Odprawił mszę z czerwonym serduszkiem WOŚP przyklejonym do ornatu. W sieci zebrał za to falę uwielbienia i hejtu. Kiedyś sypiał w trumnie, bo chciał – jak mówi – poczuć "memento mori". Dziś już tego nie robi, za to dalej gra na harmonijce i jest dobrym duchem przedsięwzięć artystycznych i charytatywnych. Poznajcie bliżej ks. Wojciecha Drozdowicza. Tego samego, który kiedyś prowadził "Ziarno".
Uśmiechnięty ksiądz z przyklejonym serduszkiem WOŚP udzielający Komunii Świętej. Tyle wystarczyło, by w internecie zawrzało. W większości z zachwytu, a po prawej stronie ze złości. Tam chyba na prawdę nie mają za dużo do roboty. Kilka dni temu awantura z powodu wycieraczki z flagą, a teraz przez księdza z sercem. Zresztą, ks. Wojciech Drozdowicz kole prawicę w oczy już od dawna.
F(och)ronda
"Fronda" określiła go Palikotem w sutannie. Występy duchownego w telewizji nazywa gwiazdorzeniem, insynuuje, że w czasie pobytu na Syberii nabawił się "choroby" takiej jak ks. Zięba, który przyznał się do alkoholizmu. Wypominają mu też, że na terenie swojej bielańskiej parafii zbudował dla dzieci karuzelę.
Prawica nie potrafi też wybaczyć, że duchowny zaprosił Wojciecha Jaruzelskiego, który przed wojną był uczniem szkoły księży Marianów na Bielanach, czyli na obecnym terenie parafii. Bardzo bolą też kontakty księdza ze światem artystycznym i śluby, których udziela. "Parafia stała się ulubionym miejscem zawierania małżeństw przez „celebrytów”, którzy potem bardzo szybko... rozwodzą się" – przekonuje Fronda. No cóż, sam byłem tam 10 lat temu na ślubie takiej pary. Do dziś są szczęśliwym małżeństwem.
O co chodzi z tym księdzem?
Od zawsze wspierał działania Jurka Owsiaka i nawoływał do wspierania jego fundacji. Ba, kiedyś o wysłanie SMS-ów pomocowych poprosił nawet w kościele. Zatem gdy w czasie mszy odprawianej pod hasłem "Jasełka dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy" wystąpił z czerwonym serduszkiem przyklejonym do ornatu, osoby, które go znają nie były specjalnie zdziwione.
Choć zdjęcie zdobyło błyskawiczną popularność i masę lajków, to było też sporo ocen mało przychylnych. Na przykład duszpasterz Rodzin Archidiecezji Warmińskiej ks. Bartek Koziej stwierdził, że: "akurat szaty liturgiczne to nie najlepsze miejsce na nalepianie czegokolwiek".
Zresztą sam ojciec Kramer przyznaje, że on by się na takie coś nie zdecydował. – Liturgia to nie happening, a na ornacie nie powinno być żadnych dodatkowych ozdób. Ale znam ks. Wojtka od lat, on już jest takim showmanem trochę, więc rozumiem jego przekaz – podkreśla jezuita. Wiernym się jednak podobało. "Czuć w nim Pana Boga" czy "Szacunek dla tego Księdza" – to wydźwięk olbrzymiej większości komentarzy.
Tyle że nie wszystkie głosy były tak wyważone. Wielu nie wypada wręcz cytować.
Pierwsze szaleństwa w Łowiczu Ksiądz Drozdowicz najpierw był wikariuszem w podwarszawskim Słomczynie, potem trafił do Łowicza. Od początku pracował z dziećmi, redagował „Kolegiatkę”, którą rozdawał na niedzielnych mszach. Poza tym bawił się w lokalnego dziennikarza telewizyjnego. – Kręcił życie łowiczan, aby z materiału zarejestrowanego na taśmie zmontować „Wiadomości Kolegiaty”, które emitował po niedzielnej Mszy Świętej, wykorzystując telewizor umieszczony w kościele – wspomina Daniel Ciesielski, który na łamach serwisu Skierniewice24.pl opisywał duchownego.
