"Nadmiernie podekscytowany lub irracjonalny, zazwyczaj w wyniku zauroczenia lub nadmiernego entuzjazmu, zagubiony mentalnie - kurcze, co z to za słowo?!" — pisał w ubiegłym roku syn Davida Bowie. Chodziło mu oczywiście o angielskie "gaga". Nie jemu pierwszemu ekscentryczne zachowanie Lady Gagi działało na nerwy. Wyzywano ją od najgorszych, trafiła do wora z kiczem i tandetą. Jak widać, wcale jej to nie zabiło. Dziewczyna z imigranckiej rodziny, której potencjału długo nie dostrzegano, na swoich koturnach i z gigantycznym guzikiem na głowie wspięła się na sam szczyt muzycznej kariery.
Jak w ubiegłym tysiącleciu Michael Jackson albo Freddie Mercury. Jak David Bowie. Starzy bogowie odchodzą i robią miejsce nowym. A ci rodzą się w bólach, bo wiedzą, że grają o wszystko - bóstwa, w które nikt nie wierzy, są martwe.
Czy kiedy snuła się po rodzinnym Nowym Jorku, zrywała się z zajęć prestiżowej Tisch School of the Arts na Broaydwayu i nosiła przydługie nazwisko Stefani Joanne Angelina Germanotta, Lady Gaga miała w głowie gotowy plan na swoją przyszłość? Żadna gwiazda nie rozbłyska przypadkowo - Lady Gaga wykorzystała wszystkie swoje atuty, by jak najlepiej poprowadzić swoją karierę.
Trudno dziś uwierzyć, że mogła skończyć w filharmonii, komponując sonaty dla relatywnie niedużej grupy miłośników muzyki klasycznej. Na fortepianie grała od 4 roku życia, pierwszą balladę napisała jako 13-latka. Do Tisch przyjęto ją, gdy miała zaledwie 17 lat. Dotychczasowe życie, łącznie ze szkołą, rzuciła po dwóch latach i zaczęła występować jako wokalistka rockowa.
Była niesamowicie ambitna i miała talent - to jednak wciąż było za mało, by stać się gwiazdą. Lady Gaga potrzebowała prawdziwej strategii marketingowej, opartej na czymś olśniewającym i wyjątkowym - czym, to musiała dopiero odkryć. Młodziutka Stefani zorientowała się też, że jeśli chce naprawdę namieszać w światowym przemyśle muzycznym, musi zaprzyjaźnić się z muzyką pop.
Zanim odkryła Davida Bowie i innych artystów, od których mogła czerpać inspiracje, na jednej z tysiąca nowojorskich imprez poznała starszą o kilkanaście lat Colleen Martin. Mało kto pamięta dzisiaj, że to właśnie jej, tancerce występującej pod pseudonimem Lady Starlight, Lady Gaga zawdzięcza swój oszałamiający sukces. Lady Starlight wzięła ją pod swoje skrzydła, pokazała, czym jest moda i pomogła szyć pierwsze, nawiązujące do błyszczących lat 80. kostiumy.
— To szaleństwo wiedzieć, że zainspirowało się największą gwiazdę na świecie. Ale to ja powiedziałam jej, żeby zdjęła spodnie, bo sama rzadko nosiłam własne — mówiła Lady Starlight w wywiadzie dla "The Mirror”. — Nasze kostiumy często były połączone klejem. Czasami się trzymały, a czasem rozpadały się na scenie. Zawsze chciałyśmy, by były tak błyszczące, jak to tylko możliwe… I byśmy my były tak nagie, jak to tylko możliwe — wspominała.
Kiedy w 2008 roku Lady Gaga skończyła pracę nad debiutancką płytą "The Fame”, na której znalazł się singiel "Just dance”, Lady Gaga była już w pełni gotowa na swoją karierę. Miała wszystko - talent, nakreślony indywidualny styl i co najważniejsze, wizję siebie, jako prawdziwej rewolucjonistki - w świecie muzyki i w świecie mody.
