Ksiądz profesor Paweł Bortkiewicz, członek Narodowej Rady Rozwoju, nie pozostawia wątpliwości, co myśli o politykach opozycji i ich protestach. "Wielu z nas zapamięta ich jako bandę przygłupów (...). Właściwym miejscem ich działalności powinny być kabarety za więziennym murem" – przekonuje.
W programie na antenie TV Trwam ks. prof. Paweł Bortkiewicz wrócił do wydarzeń z 16 grudnia ubiegłego roku. Jak powiedział w materiale, który udostępniło w internecie Radio Maryja, dystans czasu "pozwala dostrzec powagę i grozę tamtej sytuacji". "Kabaret, groteska, sytuacja żenująca oraz zamach stanu" - mówił o wydarzeniu duchowny, po czym wyjaśnił dlaczego zgadza się z określeniem "puczu".
Ksiądz przedstawił scenariusz, który rzekomo miał być realizowany. Najpierw miała zostać rozpętana awantura, żeby zablokować uchwalenie budżetu. Następnie "zadymę" przeniesiono na ulicę i nakręcono emocje oraz zakłócono nadawanie TVP, żeby dostępny był wyłącznie przekaz antyrządowy (duchowny zdaje się nie zauważać, że w tym czasie bez problemu dostępna była m.in. stacja, dla której udzielał wypowiedzi, czy też Telewizja Republika). Założonym efektem działań miała być zmiana władzy.
– Przeżyliśmy groteskowe dni i wielu z nas zapamięta tych pseudobojowników, powstańców, walczących - jak mówili - o wolność demokrację, Polskę, zapamięta, przepraszam za określenie, jako bandę przygłupów – powiedział ks. Bortkiewicz. Dodał, iż "wyjątkowo prawdziwe są słowa, że w tym szaleństwie jest metoda". Według niego należy bacznie przyglądać się ruchom opozycji.
- Musimy o tych wydarzeniach pamiętać. Musimy pamiętać, że ludzie tych formacji będą znów ubiegać się o urzędy państwowe. Musimy pamiętać o tym skutecznie, bo dla takich ludzi nie może być miejsca w polityce. Ich właściwym miejscem działalności powinny być kabarety, ale takie zakładane za więziennym murem - podsumował.