Amerykańska aktorka Debbie Reynolds zmarła zaledwie dzień po śmierci swej córki Carrie Fisher, odtwórczyni roli księżniczki Lei w ''Gwiezdnych wojnach''. Wielu z nas słyszało podobne historie, o ludziach połączonych tak silnym uczuciem, że nie potrafią bez siebie żyć. Postanowiliśmy zapytać ekspertów, czy z tęsknoty pęka serce.
– Tak bardzo za nią tęsknię, chciałabym już z nią być – to były ostatnie słowa Debbie Reynolds. Aktorkę z podejrzeniem udaru, karetka zabrała z domu jej syna Todda Fishera, którym planowano pogrzeb Carrie Fisher. Obie kobiety przez lata łączyły bardzo trudne relacje, przez blisko 10 córka do matki się nie odzywała. Z kolei ta otwarcie opowiadała w mediach o uzależnieniu córki od narkotyków i jej chorobie psychicznej. – Kilka razy byłam już pewna, że tracę Carrie. Wypłakałam w życiu wiele łez. Ale ona jest tego warta – dodawała.
Ciało reaguje na uczucia
– Każde większe emocje mają wpływ na nasz organizm. Czasem jest to przyspieszony oddech, drżenie rąk, czasem pocenie się lub płacz, ale zawsze jest jakiś objaw – przekonuje psycholożka Katarzyna Kucewicz. Jak podkreśla, lekarz powie, że przyczyną śmierci mógł być w przypadku Reynolds udar, ale został on spowodowany silną reakcją psychiczną. – Gdy stres jest gigantyczny, może doprowadzić do śmierci – podkreśla Kucewicz.
– Rzadko się zdarza, żeby matka "podążyła", za córką. To świadczy raczej o pewnej toksyczności związku między nimi – mówi psycholożka podkreślając, że częściej takie sytuacje dotyczą wieloletnich małżeństw. – Tak było z moim wujostwem. Oboje w okolicach 70-tki. W ostatnim czasie stan zdrowia wujka się pogorszył. Nie było jednej choroby, ale cała masa. Przestawał być samodzielny, do tego doszedł Alzheimer. Ciocia, przynajmniej z pozoru, trzymała się dużo lepiej i zajmowała się mężem. Nagle zmarł, a ona odeszła dwa miesiące po nim – opowiada Michał.
Uzależnienie od bliskiej osoby
Są ludzie, którzy po śmierci współmałżonka znajdują sobie nowego partnera. Są tacy, którzy wolą samotność twierdząc, że nie potrafią się już związać z nikim innym. A są właśnie tacy, którzy po śmierci bliskiego umierają. Często postrzegane jest to jako objaw romantycznej miłości. Jednak zdaniem psychologów, nic bardziej mylnego. – Każde silne uczucie kiedyś słabnie. To tak jak ze śmiechem. Przecież gdy usłyszymy nawet najlepszy dowcip, nie śmiejemy się cały dzień. Emocje mijają, tak jesteśmy zbudowani – tłumaczy Kucewicz.
– Problem w silnym uzależnieniu od drugiej osoby zaczyna się wtedy, gdy przestajemy myśleć o sobie, a wchodzimy w relację "ja matka", "ja żona", "ja mąż". To taki rodzaj przywiązania, które jest niemal symbiotyczne – mówi psycholożka. W tej sytuacji utrata drugiej osoby powoduje ból, z którym trudno sobie poradzić. Tak silny, że wiele osób wewnętrznie, nawet nieświadomie postanawia sobie, żeby nie starać się sobie radzić. W takiej właśnie sytuacji może dojść do śmierci. – Najczęściej dotyczy to osób, które miały w życiu żadnej własnej pasji i wszystko podporządkowały tej drugiej osobie – jak mówi Kucewicz, to wcale nie jest zdrowe.
"Pęknięte serce" a medycyna
To, że po czyjejś śmierci, wzrasta ryzyko śmierci wśród jej bliskich, jest potwierdzone na gruncie medycznym. Pierwszy udowodnił to brytyjski epidemiolog William Farr w połowie XIX wieku analizując dane dla Francji. Zauważył, że wśród wdowców jest o wiele więcej zgonów niż wśród mężczyzn żonatych lub kawalerów. Za ten efekt nie był odpowiedzialny ich wiek, ale sam fakt, że żony zmarły. Obliczono też, że przez pół roku od śmierci żony wskaźnik umieralności wśród wdowców jest o 40 proc. wyższy niż przeciętnie.
– Najbardziej jaskrawym przykładem mechanizmu, który może prowadzić do śmierci po stracie bliskiej osoby jest zespół takotsubo, nazywany zespołem złamanego serca. Dochodzi do niego najczęściej w ciągu 48 godzin od doświadczenia traumatycznego zdarzenia jak śmierć bardzo bliskiej osoby. Takotsubo to proces z pogranicza medycyny i psychologii. Pokazuje jak silnie nasze życie i funkcjonowanie jest zależne od naszych bliskich i relacji, jakie z nimi tworzymy – tłumaczy dr Katarzyna Growiec, psycholog z Katedry Psychologii Osobowości Uniwersytetu SWPS.
Mentalne samobójstwo
Zdaniem ekspertów, jest to sytuacja zbliżona do zawodu miłosnego u młodych ludzi, który potrafi ich popchnąć do samobójstwa. – Nie potrafią sobie poradzić z bólem samotności, rozstania, porzucenia i decydują się na odebranie sobie życia – podkreśla Kucewicz i mówi, że najgorszym krokiem jest rezygnacja z chęci do samodzielnego funkcjonowania. – U osób starszych, ta niechęć do życia bez bliskiej osoby doprowadza właśnie do "pęknięcia serca". To taka psychiczna samodewastacja, na którą organizm odpowiada śmiercią – mówi psycholog.
Czy można tego uniknąć? Oczywiście można, tyle że przede wszystkim trzeba tego chcieć. Komuś wręcz chorobliwie przywiązanemu do drugiej osoby, nie będzie łatwo pokonać problem samemu. – Osobowość ulega rozpadowi, a rzecz w tym, by chcieć żyć, działać i robić coś dla siebie. To podstawa. Tego można się nauczyć – kończy psycholożka.