Szyszko napędził klientów  "drzewiarzom". Zdjęcie z firmy Foret Adama Jankiewicza.
Szyszko napędził klientów "drzewiarzom". Zdjęcie z firmy Foret Adama Jankiewicza. YouTube.com / Adam Jankiewicz

Ledwie Minister Szyszko rozszczelnił przepisy o wycince drzew, a po protestach ruchów miejskich i ekologów Jarosław Kaczyński ogłosił, że je zmieni. Przez ogłoszenia Gumtree i OLX przechodzi właśnie huragan. – Delikatnie mówiąc ludzie mają gdzieś tych ekologów. Ale im się nie dziwię. Jak prywatny właściciel ma nadal odpowiadać finansowo za to, że sucha gałąź spadnie komuś na głowę, to pierwsze, o czym myśli, to jak pozbyć się drzewa. Teraz, póki można to zrobić bez formalności – mówi zawodowy drzewiarz.

REKLAMA
Drzewiarze, arboryści, albo tree workerzy nie ważne co mają na wizytówce, ale to właśnie oni są zwycięzcami politycznej awantury o wycinacie drzew. W poniedziałek pan Marcin zarobił 8 tys. złotych na wycince trzech drzew na prywatnych działkach na Bemowie, Wawrze i Białołęce w Warszawie. W poniedziałek i wtorek miał już nawał zleceń i 12 tys. w kieszeni. Efekt zapowiedzi Jarosława Kaczyńskiego o zmianie przepisów dotyczących wycinania drzew to 50 telefonów dziennie. – Podniosłem cenę o tysiąc, do 3500 złotych, a i tak nie mogę nadążyć ze zleceniami. Tylko dziś mamy 5 drzew – dodaje. A trochę jeszcze zarobi, bo zanim politycy zmienią ustawę, miną tygodnie.
logo
Praca arborysty w firmie Extreme Explorer. YouTube.com / Extreme Explorer
Praca w mieście to zazwyczaj najtrudniejsze zadania. Drzewa, których nie da się położyć na ziemię jednym cięciem. Bo przeszkadza płot sąsiada, bo drzewo rośnie przy ruchliwej drodze, albo na cmentarzu, gdzie w zasięgu padających konarów są nagrobki za kilka-kilkanaście tysięcy złotych. Drzewiarz, albo fachowo "arborysta", wspina się na czubek i tnie po kawałku.
Rozmówca naTemat filozoficznie dodaje, że to już jeden z nielicznych zawodów, gdzie człowiek może przegrać z naturą
– Przegrać, to znaczy co? - pytam.
– Pan poczyta internet, ile jest wypadków. Nawet przy zachowaniu wszelkich środków bezpieczeństwa to wciąż ryzyko. Z mojego kursu na 12 osób zostało 8 – mówi. I wylicza z pamięci pracowników konkurencyjnych firm, którzy zginęli przy pracy. Nie, żeby popełnili jakieś kardynalne błędy.
Na przykład Jacka (tu pada nazwa firmy) zabił sprężynujący pień sosny. Po ścięciu bocznych gałęzi trzeba było zacząć odcinać główny pień. Drzewiarz odciął czubek. Ten spadając w dół szarpnął pniem tak mocno, że człowieka wystrzeliło jak z katapulty. Puściła taśma. – Tego na wykładach nie uczą, a mnie na kursie z urzędu gminy egzaminowali z łacińskich nazw – klnie i zapala papierosa. Wypadek wyglądał dokładnie tak jak w pierwszym ujęciu tej składanki.
Tylko w 2016 rok Państwowa Inspekcja Pracy informowała o kilkunastu śmiertelnych wypadkach. Nie w lasach, ale w miastach. Tymczasem tzw. "kurs A" - cięcia pielęgnacyjne to około 1200-1400 zł. "Kurs B" - wycinka całych drzew drugie tyle. Do tego uprawnienia na pilarkę 1200 zł. Zleceń jest pełno więc w branży przybywa chętnych do niby łatwego zarobku. Na OLX najczęściej znajdziecie firmy, gdzie tylko szef ma kwalifikacje, a jego pomagierzy to już amatorzy. Ich znak rozpoznawczy to brak kasków, słuchawek, kamizelek odblaskowych.
Sztuka chodzenia po drzewach
Robota na dziś: Lipa, wysoka 30 metrów, średnica pnia około metra. W połowie wysokości rozwidlenie przez które woda wnikała do pnia i powoli niszczyła strukturę drzewa. Właściciele mają zezwolenie na wycinkę z ubiegłego roku. Po mrozach przyszedł czas na odpalenie piły. Pierwszy pomysł był taki, że lipa miała być wycięta z podnośnika – koszt 2000 zł. Przyjechał operator, spojrzał na mechanicznego kolosa, który dosięgnął może na 20 metrów. Nie da się bez zrzucania konarów na sąsiadów. Odwrócił się na pięcie i odjechał. Wtedy do akcji wchodzą tacy jak Marcin, "wycinka trudnych drzew metodą alpinistyczną", ma na wizytówce.
Zakłada na nogi metalowe kolce i okrakiem wspina się na pień. Palce wczepione w korę. Rutyniarz, pierwsze 6 metrów pokonuje bez zabezpieczenia. Potem wyciąga pas i przypina się do pnia, co zabezpiecza przed zsunięciem się w dół. Sapiąc, ciągnie na górę linę. Wciąga nią piłę, i jeszcze jedną linę do opuszczania konarów. Jeszcze nie odpalił piły, a już na dole stoi kolejny klient. – Ile kosztuje takie wycięcie drzewa? – pyta. – Trzy tysiące pan ma? – odkrzykuje drzewiarz. Okazuje się, że ma i już chce płacić. Ustawa Szyszki jest tylko na chwilę.

Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl