Z dnia na dzień i zupełnie niechcący z biedaka, którego należało otoczyć opieką, stał się bezwzględnym wyłudzaczem świadczeń socjalnych. A z takimi nasze państwo rozprawia się bezwzględnie, w tym wypadku skazując na śmierć głodową. – Był taki moment, kiedy po odebraniu zasiłków socjalnych i wystawieniu rachunku na 10 tys. złotych za usługi opiekuńcze, na przeżycie miesiąca pozostawało mi 137 złotych – opowiada Edward Tril z Wrocławia.
To były geodeta, który po wypadku niemal stracił wzrok, a poruszając się, musi podpierać się kulą. Jeszcze dwa lata temu mieszkał spokojnie w swoim mieszkaniu, klepiąc biedę jak to typowy niepełnosprawny rencista. Aż wpuścił za próg, jak mówi: "hieny z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej we Wrocławiu". O nic nie prosił, niczego nie chciał, ale oni uparli się, aby mu pomagać.
O jedną piątkę za dużo
Tril przystał na taką ofertę, bo któż by nie skorzystał. Chciał się przekwalifikować i rozpoczął studia na kierunku gospodarki nieruchomościami w Wyższej Szkole Bankowej we Wrocławiu. Przez pierwszy rok korzystał z pomocy w najlepsze. Z początkiem drugiego roku stało się straszne nieszczęście (tylko z perspektywy urzędników). Ich podopieczny zdobył najwyższą średnią rektorską 5.0, którą utrzymuje wraz z każdą sesją egzaminacyjną aż do dzisiaj. To jeszcze nie wszystko, bo uczelnia przyznała mu także stypendium związane z niepełnosprawnością. Źle, źle, bardzo źle.
Upraszczając, Edward Tril na swoje nieszczęście stał się zbyt bogaty, aby mu pomagać. Wraz z rentą i stypendiami jego miesięczny dochód przekroczył magiczną wartość 2200 złotych. Dla takich "bogaczy" urzędowa tabelka przewiduje pomoc odpłatną i to w wysokości 300 procent podstawowej stawki. Za każdą godzinę pracy opiekunki inwalida musiał zapłacić 17 złotych. Uzbierało się 10 tys. zł. za już wyświadczone usługi opiekuńcze.
Nasz rozmówca opowiada, jak dobroduszny do tej pory MOPS z całą bezwzględnością zaczął go lustrować finansowo i karać. Natychmiast odebrano mu wszystkie przywileje. Wyjątkowo szybko dobrano się do jego świadczeń socjalnych. Po odliczeniu kar finansowych i rachunków w domowym budżecie pozostało mu jedynie 137 zł. Za tyle miał przetrwać przez 3 miesiące. Dał radę, ale niesmak pozostał.
– O nic nie prosiłem, to miała być darmowa pomoc socjalna a zostałem z wielkim długiem. Gdybym wiedział, że tak to skończy, nigdy nie wpuściłbym tych hien przez próg. Trzeba być miernym i marnym, a wtedy jest spokój – podsumowuje gorzko Tril.
Kiedy skontaktowaliśmy się Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej we Wrocławiu, jego urzędnicy nie byli w stanie wyjaśnić tego absurdu. Andrzej Mańkowski, zastępca dyrektora
ds. Osób z Niepełnosprawnością i Świadczeń potwierdził jedynie, że poziom odpłatności za pomoc opiekuna zależy od dochodów podopiecznego. Wynika to z uchwały samorządu oraz ustawy o pomocy społecznej. Konkretnego przypadku nie chciał jednak komentować. Dodał, że nawet nie może, że względu na ochronę danych osobowych.
Ślepy kombinator i lekcja życia
Najgorsze, że aby uwolnić się od MOPS-u, życie zmusiło inwalidę do dalszych, niewiarygodnych wręcz kombinacji. 17 złotych za godzinę pracy opiekunki to więcej niż biorą przeciętne gosposie z internetowych ogłoszeń. Pan Edward podziękował więc za usługi w MOPS. Jednak nadal chciał studiować, a bez pomocy domowej ani rusz. Wynalazł więc do pomocy studentkę. – Nie tak pazerną jak opiekunki w MOPS – podkreśla i zwierza się, że najtrudniej było to zgrać finansowo.
Skomplikowany układ wygląda więc tak: studentka zgodziła się zatrudnić go na etacie za 2400 złotych miesięcznie jako korepetytora i trenera rozwoju osobistego. Koszty zatrudnienia inwalidy (wraz z ZUS-em) w 90 procentach pokrywa dotacją Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Dziewczyna płaci około 250 zł miesięcznie za kilka godzin lekcji dziennie od fachowca w branży geodezji. To nie wszystkie plusy pokręconej sytuacji. Odkąd pan Edward "pracuje etatowo", co kwartał składa do ZUS wniosek o waloryzację renty. Należy mu się jako płacącemu składki. I dostaje... po kilka złotych podwyżki. Wraz z dodatkową, wynikającą z ustawy waloryzacją renty w 2016 roku miał już pięć podwyżek. Nieźle jak na faceta, który ledwo obsługuje internet i podpiera się kulą.
– W sumie gdyby nie chciwość MOPS-u, nie wpadłbym na taki pomysł jak finansowanie opieki domowej ze środków PFRON-u, przy jednoczesnym zdobyciu sensownej pracy, zgodnej z moimi możliwościami zdrowotnymi. Myślę, że zostanę studentem i korepetytorem do emerytury studiując kolejne kierunki – kpi Edward Tril. I zaraz dodaje, że wolałby nie stawać na głowie, tylko normalnie żyć.
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl
Reklama.
Edward Tril
Zaproponowali mi abym poszedł na studia, to może uda mi się znaleźć nową pracę. Abym mógł bez stresu zająć się nauką zaoferowali także usługi opiekunki, która miała zająć się domem, zrobieniem zakupów czy przygotowaniem posiłków. A to wszystko za darmo, czyli w ramach pomocy społecznej i przywracania do normalnego życia osób niepełnosprawnych.
Edward Trill
Jestem ambitnym człowiekiem, niestety nikt mi nie powiedział, że to nieszczęście nad nieszczęściami być ślepcem i uczyć się dobrze. Z chwilą jak panie z MOPS-u dostały z uczelni informację, że uzyskałem stypendia, obciążyły mnie najwyższą kwotą opłaty za usługi opiekuńcze. To więcej niż wynosiło stypendium jakie dostawałem.