracowników jest gotowa wypłacić im 15 mln. To także cena za utrzymanie wizerunku przyzwoitego pracodawcy, dodają eksperci.
…zamiast ciąć koszty na górze to góra ustaliła że najlepiej zwolnić taką a taką ilość pracowników i na to samo wyjdzie. Wszystkie te zmiany oczywiście odbywają się kosztem zwykłego pracownika bankowego, tego co to werbuje klientów, obsługuje ich i wytwarza lwią część zysku danego banku. To szary pracownik banku jest tym co to nazywamy czasami "solą ziemi", nie ci z przypadku "bankowcy", oni przychodzą rozrabiają, chcąc pokazać jacy to oni są niezbędni i zazwyczaj w ciszy odchodzą
A co, jeśli organizacje uważniej podeszłyby do kwestii wewnętrznych zmian i przede wszystkim własnego wizerunku? Być może cały proces restrukturyzacji zacząłby się wcześniej lub zakończył odpowiednio później, tym samym omijając gorący okres i nie dając mediom podstaw do pisania informowania o zwolnieniach. – Zarządy tak szybko jak się da, starają się reagować na zmieniającą się sytuację. Jeżeli firmie szczęśliwie uda się wprowadzić zmiany w spokojniejszym okresie, to plus dla niej. Czasami prace mogą się wydłużyć, a czekanie z wypowiedzeniami 1-2 miesiące to dodatkowe koszty. Firma nie będzie więc zwlekała, bo może pogrążyć się jeszcze bardziej – ocenia dalej Mosakowski.
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl
