Jeden z najpopularniejszych portali pozwalający na hosting plików (umieszczanie filmów, zdjęć, muzyki czy ebooków na dysku internetowym) został zamknięty. W obronie serwisu stają gwiazdy muzyki i filmu oraz hakerzy z grupy Anonymous, którzy w ramach zemsty zaatakowali i zablokowali strony kilku naważniejszych rządowych instytucji.
Serwis megaupload.com zamknięto dzisiaj, ale na tym się nie skończyło. Właściciele oraz pracownicy strony zostali zatrzymani przez policję. Postawione zostaną im zarzuty w związku z naruszeniem prawa zwalczającego internetowe piractwo. Pomimo że firma ma siedzibę w Hong Kongu, jej właściciel został doprowadzony do sądu w Niemczech, dyrektor w Nowym Jorku a czterech pracowników w Nowej Zelandii.
Gwiazdy protestują
W reakcji na zamknięcie głośno zaprotestowały amerykańskie gwiazdy muzyki i filmu, także ze względu na znajomość z dyrektorem strony, raperem i mężem Alicii Keys Swizz Bitzem. Gwiazdy oprócz filmu wyrażającego poparcie zamieściły w internecie teledysk z wideo o serwisie i jego przydatności. Na filmie zobaczyć można m.in. Kanye Westa, P. Diddy, Snoop Dogga, Will.i.am'a, Jamie Foxxa czy Serenę Williams.
Hakerzy atakują strony rządowe
Za serwisem murem stanęło również środowisko hakerskie. Oprócz oburzenia internautów na forach, za pomocą nie do końca oficjalnych środków, część z nich zablokowała ważne rządowe strony amerykańskich instytucji. Oberwało się między innymi Departamentowi Sprawiedliwości, witrynie FBI i Motion Picture Association of America, które najbardziej lobbowało za wprowadzeniem restrykcyjnego prawa i zamknięciem megaupload.com.
Nie wiadomo kogo karać
Nie jest jasna sytuacja prawna w okół serwisu. Jego działanie formalnie odbywało się na zasadzie umożliwiania umieszczania plików na zewnętrznych serwerach i dzielenia się nimi z innymi. Serwis dawał możliwość (w przypadku gdy były to pliki multimedialne) odtwarzania treści bezpośrednia na stronie. Dzięki temu stał się miejscem nielegalnej rozrywki dla ludzi z całego świata. To użytkownicy faktycznie łamali prawo. Właściciele serwisu korzystając z koniunktury zarabiali umieszczając na stronie treści reklamowe i sprzedając preferencyjny transfer internautom. Czerpali więc połowicznie zyski z cudzych treści rozrywkowych.
Rozwój sprawy wszyscy będą śledzić z uwagą. Przede wszystkim prawodawcy, świadomi tego, że prawo autorskie jest niedoskonałe. Również internauci, którym odbiera się ulubione strony. Także twórcy, którzy w obecnej sytuacji czują się okradani i co najmniej niepewni swojej sytuacji na rynku.