Życie z błękitną kropką. Są więźniami, ale spotykamy ich na ulicach, nawet o tym nie wiedząc. Gdzie pracują?
Oskar Maya
25 stycznia 2017, 14:39·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 25 stycznia 2017, 14:39
Okazuje się, że spotkanie więźnia pracującego na wolności wcale nie należy do rzadkości.
Siedzą na kasie w sklepie, sprzątają klatki na osiedlach, pracują w halach produkcyjnych. – Nie zamierzamy stygmatyzować więźniów. Ludzie oczywiście wiedzą, z kim pracują. Uważam, że program rządowy "Praca dla więźniów" zaczyna działać – przyznaje rzecznik Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Warszawie.
Reklama.
Warszawa. "Carrefour Express". Za ladą niewysoka blondynka. Pracuje szybko, w oczy patrzy twardo, w pewien charakterystyczny sposób ludzi doświadczonych przez życie. Kobieta jest więźniarką i wszyscy o tym wiedzą. Przez pierwsze kilkanaście dni klienci plotkują, koledzy z pracy także.
Po kilku tygodniach ekspedientka przestaje przychodzić do pracy. Nigdy nie było z nią problemów. Może częściej niż inni wychodziła na papierosa. Mimo tego, z rozmów wynika, że klienci raczej czują ulgę, że kobiety już tu nie ma. – A w Carrefourze po drugiej stronie ulicy jest jakiś inny personel, tylko w naszym sklepie ciągle zatrudniają jakąś patologię – słyszę wymownie od jednej z sąsiadek.
Więzień jest drogi w utrzymaniu
Według danych uzyskanych z Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Warszawie już niemal połowa osadzonych pracuje. Ponad 700 wykonuje pracę odpłatną, poza murami więzienia. Najczęściej są zatrudniani przez właścicieli prowadzących działalność gospodarczą, pracują przy remontach, sprzątaniu, produkcji ale także w miejscach, gdzie jest bezpośredni kontakt z klientem.
– To nie ma nic wspólnego z emocjami, tylko wynika z korzystnych przepisów. Po prostu jako dyrektor Zakładu Komunikacji Miejskiej w Zawierciu mam możliwość zatrudnienia więźniów przy pracach takich jak: mycie autobusów czy sprzątanie – mówi naTemat Joanna Brodzik-Kot, dyrektor Zakładu Komunikacji Miejskiej w Zawierciu.
– Udało mi się dojść do porozumienia z pobliskim Otwartym Zakładem Karnym w Ciągowicach. To jest rodzaj stażu. Typowani są więźniowie, którzy zazwyczaj mają w większej części odbyty już wyrok. To są nie tylko "alimenciarze", ale także więźniowie odsiadujący wyrok o mniejszym ciężarze gatunkowym np. za zagarnięcie mienia czy znęcanie się nad rodziną – dodaje w rozmowie z nami dyrektor.
Więźnia opłaca się zatrudnić, bowiem wykonują swoją pracę nieodpłatnie lub za najniższą krajową pensję. Obecnie wynosi ona 1850 złotych brutto miesięcznie. Od tej kwoty należy odliczyć jeszcze ZUS i składki pracownicze. Skazanemu można też odliczyć pieniądze np. z tytułu alimentów.
– Spora grupa więźniów dopiero za murami odkrywa wartość pracy. Wielu z nich chce i powinno pracować. Jednak praca powinna być podejmowana z myślą o przyszłości skazanego, z uwzględnieniem przygotowania do zawodu. Dlatego Okręgowy Inspektorat Służby Więziennej w Warszawie wychodzi naprzeciw pracodawcom poprzez szkolenie osadzonych w zawodach ukierunkowanych na potrzeby kontrahentów – mówi w rozmowie z naTemat kpt Arleta Pęconek, rzecznik prasowy dyrektora Okręgowego Służby Więziennej w Warszawie.
– Do pracy poza terenem jednostki penitencjarnej kierowane są osoby, które spełniają kryteria zatrudnienia poza zakładem karnym, odbywają karę za niegroźne przestępstwa, korzystają z systemu przepustowego, mają pozytywną ocenę postępów w procesie resocjalizacji, a okres pozostający im do zakończenia odbywania kary pozostaje stosunkowo niedługi – dodaje Arleta Pęconek.
Z więzienia na dworzec
Jak to wygląda w rzeczywistości? Na razie mało optymistycznie. Problem więźniów dobrze opisuje Katarzyna Nicewicz z Fundacji "Daj herbatę", która pracuje z bezdomnymi z Dworca Centralnego w Warszawie. Większość z osób koczujących w pobliżu dworca to byli więźniowie lub recydywiści.
– To około 65 proc. moich podopiecznych. Robiąc wstępne badania podejrzewałam, że skala zjawiska będzie duża, chociaż bardzo chciałam się mylić. Niestety rzeczywistość okazała się okrutna. Dlaczego pracodawcy boją się ich zatrudniać: Ludzie im nie ufają. Żyjemy w czasach, gdzie wszyscy wszystkiego się boją. Zapominamy, że ten były osadzony może zostać naszym sąsiadem, że mógłby normalnie pracować i żyć – mówi moja rozmówczyni.
– Ale my wolimy ich karać po raz drugi. Zapominamy, że resocjalizacja i przyjmowanie byłych skazanych do społeczeństwa jest inwestycją. Pracując na umowę, taka osoba płaci chociażby podatki, prawdopodobnie nie będzie przekazywać negatywnych schematów kolejnym pokoleniom i nie będzie musiała korzystać np. z ubezpieczenia z urzędu pracy i opieki społecznej. Same korzyści z zatrudniania byłych osadzonych. Tylko jest problem, bo trzeba zaufać – dodaje.
napisz do autora: oskar.maya@natemat.pl
Reklama.
ktp Arleta Pęconek, Okręgowa Służba Więzienna w Warszawie
Obecnie jest duże zainteresowanie ze strony podmiotów zewnętrznych pod kątem zatrudniana osób pozbawionych wolności. Z reguły są to prace związane z prostymi czynnościami np. porządkowymi, pomocniczymi i produkcyjnymi. Badania pokazują, że resocjalizacja poprzez pracę jest jedną z najskuteczniejszych form powrotu więźnia do społeczeństwa.
Katarzyna Nicewicz Fundacja "Daj herbatę"
Ile powinien trwać proces resocjalizacji? Nie ma na to odpowiedzi. Wszystko zależy od wielu czynników: od wychowawcy, motywacji, osobowości, zaburzeń, chorób psychicznych, uzależnień, wieku, wykształcenia… Oczywiście konkretne programy mają swoje ramy czasowe, natomiast nie są jedyną formą resocjalizacji w Zakładzie Karnym. IV etap resocjalizacji powinien trwać jeszcze na wolności, niestety nad tym koniecznie trzeba popracować w naszym kraju.