Przemysław Łuczak ma dość rozdawania zwierząt pod choinką.
Przemysław Łuczak ma dość rozdawania zwierząt pod choinką. Facebook Przemysława Łuczaka

Przychodzi baba do weterynarza z biszkoptowym yorkiem w torebce i jest wściekła, bo zamiast yorka biszkoptowego chciałaby czarnego, który będzie pasował do nowej torebki. Zagląda Zosia pod choinkę, a tam nowa zabawka – pół-ślepy kotek, przeraźliwym, "słodkim” piskiem wołający mamę, której nigdy już nie ujrzy. Przemysław Łuczak, lekarz weterynarii, najpierw podzielił się zatrważającymi historiami ze swojej praktyki lekarskiej na Facebooku, a teraz o świątecznym sezonie na męczenie zwierząt opowiada nam osobiście.

REKLAMA

…Pod choinką przy kominku (nie pod tą na dworze) w kartoniku na małą Zosię czeka nowy piesek. Piesek oczywiście rasowy, ale miał pecha – bo urodził się 5 tygodni temu, a święta przecież nie będą czekać kolejnych trzech tygodni na to, aż pieska będzie można oddać. Co złego może się stać? Hej kolęda, kolęda...

Przemysław Łuczak
Co roku jest to samo, pisze pan na Facebooku. Dlaczego ludzie kupują zwierzęta pod choinkę?
Bo to pójście na łatwiznę. Nie wiadomo czemu w naszym kraju utarło się, że na wszystko trzeba mieć pozwolenie, ale na zwierzęta pozwolenia mieć nie trzeba. Takie prezenty mogą wynikać z egoizmu, często robione są dla szpanu. Bo kupię yorka, bo sąsiadka ma yorka, a ja będę miał lepszego.
Albo rodzice chcą, żeby dziecko nauczyło się odpowiedzialności, jakiegoś podejścia do zwierząt. Ale zapominają, że piesek czy kotek to jest żywe stworzenie, na dodatek w swoim "jestestwie" bardzo skomplikowane i dziecko nie będzie w stanie nad nim zapanować. Zwierzę będzie wymagało także interwencji osoby dorosłej.
Zwierzęta cierpią szczególnie w okresie przedświątecznym, bo Wigilii nie da się przesunąć, a pod choinką coś być musi. Dlatego często zwierzaki odstawiane są od matki w jakichś absurdalnych terminach. Pseudohodowcy, bo oni są głównie odpowiedzialni za dostarczanie zwierząt pod choinkę, są w stanie wydać psiaka w wieku czterech, pięciu tygodni, podczas gdy to zwierzę powinno spędzić jeszcze drugie tyle czasu z matką. Te wszystkie yorki z OLX, które koło yorka nie stały. Maltańczyki i inne zwierzęta pseudorasowe, które są brane pod wpływem impulsu w Wigilię za pięć dwudziesta. Zwierzęta pod choinką to jest niestety plaga.
A jeśli kupi się takiego psa czy kotka, a po tygodniu okaże się, że tym szczeniaczkiem mała Zosia jednak nie umie się zajmować. Co wówczas?
Osoba, która bierze zwierzę, ma prawny obowiązek zapewnić mu godny byt. A jeśli to niemożliwe, to najlepiej poprzez jakąś fundację spróbować znaleźć mu nowy dom. A nie przywiązać w lesie do drzewa! Jednak generalną zasadą powinno być to, żeby po prostu takiego pieska czy kotka nie kupować jako prezentu świątecznego.
Polacy traktują zwierzęta jak przedmioty?
Tak. Choć widać poprawę, to jeden problem wypierany jest przez inny. Coraz bardziej odczarowywany jest mit Azora na półtorametrowym łańcuchu. Teraz ludzie częściej wolą zainwestować w alarm niż w owczarka niemieckiego. Można zauważyć, że typowo obronnych psów, rottweilerów czy dobermanów, jest coraz mniej.
Ale niestety pojawia się drugi niebezpieczny trend psa jako towaru luksusowego. Wybieranie ras modnych, szpanerskich, jak wspomniane yorki czy chihuahua. Są już na koszulkach, w reklamach, jako logo i tak dalej. To te wszystkie małe pieski, które pojawiają się w domach z racji pewnego statusu społecznego lub chęci pochwalenia się przed sąsiadem.
Efektem jest popularność na przykład buldoga francuskiego, który jest zasadniczo, i jeśli chodzi o budowę i o genetykę, od początku do końca kaleki. Jeśli do tego dodamy niekontrolowane rozmnażanie w pseudohodowlach, to te zwierzaki już od chwili urodzenia będą nieustannie cierpieć. A w oczach właścicieli są zabawkami, dodatkami do torebki. I to jest obecnie rosnący problem.

