Henry Foy to korespondent brytyjskiego dziennika "Financial Times" w Europie Środkowo-Wschodniej. W Warszawie mieszkał od 2014 r., ale wkrótce będzie już rezydentem Moskwy. Z polską stolicą żegna się tekstem, za który możemy być mu wdzięczni.
Kilka lat życia Foy spędził w mieszkaniu w centrum
Warszawy, konkretnie ulicę Wilczą. Tę część miasta nazywa "odpicowaną, modną i znów fajną". Podkreśla zmiany, których był świadkiem. Pisze, że kawiarnie, bary koktajlowe i sklepy meblowe wygrały z pubami, klubami i barami z wódką. "Brukowaną ulicę, leżącą prostopadle do mojego mieszkania, zajmują trzy wegańskie restauracje i luksusowe butiki. Sowieci już tu nie mieszkają" – czytamy w jego tekście dla "Financial Timesa".
Foy podkreśla, że w Warszawie zderzają się wschód z zachodem, przeszłość z przyszłością, konwencja ze zmianą. To miasto kontrastów, o czym świadczy zdanie: "Możesz spędzić cały dzień na mieście i ani razu nie dostrzec uśmiechu. Wybierz się jednak na kolację, a zastaniesz dom wypełniony śmiechem, śpiewem i wódką". Domówki to jedno, co zachwala dziennikarz. Chętnie pisał przecież i o ofercie gastronomicznej. W artykule wymienia m.in.
lokal Charlotte na "hipsterskim" Placu Zbawiciela. Przekonuje, że knajpa nie ustępuje europejskim odpowiednikom.
Foy broni też honoru naszej kuchni. "Być może ma złą reputację, ale tylko dlatego, że większość nawet jej nie spróbowała" – przekonuje. – Noce U Kucharzy, restauracji, gdzie zapraszałem wszystkich moich gości, równały się tatarowi przygotowywanemu na stole, dziczyźnie lub karpiowi, i jednej z najlepszych nalewek z pigwy, często robionej w domu" – wymienia. Kolacje tam, jak pisze Foy, odbywały się przy akompaniamencie pianisty, grającego np. utwór Carole King.