Koślawe buty na koturnach, jak słynne "pancerniki” od Alexandea McQueena, które zaprezentowała w teledysku "Bad Romance”, fryzury w kształcie guzika albo kokardy, kreacja w całości wykonana z płatów mięsa na rozdaniu MTV Music Awards w 2010 roku czy przeciwnie, elegancki garnitur podczas jednego z poprzednich imprez Super Bowl… Lady Gaga zaczęła rozsmakowywać się w swoim prowokacyjnym image'u. Scena przestała mieć dla niej granice. Zwykły spacer po Manhattanie był równie dobrą okazją, by pokazać się w krzykliwym kostiumie haute couture, co przejście po czerwonym dywanie podczas gali rozdania Oscarów.
To wszystko wciąż było mało. Lady Gaga pragnęła być drugą Madonną, pod każdym względem. Piosenki zawsze pisała sama, zatrudniała rzesze choreografów, jej koncerty miały być prawdziwymi widowiskami. I tak jak Madonna, konsekwentnie starała się zjednać sobie mniejszości seksualne, od piosenki "Born This Way”, która miała być ich nowym hymnem zaczynając, a wyznaniach na temat własnego biseksualizmu kończąc.
A przynajmniej tak się wydawało do 2013 roku. W wywiadzie udzielonym magazynowi "Attitude” powiedziała wówczas: — Nie jestem ikoną gejów. Nie próbowałam zastąpić Madonny. Nigdy się za nią nie uważałam i nawet nie wiem, co miałby oznaczać taki tytuł. To jakaś stara metka, którą przypinano gwiazdom wiele lat temu. Jestem działaczką na rzecz równouprawnienia — przekonywała.
W ubiegłym roku podczas gali rozdania Grammy Lady Gaga pokazała się w przebraniu androgynicznego Ziggy’ego Stardusta, alter ego Davida Bowie. Chciała tym samym oddać hołd artyście, który wywarł na nią tak duży wpływ, i wizerunkowo, i muzycznie. "Fantastyczny miks ballad Davida Bowiego, dramatyczne, inspirowane piosenkami Queen szybkie numery, które bazują w stylu synth-popowym”, pisał swego czasu o debiutanckim krążku Lady Gagi "Times Online”.
Kolejny singiel promujący pierwszą płytę, "Poker Face”, wyniósł Lady Gagę na sam szczyt muzycznej kariery. Wokalistka osiągnęła swój cel - można było ją kochać lub nienawidzić, ale w żadnym razie nie można było jej zignorować. W 2012 roku "Forbes" uznał ją za jedną z najbardziej wpływowych kobiet na świecie, ważniejszą nawet, niż królowa Wielkiej Brytanii. Ubiegłoroczny "New York Times" wpisał ja na listę 28 "geniuszy kreatywności" - a takie zestawienia można mnożyć.
Singiel "Telephone”, artystka nagrała już razem z Beyoncé. I choć przez lata trzymała się popu, Lady Gaga nie ucieka od eksperymentów - album "Cheek to Cheek” nagrała z muzykiem jazzowym Tonym Bennettem. Współpracowała też z Marylinem Mansonem czy raperem Flo Ridą.
W 2016 roku wokalistka niespodziewanie postanowiła wrócić do rockowych korzeni - w teledysku do mało popowego "Perfect Illusion" pokazuje się jako rockowa diva, która zamiast jak zwykle trzymać się starannie wystudiowanych kroków i gestów, miota się po scenie, jakby całe życie spędziła w Seattle. Kiedy świat zaczął być już trochę zmęczony jej dziwacznym wyglądem i sposobem bycia, z których artystka uczyniła swój największy atut, Lady Gaga podejmuje kolejną dobrą wizerunkowo decyzję i eksperymentuje z naturalnością - w jej przypadku już tylko tyle wydaje się być rewolucyjne.
Wczorajszy koncert podczas gali Super Bowl tylko potwierdził jej klasę. Piosenkarka nie musiała wspierać się playbackiem, co jest częste na tego typu imprezach. Swoje największe przeboje - "Telephone”, "Bad Romance”, "Born This Way” i "Poker Face”, zaśpiewała ubrana w iskrzący się kostium prosto od Versace. Amerykańska prasa koncert okrzyknęła najlepszym występem podczas Super Bowl w historii - tak właśnie, cegiełka po cegiełce, powstaje legenda.