Co najmniej 12 ofiar śmiertelnych i 48 rannych - oto bilans tragicznych wydarzeń, do których doszło w Berlinie. Rozpędzona ciężarówka na polskich numerach rejestracyjnych wjechała w popularny jarmark świąteczny w Berlinie. Od początku podejrzewa się, iż mógł być to atak podobny do tego, który przeprowadzono latem we francuskiej Nicei. Późnym wieczorem Reuters poinformował, że polski kierowca to prawdopodobnie nie sprawca tej tragedii, a jedna z ofiar śmiertelnych. Policja tego dotąd nie potwierdziła.
Do tych tragicznych wydarzeń doszło na berlińskim Breitscheidplatz, gdzie organizowany jest jeden z najpopularniejszych w niemieckiej stolicy jarmarków bożonarodzeniowych. Okolice słynnego Ku'damm każdego wieczoru odwiedzają przed świętami tysiące mieszkańców i turystów. To "idealny" cel ataku terrorystycznego i niemieckie służby od początku nie wykluczały takiego podejrzenia.
Polska ciężarówka
Ciągnik siodłowy marki Scania ma polskie tablice rejestracyjne z powiatu gdańskiego. Naczepa zarejestrowana jest natomiast na firmę z zachodniopomorskiego Gryfina. Bardzo długo nie było wiadomo jednak, czy ten zespół prowadził polski kierowca. Sprawcy tragedii udało się zbiec i berlińska policja została zmuszona do prowadzenia pościgu. Około 21:40 udało się go zatrzymać w pobliżu Tiergarten.
Tuż przed północą w niemieckich mediach pojawiły się nieoficjalne informacje, według których to nie Polak był sprawcą. Powołując się na źródła w służbach, kilka niemieckich dzienników poinformowało, że zatrzymanym w okolicach Tiergarten jest Czeczen lub Pakistańczyk. Po kilku chwilach te doniesienia zastąpiono informacją, iż narodowość sprawcy "jest niejasna" lub spekulacjami o jego afgańskim pochodzeniu.
Wcześniej Reuters podał, iż polski kierowca to jedna z ofiar śmiertelnych i to jego zwłoki odnaleziono w szoferce. Po czym zmieniono również treść tej depeszy i wycofano się z tego twierdzenia. Na oficjalne potwierdzenie lub dementi trzeba będzie więc poczekać prawdopodobnie do wtorkowego południa. Do tego czasu niemieckie służby i władze Berlina nie zamierzają się już wypowiadać.
Późną nocną renomowany dziennik "Die Welt" opublikował jednak materiał, z którego wynika, iż domniemanym zamachowcem jest Pakistańczyk. Pismo twierdzi także, że dotarło do bardzo szczegółowych danych na jego temat. Między innymi o tym, że przybył do Niemiec w lutym podając się za uchodźcę.
"Ręczę za niego, to mój kuzyn"
Przypomnijmy, że na antenie TVN24 sprawę skomentował właściciel firmy, do której należała ciężarówka Ariel Żurawski. – Ten osobnik, który wyskakiwał z pojazdu to nie był mój kierowca. Ja daję za niego rękę i nogę. To nie był mój kierowca, mojemu kierowcy coś zrobili – przekonywał. – Ręczę za niego. To mój kuzyn, znam go od dziecka – podkreślił.
Żurawski tłumaczył, iż miał pełną wiedzę o tym, gdzie jest jego pojazd aż do godz. 16. Od tego czasu do kierowcy nie mogła dodzwonić się także jego żona. Mężczyzna jechał z Włoch na rozładunek elementów stalowych w Berlinie. Gdy ostatni raz skontaktował się z firmą, poinformował, że musi poczekać do jutra, by Niemcy odebrali towar.
Kto za tym stoi?
Walczące z ISIS irackie Siły Ludowej Mobilizacji opublikowały na Twitterze informację, z której wynika, że za organizacją zamachu w Berlinie stoi Państwo Islamskie.
Doniesienia te podało także kilka amerykańskich i brytyjskich redakcji, ale nie można wykluczyć, iż tweet w tej sprawie jest jedynie przejawem skomplikowanej walki propagandowej na Bliskim Wschodzie.
Przed ogłoszeniem embarga informacyjnego przedstawiciele berlińskich władz i policji twierdzili, że "kolejność zdarzeń wskazuje tak samo na wypadek, jak i na zamach". W kontakcie z władzami Berlina jest kanclerz Angela Merkel. Zarówno rząd, jak i inni niemieccy politycy skupiają się jednak na myślach o ofiarach i ich bliskich.