Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie, co będzie za 30 lat. Ba, nawet za 3 lata. W roku 2047 będziemy już pewnie kupować mieszkania budowane pod ziemią, dryfujące po oceanie, albo... na Marsie. Mimo to podpisujemy umowy kredytowe nawet na mieszkania z wielkiej płyty. Czy właśnie to jest wzięciem odpowiedzialności za własną przyszłość? Zanim zadłużymy się na całe życie, warto wiedzieć, jak wygląda prawdziwe życie na kredyt.
Na początku poznajmy liczbę, która podobnie jak kruczki prawne z umów kredytowych, większości z nas kompletnie nic nie mówi. 41,3 miliardów zł to abstrakcyjnie dużo, ale właśnie tyle wynosi łączna wartość kredytów hipotecznych, które Polacy zaciągnęli w 2016 roku.
Druga liczba podana przez Biuro Informacji Kredytowej jest zdecydowanie bliższa percepcji zwykłego Kowalskiego: 200-500 tys. złotych - tyle wyniosła średnia wartość kredytu hipotecznego. Tyle statystyki, czas wrócić do prawdziwego życia.
O nie, czyli życie na kredyt, pytam Martę, która przedstawia się jako "weteranka kredytów" - spłaciła już dwa. Pierwszy zaciągnęła dwadzieścia lat temu - na mieszkanie. Drugi wzięła dziesięć lat później, kiedy zdecydowała się na dom. Ten ostatni kredyt, początkowo planowała spłacać przez 15 lat. Ale w pewnym momencie zdecydowała się zrobić wszystko, aby jak najszybciej wyjść na prostą i pozbyć się psychicznego obciążenia.
Mieszkanie Kena i Barbie
Marcin Iwuć już w 2013 roku opisał finanse według Kena i Barbie. Wszyscy znamy ten typ konsumentów - dbają o wygląd, kupują tylko markowe ubrania, a swój społeczny status podkreślają drogim zegarkiem. Drżą jak dziecko, gdy w pracy pojawia się groźba zwolnień. To właśnie oni wprowadzają się do apartamentowców, na które ich nie stać.
Zapytałem grupę znajomych, którzy w pewnym stopniu pasowaliby do powyższego opisu, czy znają kogoś, kto spłacił kredyt na mieszkanie. W odpowiedzi otrzymałem salwę śmiechu. – Tacy ludzie nie istnieją – rzucił jakiś żartowniś. Większość z tych osób albo ma już swój kredyt, albo jak 27-letni Rafał, wezmą go niebawem. – Dosłownie na dniach podpisuję umowę kredytową. Na bogato, 30 lat – powiedział z uśmiechem na ustach. I zanim zdążyłem zadać kolejne pytanie, sam wypalił. – To trochę taki śmiech przez łzy, bo jak dotarła do mnie symulacja spłaty rat i zobaczyłem chyba największą w życiu tabelkę w Excelu, mina mi trochę zrzedła – mówi "młody, zdolny, z wielkiego ośrodka miejskiego".
W tym samym miejscu co Rafał, w grudniu 2001 roku była Magda. Prawie w tym samym, bo za metr mieszkania pod Warszawą płaciła zaledwie 1500 zł. To czas, kiedy dopiero zarejestrowano partię Prawo i Sprawiedliwość, a na ekrany kin wchodził film "Gulczas, a jak myślisz...". Mówiąc językiem internetu - gimby nie znają.
Na kredyt w wysokości 125 tys. zł Magda zdecydowała się dość późno, bo w wieku 35 lat. Gdy dziś pytam, jak wyobrażała sobie moment spłaty kredytu moja rozmówczyni przyznaje, że nawet nie przyszło jej to wtedy do głowy. – Człowiek w tym wieku nie myśli o tym, co będzie robił na emeryturze – mówi naTemat. Na początku lat dwutysięcznych wiele osób myślało podobnie, a w Polsce zaczęła się trwająca do dziś era kredytów hipotecznych.
Violetta Rymszewicz, ekspertka w zakresie zarządzania zasobami ludzkimi zauważa, że od początku lat dwutysięcznych w Polsce panuje atmosfera, którą można nazwać specyficznym parciem na sukces. – W polskim rozumieniu, ma on konkretne wyznaczniki, a jednym z nich jest własny dom lub mieszkanie. Ludzie, którzy żyją w tej atmosferze uważają za normalne, aby najpierw zadbać o dach nad głową. Chcą tez przynależeć do grupy społecznej, której udało się coś w życiu osiągnąć – mówi. Pierwsi, którzy spłacili lub są na końcu spłacania kredytów za mieszkanie mogą już powiedzieć, jak wiele wyrzeczeń kosztował ten "bilet do klasy średniej".
Kredyt albo życie?
Magdzie zostało do spłaty "zaledwie" 47 028 zł i 52 grosze. Pytam ją zatem, jakie marzenia życiowe zamierza spełnić po nadejściu "dnia wolności". – Spłacę mieszkanie tuż przed emeryturą. Jak to się skończy, nie będę już na tyle młoda, aby tworzyć wielkie plany życiowe – stwierdza bez złudzeń. Tyle tylko, że Magda swoje pasje realizowała zanim zaciągnęła kredyt na mieszkanie. – Nie udupiłam się tą decyzją, tak jak dwiedziestoparolatkowie, którzy nie mają później pieniędzy na nic, bo mają ratę – mówi.
