Prezydent Andrzej Duda przez ostatnie półtora roku jest tak posłuszny Prezesowi jakby był szeregowym posłem PiS. To cieniem kładzie się na 1,5 roku jego prezydentury. Ale teraz jest moment, w którym prezydent nie tyle może, co musi zareagować. Dzięki temu nie tylko pomoże naszej demokracji, ale też sobie.
Dotychczas Andrzej Duda siedział cicho jak mysz pod miotłą, wychodząc z niej tylko by huknąć na opozycję (i później przeprosić) lub podpisać to, co Prezes podesłał. Nie reagował na kolejne łamanie przez Prawo i Sprawiedliwość procedur demokratycznych, bezrefleksyjnie przyklepywał zamach na Trybunał Konstytucyjny i media publiczne.
Jednak niedawno nieśmiało stwierdził, że nie do końca podobał mu się tryb uchwalenia ustawy o kwocie wolnej od podatku (choć oczywiście ją podpisał). Może to był dopiero początek, pierwsza nieśmiała próba wybicia się na niepodległość, czy raczej zmniejszenia swojej zależności wobec Jarosława Kaczyńskiego.
Kiedy w kwietniu w Sejmie doszło do głosowania na cztery ręce prezydent Duda wysłał do Marka Kuchcińskiego list, w którym prosił o wyjaśnienie wątpliwości. Później oczywiście przyjął ślubowanie od sędziego TK wybranego w kontrowersyjnym głosowaniu, ale zareagował. Teraz kiedy de facto nie mamy Trybunału, to prezydent jest ostatnią instytucją, która może postawić tamę naginaniu i łamaniu prawa przez PiS.
Dzisiaj, po pełnej napięcia dobie w Sejmie, prezydent mógłby przyjąć protestujących przed jego pałacem. Mógłby, ale profilaktycznie wyjechał z Warszawy, jak ustaliła reporterka TVN24 Agata Adamek, która rozmawiała z Markiem Magierowskim. A biorąc pod uwagę fakt, że prezydent nie ma zaplanowanych żadnych oficjalnych wydarzeń można podejrzewać, że po prostu pojechał sobie na weekend do Krakowa.
Ale przecież jeszcze nie jest za późno. Prezydent udowodnił już, że jest w stanie szybko dotrzeć z południa kraju do Warszawy. Powinien więc wrócić i na dobry początek zwołać przedstawicieli partii politycznych i spróbować jakoś załagodzić ten spór. Może za tym pierwszym krokiem przyjdzie odwaga na kolejne.
Najbardziej pożądanym byłaby próba rozwiązania kryzysu u najpotężniejszego polityka w Polsce, czyli Jarosława Kaczyńskiego. Jeśli Duda zdecydowałby się na twarde postawienie sprawy, miałby szansę na poprawienie swojego wizerunku i zachowanie jakichkolwiek szans na reelekcję.