Jeździłem już wieloma hybrydami, ale nie miałem jeszcze okazji prowadzić całkowicie elektrycznego auta. Do tej pory. Mój „pierwszy raz” miałem niedawno z BMW i3. To oczywiście auto dla specyficznych potrzeb i konkretnego typu ludzi. I choć od zawsze mam względem „elektryków” mieszane uczucia, ostatecznie byłem bardzo mile zaskoczony. To nie tylko zapis moich wrażeń z jazdy i samego auta, ale także odpowiedzi na pytania, które na pewno siedzą w głowie osoby, która – podobnie jak ja – elektrycznym samochodem jeszcze nie jechała.
W ostatnie wakacje udało mi się spędzić kilka dni za kierownicą BMW i8. To większy, hybrydowy brat tej malutkiej i3-ki, który robi niesamowite wrażenie. Przy takim designie trudno się temu dziwić. BMW i3 ze swoim wyglądem jest równie kosmiczne i futurystyczne, ale wygląda przy nim jak miniaturowa wersja, która ciągle dorasta. Te dwa modele to na razie jedyne z gamy BMW, które wchodzą w skład projektu „i”, czyli samochodów ekologiczno-elektrycznych. Choć z tej dwójki to mniejszy brat dużo bardziej pasuje do tej definicji.
BMW i3 w żadnym momencie nie zostawia wątpliwości, że jest autem nietypowym. Już swoim wyglądem pokazuje, że nie przypomina nic, co do tej pory regularnie możemy obserwować na drogach. Nietypowa, trochę niekształtna, innowacyjna bryła wyraźnie odróżnia go od wszystkich samochodów. Szaro-niebiesko-czarna kolorystyka pasuje do wyobrażenia elektrycznego auta.
Jeśli miałbym go do czegoś porównać, to chyba najlepiej pasuje do Smarta. Wrażenia są podobne, ale jest to oczywiście dużo większy samochód. Wzrok przykuwają także koła. I robią to z dwóch powodów. Pierwszy to felgi, które są niemal całkowicie zabudowane. Dyskusyjny szczegół, ale jak się temu przyjrzy, to pasujący do wizerunku e-samochodu. Trzeba jednak uważać na krawężniki, bo bardzo łatwo je porysować. Drugi powód to natomiast ich rozmiar. Opony są bardzo malutkie, co jest uzasadnione ze względu na charakter auta, ale także zwraca uwagę.
To miejskie auto, zdecydowanie do przeważenia siebie, a nie różnych gabarytów. Ale w razie czego mamy do dyspozycji niewielki bagażnik, pod którym ukryta jest cała elektryka, oraz skromny schowek pod maską. Zanim wsiadłem do BMW i3, nie zdawałem sobie także sprawy, ze sposobu, w jaki otwierają się drzwi. Przednie idą normalnie, natomiast tylne otwiera się w drugą stronę. Prawie jak w Rolls-Royce, o którym pisaliśmy tutaj. Zabawny detal. Trzeba jednak pamiętać, że najpierw zamykamy tylne, dopiero potrzeb przednie. Inaczej nie da rady.
Przy okazji drzwi nie sposób nie wspomnieć o jednym mało praktycznym mankamencie. Otóż, wychodząc z samochodu, zazwyczaj wkładamy dłoń w wnękę przy klamce i popychamy drzwi. Tutaj zamontowaną ją nieco wyżej, przez co wysiadając absolutnie za każdym razem szukałem jej odruchowo, nie mogąc znaleźć.
Otwieram drzwi, zaglądam do wnętrza i… jedno wielkie WOW. I nie chodzi wcale o takie nietypowe rzeczy, jak wielka, praktycznie pusta deska rozdzielcza czy brak „środka” samochodu pomiędzy przednimi fotelami, do którego na początku aż dziwnie się przyzwyczaić. „Hej, przecież tutaj zawsze opiera się prawe kolano!”.
