W ostatnim możliwym terminie Andrzej Duda podjął decyzję ws. reformy edukacji. Po kilku minutach uzasadniania swojego wyboru ogłosił, że podpisał ustawę. Nie zaskoczył więc wszystkich, którzy obserwują politykę, choć zapewne zawiódł tych, którzy liczyli, że powstrzyma chaos, który na polską szkołę sprowadza rząd Beaty Szydło.
– Wiem, że w wielu domach i w wielu miejscach w Polsce jest oczekiwanie na tę decyzję prezydenta – powiedział Andrzej Duda na spotkaniu z mediami. – Nie będę ukrywał, że to dla mnie był trudny czas i bardzo pracowity, mimo że był to okres świąteczny i było wiele wolnych dni – dodał.
– Nie ukrywam, że miałem wiele wątpliwości i pytań – przyznał polityk. – Ta decyzja dotyczy przyszłości naszego kraju, przyszłych pokoleń, a także dzieci i ich rodziców – dodał. Andrzej Duda krytykował obecny system edukacji i mówił o potrzebie jego zmieniania.
Zaznaczył jednak, że w trakcie prac nad ustawą zaczęły się mnożyć problemy. – Pojawiło się wiele znaków zapytania, zwątpienia, z czasem przerodziły się w protesty – mówił Duda. Sporo uwagi poświęcił też pracy nauczycieli. Mówił, że jako mąż nauczycielki wie, jak trudna, a jednocześnie słabo wynagradzana, jest ta praca.
Po 10 minutach budowania napięcia (czy jak uważają niektórzy lania wody) prezydent ogłosił, że podpisał ustawę. – Uważam, że ta reforma jest polskiej szkole niezbędna. Uważam, że ta reforma powinna być jak najszybciej wprowadzana – powiedział.
Prezydent powołał też prof. Andrzeja Waśko na doradcę, który będzie współpracował z rządem we wdrażaniu reformy. Trudno jednak uniknąć wrażenia, że to tylko zgrany ruch kolejnych rządów: chcemy pokazać, że rozwiązujemy jakiś problem, a nie realnie go rozwiązać, powołujemy pełnomocnika. Wszak prerogatywy prezydenta skończyły się na podpisaniu ustawy.
To najprawdopodobniej ruch, który ma nieco udobruchać krytyków reformy. A jest ich sporo, nawet w samym rządzie Beaty Szydło. Pisaliśmy o tym w naTemat.