Każdy ma już dostęp do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej niezależnie od tego, czy jest ubezpieczony, czy też nie. Jak jest nieubezpieczony, to wystarczy, że skłamie i oświadczy, że ubezpieczenie posiada. Pojawia się jednak bardzo istotne pytanie kto zapłaci za tę wizytę, badania? Jak na razie wszystko wskazuje na to, że lekarz podstawowej opieki zdrowotnej.
Jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia prezydent Andrzej Duda podpisał Ustawę o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz niektórych innych ustaw. Nowa regulacja prawna realizuje m.in. sztandarową obietnicę ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła dotyczącą dostępu do lekarza rodzinnego dla wszystkich Polaków, niezależnie od tego czy są ubezpieczeni, czy też nie.
Jak podaje Kancelaria Prezydenta, zmiana w ustawie polega na zagwarantowaniu każdej osobie, która skorzysta ze świadczeń opieki zdrowotnej z zakresu podstawowej opieki zdrowotnej, że nie poniesie ona kosztów udzielonego świadczenia nawet w przypadku, gdy wystąpią trudności z potwierdzeniem jej prawa do świadczeń opieki zdrowotnej.
Skorzysta pacjent, zapłaci lekarz
W praktyce, jak tłumaczy naTemat dr Bożena Janicka, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia, lekarz rodziny i pediatra, oznacza to, że nieubezpieczony pacjent przyjdzie do przychodni POZ. Następnie rejestratorka sprawdzi w systemie eWUŚ, czy pacjent jest ubezpieczony. Jeśli system pokaże, że nie, rejestratorka zapyta czy chce złożyć oświadczenie, że mimo komunikatu systemu, jest ubezpieczony. Powiedzmy, że nieubezpieczony pacjent złoży oświadczenie, że ubezpieczenie posiada. Wówczas skorzysta z porady lekarza.
Następnie NFZ zweryfikuje kwestię ubezpieczenia tego pacjenta. Stwierdzi, że jednak nie był ubezpieczony. Zgodnie z nowym prawem, Fundusz nie będzie domagał się od pacjenta zapłacenia za wizytę. Skoro pacjent był nieubezpieczony, to NFZ również nie zapłaci za nią przychodni POZ, bo nie ma do tego podstaw.
NFZ płaci przychodni POZ tzw. stawkę kapitacyjną za każdego zapisanego, a ubezpieczonego w ramach NFZ, pacjenta. Jest to kwota niezależna od ilości wizyt, czy zleconych badań. Bo za część badań, które zleca lekarz POZ , płaci właśnie on, w ramach tego, że dostaje stawkę kapitacyjną za pacjenta.
Badania nie są za darmo
Pół biedy, gdyby chodziło tylko o samą wizytę lekarską dla nieubezpieczonych. Jednak lekarz wysyłając takiego chorego np. na badania laboratoryjne, musi za te badania zapłacić laboratorium, z którym ma umowę. Jeśli pielęgniarka POZ wykona pacjentowi zastrzyk, to również koszt strzykawki, igły, środków odkażających spadnie na przychodnię.
Zdaniem prezes PPOZ, to rozwiązanie miałoby sens i nie rodziłoby takich problemów, gdyby system eWUŚ zupełnie wyłączono w podstawowej opiece zdrowotnej. Lekarze zwyczajnie sprawozdawaliby do NFZ, że pacjent zgłosił się na wizytę, a NFZ płaciłby za tego pacjenta, niezależnie od tego, czy jest on ubezpieczony, czy nie. Natomiast sytuacja taka, jak jest teraz powoduje, że koszty leczenia nieubezpieczonych pacjentów mogą zostać przeniesione na lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej.
Nie dziwi, że lekarze mogą się bronić przed przyjmowaniem tych pacjentów lub chociaż przed zlecaniem im badań.
Nie stać nas na niepłacenie składek
Przed zmianą prawa, jeśli nieubezpieczony oświadczył, że ubezpieczenie posiada, to NFZ wzywał go później do opłacenia wizyty i płacił przychodni. Teraz nie ma kto zapłacić…
Swoją drogą, gdybyśmy mieli system budżetowy w ochronie zdrowia, czyli tak jak zapowiadają politycy PiS, zniknąłby NFZ, a wszystkich Polaków uznalibyśmy za ubezpieczonych, to wówczas nie byłoby takich problemów. Co innego, że jesteśmy raczej zbyt biednym krajem, żeby taki system mógł u nas sprawnie funkcjonować. Płacenie składki zdrowotnej na system ochrony zdrowia umożliwia jako takie jego działanie.
To jest zupełnie niedopracowane rozwiązanie. Nie wiemy co robić z tymi nieubezpieczonymi pacjentami, którzy składają oświadczenie, że są ubezpieczeni. Nie ma informacji, jak zostanie to rozliczone.