To, jak wizualnie zostało wykończone BMW i3, to istna gratka dla każdego, kto ceni walory wizualne. Projektanci wykonali kawał doskonałej roboty. Okej, mieli trochę łatwiej, bo kolorystyką trafili w mój gust, ale to nie zmienia faktu, że wnętrze zrobiło wrażenie na każdym, kto miał okazję do niego zajrzeć. Spodziewasz się trochę kosmicznego, plastikowego środka, a dostajesz ciepłe, przytulne i bardzo komfortowe wykończenie. Dominują szarości z nietypowej jak na auta faktury, a także brązowe skóry, które korespondują z „drewnianymi” deskami. Nie brakuje też powierzchni ze znanego mi z BMW i8 włókna węglowego. To wszystko to zabiegi w celu zmniejszenia wagi auta.
Zaskoczeniem była też "skrzynia biegów", którą dostajemy zaraz za kierownicą po prawej stronie. Nie jest to jednak mały drążek, a wielgachne pokrętło, którym zmieniamy tryb jazdy: przód/tył/parking. Centrum dowodzenia kierowcy są dwa ekrany. Pierwszy tuż przed naszymi oczami, gdzie wyświetlają się wszystkie informacje dotyczące samochodu oraz jazdy, oraz drugi – na środku – który jest centrum multimedialnym. Tuż pod nim znajduje się głęboki schowek, trochę jak miska.
I choć nie mamy tutaj różnych rodzajów silników, o których zazwyczaj pisze się w testach motoryzacyjnych, to nie jest tak, że kupujemy jednego elektryka. BMW i3 także możemy wybrać w różnych wariantach, choć jest ich zdecydowanie mniej, bo dokładnie dwa. Chodzi o pojemności akumulatora, co ostatecznie przekłada się na zasięg naszego elektryka. Mniejszy ma akumulator 60Ah, a większy 94Ah. My jeździliśmy tym drugim.
Ten pierwszy ma zasięg do 130km, a drugi o 70 więcej, czyli 200km. Nie wygląda to imponująco, ale te kilka dni za kierownicą BMW i3, gdzie właściwie ciągle zwraca się uwagę na pozostały zasięg, uświadomiły mi, że realne dystanse, które pokonuję każdego dnia, są mniejsze niż mi się wydawało. To chyba w ogóle największe wyzwanie po wskoczeniu do samochodu elektrycznego, czyli ciągła czujność co do zasięgu. Jadę, patrzę, jadę, patrzę, jadę, patrzę. Gdy jest mniej niż połowa, zaczyna się rozmyślać, „a co jeśli zabraknie?!”. Oczywiście jeśli nie podejmiemy jakiejś głupiej decyzji dotyczącej trasy, raczej nie zabraknie, ale gdzieś z tyłu głowy ciągle siedzi ta myśl.
Zabawnie było kiedy na początku odpalałem samochód i automatycznie czekałem aż do moich uszu dotrze dźwięk pracującego silnika, by móc ruszyć. Błąd. Tutaj czegoś takiego nie usłyszycie. Klikacie guzik, zapala się ekran i nie słysząc zupełnie nic, ruszacie. Do dyspozycji kierowcy są trzy tryby jazdy, które tutaj mają wielkie znacznie. Comfort, eco pro i eco pro plus. Przełączając się między nimi widzimy jak automatycznie zmienia się nasz zasięg, a auto magicznie dostosowuje się do trybu.
Dla przykładu, przełączenie z comfort na eco pro plus potrafiło dorzucić do puli dodatkowe 30-40 kilometrów zasięgu. Wszystko ma jednak swoją cenę, bo wtedy np. nie możemy jechać powyżej 90km/h (ale przecież w mieście nie potrzebujemy więcej), oraz tracimy możliwość korzystania z… nawiewu. Tak, tak. Dopiero jeżdżąc elektrykiem można uświadomić sobie, ile czynników ma wpływ na osiągi samochodu. Ciekawie było też zmieniając temperaturę nawiewu. Im niższa, tym zasięg większy. Im chcieliśmy, by bardziej grzało nas w tyłki (są też podgrzewane fotele), tym zasięg malał. Dlatego dużo ekonomiczniej będzie jeździło się nim w ciepłe miesiące, choć wtedy musimy liczyć się z klimatyzacją, która też ma znaczenie.