Ks. Drozdowicz dał się również zapamiętać łowiczanom jako budowniczy „góry lodowej”, czyli drewnianej, podświetlanej konstrukcji obwieszonej różnego rodzaju materiałami. Na mrozie oblał ją wodą i tak powstała owa góra. Z poznańskiego ZOO sprowadził też osiołka, którego nazwał "Biedaczyna z Asyżu, Franciszek", ale mieszkańcy wołali za nim "Urban". Kolędy w wykonaniu ks. Drozdowicza odbywały się w asyście instrumentalistów, grały: akordeon, skrzypce i gitara.
Podobno to jeszcze w Łowiczu powstał też pomysł spania w trumnie, Jak później powiedział w jednym z wywiadów,: "Spałem w niej przez dwa lata, chociaż to specjalność trapistów, a nie kamedułów. Odczuwałem wielką potrzebę dotknięcia memento mori". Dziś ksiądz już tak nie sypia, bo jak przyznaje, jest na to za stary i za gruby. Na zakończenie pobytu w Łowiczu, podczas mszy dla dzieci, duchowny porąbał na ambonie telewizor siekierą.
Kariera w TV i nie tylko
W latach 90. ks. Drozdowicz trafił do najmniejszej parafii archidiecezji warszawskiej mieszczącej się w rezerwacie przyrody Las Bielański. No i trafił do telewizji, jako twórca, reżyser, współscenarzysta i pierwszy prowadzący "Ziarna". Do programu zapraszał np. wokalistę Lady Pank, razem z dziećmi z "Ziarna" przeprowadził improwizowany wywiad z papieżem Janem Pawłem II i z okazji jego pielgrzymki nagrał teledysk, w którym śpiewał i grał na kontrabasie.
"Klimatyzacja, integracja, echolokacja, jazz i kwas. Internet bezprzewodowy, herbatkę serwuje proboszcz, czynne codziennie 12-17 (oprócz sobót)" – bilbord o takiej treści powiesił ks. Drozdowicz przed wejściem do Podziemi Kamedulskich, które założył w 2002 roku. Odbywają się tam koncerty i wystawy, a także wyświetlane są filmy. To tam ksiądz chciał zaprezentować zakazany przez Kościół film Martina Scorsese „Ostatnie kuszenie Chrystusa”. Do projekcji nie doszło, bo śp. ojciec Bogusław Paleczny połamał płytę DVD.
W Podziemiach występowali artyści "Piwnicy pod Baranami", były czwartki jazzowe i koncerty poezji śpiewanej, sympozja oraz konferencje naukowe, a także ćwiczenia uniwersyteckie. W kościele ks. Drozdowicza drzwi są zawsze otwarte, mało tego, można tam sobie pooglądać tzw. "ptasią telewizję", czyli podgląd z kamery na gniazdo jerzyków uwite na kościelnej wieży.
Człowiek orkiestra
Był misjonarzem w krajach byłego Związku Radzieckiego, a także duszpasterzem Polonii na Syberii. Założył katolickie studio telewizyjne KTV Kana, które emituje programy oraz filmy w rosyjskich sieciach kablowych. Jako gość Przystanku Woodstock uczestniczył w debacie z młodzieżą o religii. Razem z aktorką Ewą Błaszczyk założył fundację AKogo? działającą na rzecz dzieci wymagających rehabilitacji po ciężkich urazach neurologicznych.
A parafianie księdza Drozdowicza uwielbiają. Najlepszym dowodem są tłumy na odprawianych przez niego mszach. Nie wierzycie? Sprawdźcie sami.
Napisz do autora:przemyslaw.penconconek@natemat.pl