I właśnie z tego powodu Rafał nie potrafi do końca cieszyć się z zakupu. Jego "dorosła" decyzja o zakupie mieszkania to uwikłanie w trzydziestoletni romans z bankiem. – Gdy spłacę ostatnią ratę, będę miał 57 lat. To trochę "trzyma mnie przy życiu", bo w razie czego będę miał swój kąt, za który będę płacił jedynie czynsz, a nie złodziejską kwotę za wynajem – tłumaczy.
Tymczasem Magda już odlicza miesiące do końca kredytu. – Wreszcie nie będę musiała myśleć o tym że miesiąc w miesiąc muszę określonego dnia zrobić przelew. Przez cały okres spłacania, to strasznie wisi nad człowiekiem. Jest trudne do zniesienia psychicznie – mówi "prawie właścicielka" czterech kątów. I wie o czym mówi, bo w międzyczasie straciła pracę, a pierwsza myśl, która przyszła jej do głowy, to "za co będę spłacać kredyt".
– Bałam się, że zabiorą mieszkanie – wspomina. Dziś, po wielu latach jej rata zmalała z 1800 zł, do niecałych 600 zł. Nadal jednak kombinuje, jak spłacić kredyt wcześniej, aby mieć go już z głowy. Na razie nie widzi na to szans.
Im szybciej tym lepiej
Trudno znaleźć osobę, która spłacała kredyt mieszkaniowy przez całe 15-20 lat. Krzysztof Wądołowski z agencji Concierge House Nieruchomości przyznaje, że najczęściej kredyty są spłacane wcześniej. Zwłaszcza przez tych, którzy pozbywają się nieruchomości i spłacają kredyt, aby za chwilę wziąć kolejny.
– Mało kto wie, co znaczy spłacać kredyt hipoteczny przez cały okres na jaki został zaciągnięty. Większość osób robi to przed czasem - w chwili sprzedaży nieruchomości. Całkowita spłata kredytu w tym przypadku jest wymagana przez bank. Zwykle można to zrobić po upływie 5 lat od zaciągnięcia kredytu bez dodatkowych kosztów. Poniżej tego okresu trzeba liczyć się z dodatkowym kosztem za wcześniejszą spłatę - mówi Wądołowski.
Magda już za kilka lat będzie w miejscu, o którym Tomasz z Warszawy stara się zapomnieć. Spłata kredytu, który zaciągnął w 2004 roku miał być doskonałą inwestycją, a okazał się kulą u nogi. – Nigdy więcej – mówi czterdziestolatek, który robił wszystko, aby spłacić kredyt przed czasem.
Gdy zaciągał kredyt, mieszkania miały jeszcze "ludzkie ceny", ale widmo "boomu" już wisiało w powietrzu. Kupił mieszkanie warte 180 tys. zł, z czego 30 tys. zł pokrył ze swoich oszczędności. – Oprocentowanie dla tzw. "dobrego klienta" wynosiło wtedy 8 proc. Po zakupie kawalerki znalazłem lokatorów, ale i tak musiałem co miesiąc dopłacać do raty. Robiliśmy z żoną wszystko, aby zebrać pieniądze na spłatę przed czasem, bo byliśmy wściekli na koszty kredytu – mówi Tomasz. Kawalerkę spłacił tak szybko, jak tylko mógł.
Ani on, ani żona nie żałują decyzji o zakupie mieszkania na kredyt, ale dziś mówią zgodnie - nigdy więcej kredytu. – Kredyt na mieszkanie poniewiera domowy budżet. Ludzie nie chcą płacić za wynajem, a zapominają, że mieszkanie generuje koszty. I nie chodzi tylko o ratę, czynsz i remonty – mówi właściciel kawalerki w Warszawie.
Ekspertka zauważa, że kredyt oznacza przywiązanie do jednego miejsca. Wymusza brak mobilności (również zawodowej), a to nie zawsze jest dobre rozwiązanie. Rzeczywistość zmienia się tak szybko, fale kryzysów ekonomicznych przychodzą jeden po drugim i może warto założyć w życiu gotowość do szybkich zmian miejsca zamieszkania właśnie w poszukiwaniu pracy? Kredyt takie podejście praktycznie uniemożliwia.
Nie oznacza to oczywiście, że kredyt sam w sobie jest czymś złym. W końcu dla wielu osób to jedyna droga do spełnienia marzenia o własnym mieszkaniu. Należy jednak pamiętać, że decyzja o kupnie mieszkania na kredyt to decyzja, która może zaważyć na całym naszym życiu.
To był absolutny priorytet. Odmawialiśmy sobie dosłownie wszystkiego, włącznie z wakacjami, droższymi ciuchami, wyposażeniem domu. Wszystkie pieniądze, które pojawiały się w domu, szły do banku. To był ogromny wysiłek. Byliśmy tak nastawieni na cel, tak skupieni na tym, aby pozbyć się kredytu, że moment spłaty był prawdziwą ulgą i powrotem do wolności.
Zanim zdecydujemy się na kredyt trzeba się bardzo mocno zastanowić, co jest w życiu priorytetem. Sukces, którego wyznacznikiem są dobra materialne, czy raczej komfort życia i mobilność. Gdy człowiek nie ma kredytu, może robić ze swoim życiem co mu się żywnie podoba. To, czy ktoś bierze kredyt, czy nie, jest kwestią wyboru życiowego - czy chce być osadnikiem, czy nomadem.