Przychodzi środa, a ja dalej jestem w szoku - oby wytrzymać do jutra. Generalnie, od zawsze zastanawia mnie to "od zawsze”. Od zawsze biegunki, od zawsze wymiotuje, od zawsze kaszle, od zawsze te larwy wychodzą z oczodołu, "od zawsze nie je od pół roku”. Czy to jest naprawdę taki olbrzymi wysiłek by pojąć, że to małe lub duże, co nam biega pod nogami w domu, zasuwa na kołowrotku w klatce, lub przylepione do szyby w terrarium na nas patrzy, jest żywe? Gdzie w procesie myślowym w ludzkiej głowie umyka fakt, że jeśli pies ma ząb, to ten ząb się może popsuć i boleć? Dlaczego nie chcemy spróbować uznać, że ta obrzęknięta i zwisająca bezwładnie kończyna jest chyba złamana i chyba boli jak diabli i chyba coś trzeba z tym zrobić?

Przemysław Łuczak
Opisywane przez pana sytuacje są szokujące, ale najwyraźniej nie takie rzadkie. Właścicielka przyprowadza do gabinetu pieska, który od trzech dni ma krwawą biegunkę. Jest zła, bo myślała, że "samo przejdzie”. Co pan mówi ludziom, którym trudno pojąć, że zwierzę coś czuje?
Dla mnie to jest coś całkowicie odrealnionego, postawa wynikająca z jakiegokolwiek braku empatii. Można z takimi osobami rozmawiać, ale myślę, że jeśli człowiek nie nabędzie czegoś takiego jak elementarna empatia w wieku dziecięcym, to nie nauczy się jej już nigdy. Obecnie wiedza dotycząca zwierząt jest często na naprawdę żenującym poziomie. Na przykład mówi się opiekunowi, że psu trzeba zbadać krew, żeby sprawdzić, czy ma funkcjonującą wątrobę. A właściciel się dziwi, że pies ma w ogóle wątrobę! Takim osobom ciężko jest cokolwiek wytłumaczyć.
Podejrzewam, że to kwestia wychowania. Bo skoro w domu był zawsze Burek przywiązany do łańcucha i już wtedy był traktowany przedmiotowo, w wypadku takiej biegunki czy innego schorzenia albo sam się zaleczył, albo po prostu zdechł i był wymieniany na nowego Burka. Choć myślę, że część ludzi, którzy przychodzą przed świętami, żeby poddać psa eutanazji, zdaje sobie sprawę z cierpienia zwierzęcia, ale niewiele sobie z tego robi. Dzisiaj uśpią psa, jutro walną młotkiem karpia.

Nie lubię poniedziałku. Chyba nikt nie lubi. Zabiegany Pan wchodzi do lecznicy ciągnąć na smyczy coś co kiedyś było owczarkiem niemieckim. Przed świętami trzeba pozałatwiać pewne sprawy. Od trzech miesięcy w sumie schudł z 40 na 20kg i zrobił się taki jakiś apatyczny, ale kto by pomyślał, że nowotwór? Wiadomo, przd świętami nie ma co operować, bo to każdy zalatany. Eutanazja. Druga sprawa, że przecież była szansa, iż samo przejdzie. Nie mógłby tak przecież chudnąć w nieskończoność.