BMW i3 jest przygotowane do dwóch profili jazdy: miasto i dojazdy. Pierwszy z nich, jak można się domyślić, to jazda miejska, charakteryzująca się częstym hamowaniem, dzięki czemu nasze elektryk odzyskuje energię. Natomiast drugi to już raczej wyższe prędkości i tzw. „trasa”. Choć zupełnie szczerze, nie odważyłbym się nim jechać gdzieś, gdzie musiałbym szukać na trasie punktu ładowania. To też pewnie konieczność zmiany mentalności, ale i fakt, że i3 to mimo wszystko auto głównie do miasta. Na pewno nie jako pierwszy samochód, ale już jako drugi tak.
No właśnie, ładowanie. Jak to wygląda? W Polsce pojawia się coraz więcej stacji umożliwiających ładowanie. Trzeba jednak pamiętać, o czym nie wiedziałem, że nie jest tak, iż podjeżdżam, wsadzam kabel i prąd leci. Na przykład w Galerii Mokotów trzeba się wcześniej zarejestrować i założyć konto, by móc „tankować’, z czego nie każdy zdaje sobie sprawę. Plus za to, że tankując prąd, mamy miejsce bardzo blisko wejścia.
Generalnie ładować elektryka można na dwa sposoby. Pierwszy, nazwijmy go „domowy” jest prosty. Podłączamy auto zwykłym kablem do najnormalniejszego gniazdka 230V. Wtedy nasz akumulator ładuje się dużo dłużej, bo 80 proc. osiągniemy dopiero po 8h (akurat na noc). To jednak o tyle łatwiejsze, że potrzebujemy tylko gniazdka.
Dużo szybciej będzie natomiast już poprzez specjalną stację, które można zamówić także w BMW. Wtedy serwis przyjeżdża i montuje ją u nas w domu. Tak jakbyśmy stację ładującą mieli u siebie. Tutaj 80 proc. mamy już w niecałe trzy godziny, więc dużo szybciej.
Sama jazda jest… zabawna. Wbrew pozorom, wciskając gaz do dechy dostajemy dawkę emocji. Auto, choć w ogóle nie „ryczy”, od razu dostaje kopniaka do przodu, posiadając wysoki moment obrotowy już od początku. Z satysfakcją można spojrzeć w lusterka, widząc kierowców, którzy na światłach przed chwilą pobłażliwie patrzyli na „malutkiego, zabawnego elektryka”.
Poważnie, elektryczny samochód też może żwawo jeździć. W zupełności wystarczająco do miasta. Sam moment rozpędzania też jest zabawny i wywołuje uśmiech na twarzy pasażerów. Bo to, że nie słyszymy silnika, nie znaczy, że nie słyszymy nic. Można poczuć się jak w małym statku kosmicznym, który wydaje charakterystyczny odgłos. Ciekawe doświadczenie.
Fakt, że coś jest miejskie, małe i zabawne, nie znaczy, że będzie tanie. Tutaj ciągle płacimy jednak za innowacyjność i chęć bycia „eko”. Ceny BMW i3 zaczynają się od 153 700 zł. To sporo za niewielki samochód do miasta, ale stając w prawdzie, wiadomo, że nie będzie to dla nikogo pierwszy samochód w rodzinie, a raczej ciekawy dodatek do reszty. Mnie BMW i3 zaskoczyło pozytywnie niesamowicie designerskim wnętrzem, oraz faktem, że elektrycznym samochodem naprawdę można sensownie poruszać się po mieście. Trzeba tylko nieco zmienić swoje myślenie i podejście.