Każdy Internauta wie, że jeśli nie ma Cię w Google to znaczy, że nie istniejesz. Mam zatem dobrą nowinę – Bóg jest obecny w Google i na Facebooku, z czego wynika, że Bóg istnieje!!!

REKLAMA
Obecnością "Boga" na Facebooku cieszą się nie tylko chrześcijanie. Echem w sieci odbiła się historia 26-letniego Palestyńczyka Walida Husayina, który założył wyjątkowo popularny profil na Facebooku. Nazwał się na nim bogiem i przekształacając wersy Koranu, zaczął namawiać swoich fanów do palenia marihuany. Młodemu ateiście groziło dożywocie pod zarzutem „obrazy boskiej mocy”.
Walid nie jest bynajmniej jedynym śmiertlenikiem, który śmie wypowiadać się w imieniu boga. Sporą popularnością cieszył się amerykański profil Jezusa, prowadzony z dużym przymrużeniem oka.
logo
Screenshot

Jezus publikował regularnie statusy typu:
Uważam, że ciasteczka są przepyszne!
Może powinniśmy przestać się kłócić?
Wasza nienawiść wypala mi oczy.
Mam przerwę i podgrzewam resztki z Wielkanocy w mikrofalówce, to tak zabawne! Za chwilę wracam do pracy (będę odpowiadał na modlitwy).
Autor tego profilu na początku określił Jezusa słowami: Jesus is just Jesus. He saved us all! And he’s just wicked cool! :D. „Cool Jesus” zdobył ponad 102 000 fanów i mimo dość pozytywnej oceny sylwetki Jezusa, znalazło się wielu wiernych, których opis ten obraził. Zainterweniowali u administratorów Facebooka i osiągnęli zakaz publikacji postów na profilu.
Interwencji doczekał się również profil Jezusa założony przez Amerykańskie Stowarzyszenie Biblii. Zgromadził niemal 160 000 fanów, którzy na ścianie publikowali wyrazy admiracji i podzięki za obecność Jezusa w ich życiu. Jezus w zamian za to regularnie umieszczał na ścianie cytaty z Biblii – na każdy dzień inna senstencja do przemyślenia, skomentowania i kliknięcia „Lubię to!”. Z niewiadomych przyczyn profil Jezusa zniknął, a ASB prowadzi swój własny, mniej już popularny profil o podobnym charakterze.
Polacy też mają swojego "Boga" na Facebooku
logo
Screenshot

Na profilu Jezusa Chrystusa publikowane są nowości wydawnicze dotyczące religii, podrzucane linki do religijnych artykułów, wzbudzana jest dyskusja na tematy związane z wiarą. W odpowiedzi fani urozmaicają statusy „lajkami” lub wyznaniem miłości do Boga i gotowości życia zgodnie z jego zasadami.
logo
Screenshot

Z kolei profil Pana Boga ma już lekko prześmiewczy charakter i zapełniany jest opisami typu:
Pan Bóg stara się być równiachą.
Drogie owieczki, jak uslysze jeszce raz ze przekrecacie imie nowego papieza Benedykta XVI na: "Dojcze Nasz" to nie bedzie wiosny. Amen.
Pan Bóg ma niestety o połowę mniej fanów niż Jezus Chrystus.
W liczbie fanów nie do pobicia jest jednak Bozia.
logo
Screenshot

Opisana jako Żona, matka, zawsze dziewica, publikuje niewiele znaczące statusy: Bozia: Już sama nie wie…, Bozia: Pogrąża się w zadumie.
Znamienne jest jednak zachowanie jej fanów – regularnie wypisują na tablicy modlitwy i prośby: Boziu spraw, by chciało mi się tak, jak mi się nie chce...

Jak trwoga to...
I w ten oto sposób nowe media otworzyły przed nami nowe możliwości obrazy czyichś uczuć religijnych, jak i udostępniły nowe sposoby na wyrażenie swoich przekonań. Otwierając nowe drogi komunikacji, skomplikowały cały proces wzajemnego oskarżania się i wyżalania na poranione uczucia. Dotąd konsekwencje ponosił konkretny dziennikarz lub wydawca. Na Facebooku problem się komplikuje – czy mamy domagać się przeprosin od anonimowego założyciela konta, czy może od tysięcy osób, którzy są jego fanami, a może od administratora Facebooka?
Fakt, że wierzący mogą poczuć się dotknięci istnieniem profili traktujących religię
z przymrużeniem oka. Mogą też domagać się ich usunięcia. Z drugiej strony jednak osoby niewierzące z niesmakiem obserwują rzewność profili traktowanych na poważnie, często zresztą dając wyraz swego zdegustowania na tychże profilach. Zarzuty wobec opisanych kont można by mnożyć i mnożyć. Ja radzę zachować zdrowy dystans i pamiętać, że przedmiotem wiary jest Bóg, a nie fejsbóg.