Przemysław Łuczak
Eutanazji zwierząt przed świętami jest więcej? Bo trzeba umyć okna, kupić choinkę i przy okazji pozbyć się żywego problemu?
Inaczej – chęci na eutanazję zwierzaka przed świętami, a także przed wakacjami, jest więcej. Decyzja należy tylko i wyłącznie do lekarza. Czasami przyprowadzane są zwierzęta wyniszczone nowotworowo, które na dodatek nigdy nie były u lekarza – po prostu nóż się człowiekowi otwiera w kieszeni, bo są już stanie terminalnym, czyli kiedy alternatywą dla eutanazji jest już tylko śmierć w cierpieniach.
Często jednak przyprowadzane są psy z naprawdę trywialnymi problemami albo ze schorzeniem, które nigdy wcześniej nie było zdiagnozowane – w takich wypadkach o eutanazji nie ma mowy. Wtedy w grę wchodzi dalsza diagnostyka albo leczenie.
Kim są ludzie, którzy niecierpliwią się, że ich zwierzę jeszcze nie raczyło umrzeć?
Tutaj mamy przekrój przez wszystkie warstwy społeczne. Choć wydaje się, że osoba, która przychodzi, żeby uśpić swoje zwierzę, jest niewykształcona, może starsza czy biedna. Otóż nie – przychodzą młode małżeństwa, ludzie inteligentni, po studiach, z poukładanym życiem. To naprawdę przerażające, bo daje do myślenia, w jakim społeczeństwie żyjemy.
Empatia nie jest uzależniona od pieniędzy czy od wykształcenia – ją się po prostu ma albo nie. Czasami przychodzą ludzie, którzy mają olbrzymie problemy ze sobą – czy to alkoholowe, czy związane z długami – ale swoje zwierzę traktują jak przyjaciół, są w stanie zrobić dla nich wszystko, wydać ostatnią złotówkę na ratowanie pupili. A czasami przychodzą ludzie, dla których leczenie zwierzaka nie wpłynęłoby jakoś znacząco na domowy budżet, ale im się to po prostu "nie kalkuluje”. Bo skoro pełny koszt leczenia i diagnostyki wynosi 500 czy 600 złotych, to w tej cenie mogą dostać drugiego psa. Nie jest brany pod uwagę jakikolwiek, nawet minimalny, aspekt uczuciowy, tylko i wyłącznie aspekt ekonomiczny.

- Od kiedy trwają objawy?

- Ale my przyszliśmy go uśpić... On tak ma od tygodnia.

- Od tygodnia? To czemu nie przyszliście Państwo wcześniej?

- Myśleliśmy, że sam zdechnie.

Przemysław Łuczak
Coś się w tej kwestii zmienia?
Jest coraz lepiej, ale nie jest jeszcze dobrze, bo gdyby było dobrze, takie wpisy na Facebooku jak mój po prostu by się nie pojawiały. Zmienia się też powoli podejście lekarzy. Jeśli chodzi o weterynarię psów i kotów, przez bardzo długi czas był to dodatek do tego, co powinien robić lekarz weterynarii, a więc zajmować się krowami, świniami, końmi, badaniem mięsa i tak dalej. Weterynaria pso-kocia pełny rozkwit przeżywa dopiero teraz. Po zmianie ustroju pojawiły się pierwsze prywatne lecznice. Teraz coraz mniej dziwi, że odsyłamy psa do kardiologa weterynaryjnego. Więc świadomość powoli, ale poprawia się, zarówno wśród lekarzy, jak i wśród opiekunów zwierząt.
Co można zrobić, by dla zwierząt święta były równie dobrym czasem, jak dla ludzi?
Przede wszystkim – nie robić prezentów ze zwierząt! Niestety zdaję sobie sprawę, że to możemy powtórzyć i w tym wywiadzie i w pięciu tysiącach kolejnych, a i tak się znajdą osoby, do których to nie trafi. Poza tym można przeznaczyć jeden procent z podatku na fundacje prozwierzęce, przeciwdziałające problemowi zwierzęcej bezdomności. Warto pomyśleć o zwierzakach, które siedzą w schroniskach – wspomóc karmą czy kocami, które zalegają w domu, a w schronisku zrobią z nich sensowny użytek. I pamiętać, że zwierzę to żywy organizm i trzeba o nie dbać przez cały rok, nie tylko w czasie świąt.

Napisz do autora: lidia.pustelnik@natemat.pl