Albo ostatnie zdarzenie z polską ciężarówką i zabójstwo Polaka w Berlinie tak nagle podziałało na wyobraźnię nad Wisłą. Albo w ogóle – imigracyjna polityka Angeli Merkel. Ale faktem jest, że po kilkudniowym wyjeździe do Berlina, wiele osób wokół pyta o jedno. "Jak tam uchodźcy? Dużo jest imigrantów?". Dużo. Ale człowiek ma wrażenie, że głównie Polaków. Przez kilka dni spotykaliśmy ich dosłownie wszędzie.
W metrze zaczepia Polak. Na ulicy zaczepia Polka. To miłe, słyszą polski język, widzą, że turyści, chcą chwilę porozmawiać. Ale w szatni muzeum kobieta też mówi po polsku. W centrum handlowym – co chwila słychać polski. Gdy nie potrafimy się zdecydować, co chcemy zjeść, słyszymy: Może po polsku będzie łatwiej. Mamy Polkę, która doradzi.
Polskie instrukcje, polskie sklepy
To było tylko kilka dni i wcale nie szukaliśmy polskich akcentów. One same znajdywały nas co chwila. W automatach biletowych na ulicy, instrukcja w języku polskim. W muzeach – słuchawki z przewodnikiem w języku polskim. Mnóstwo samochodów na polskich rejestracjach. Za rogiem polski spożywczak i plakat na drzwiach z reklamą koncertu Macieja Maleńczuka w kwietniu. Niedaleko, na Tauentzienstrasse, wielki napis, że wkrótce otworzy się tu sklep Reserved. Polska pierogarnia. W której można kupić bilety na przedstawienie Cezarego Pazury w marcu.
I niby nic nie powinno być w tym zaskakującego, w końcu blisko granicy, a Polacy to druga liczebnie – po Turkach – zagraniczna nacja w Berlinie. Jest ich aż 55 tysięcy (nie licząc tych z niemieckimi paszportami, których jest ponad 107 tys.). A jednak to nie z nimi przecież kojarzy się ostatnio stolica Niemiec. Berlin zalali uchodźcy i bezrobotni imigranci z Syrii. Tak myśli wielu Polaków w kraju. I właśnie o to pytano nas potem najczęściej. Ilu tych uchodźców w Berlinie jest, i czy bardzo ich widać.
W centrum miasta nie widzieliśmy żadnego.
"Czasem sam się dziwię, gdzie oni są"
Choć przecież są w mieście i wszyscy o tym wiedzą,dziennikarz Deutsche Welle też ich szukał jesienią i nie bardzo znalazł. Był na lotnisku, na dworcu głównym i nie trafił na osoby, które mogłyby wyglądać tak, jak można by sobie wyobrazić uchodźców. Identyczne doświadczenie miała też jego znajoma, która przyjechała z USA. I niemal była rozczarowana, że oprócz kilku żebrzących osób, nie natknęła się na żadną osobę, która mogła być uchodźcą.
"Wyobrażała sobie długie kolejki po zupę, olbrzymie namioty przy Bramie Brandenburskiej. Ale żadnych uchodźców tu nie było" – pisze Gero Schliess.
Niemiecki dziennikarz rozmawiał o nich z merem Berlina i usłyszał, że on też ich nie widzi. – Czasem sam się dziwię, gdzie oni są – przyznał Michael Müller. Paradoksalnie mer Berlina mieszka w pobliżu nieczynnego od kilku lat lotniska Tempelhof, gdzie ulokowano ponad 1000 uchodźców. Do starych hal odlotów i przylotów wstawiono równiutkie kontenery i uciekinierzy siedzą w nich już od wielu miesięcy. A nie jest to jedyne tego typu miejsce, choć i tak mówi się ostatnio o tym, że więcej takich miejsc przygotowano niż było potrzeb. Niektóre są podobno puste.
Podpalili bezdomnego Polaka Berlin liczy blisko 4 miliony mieszkańców. Według statystyk ogłoszonych zaledwie kilka dni temu, liczba mieszkańców powiększyła się w ciągu ostatnich pięciu lat o ćwierć miliona i swój wkład na pewno mają tu również Polacy. Tylko w ubiegłym roku Berlinowi przybyło ponad 60 tys. mieszkańców – z czego aż 55 700 wniosków meldunkowych pochodziło od cudzoziemców. Tych bez meldunku też przecież nie brakuje. A liczbę uchodźców ocenia się na ponad kilkadziesiąt tysięcy. Syryjczyków w mieście jest ok. 30 tys.
Dochodzi do przestępstw, jak wszędzie. Jak wtedy, gdy w ostatnią Wigilię, na jednej ze stacji metra doszło do dramatycznego zdarzenia. Siedmiu mężczyzn podpaliło 37-letniego, bezdomnego Polaka. Tylko szybka reakcja świadków powstrzymała tragedię. Napastnikami okazali się Syryjczycy i Libijczyk. I w kraju, i nie tylko, od razu się zagotowało.
W Niemczech słychać jednak również o przestępczości w drugą stronę. W ubiegłym roku zanotowano ponad 3,5 tysiąca ataków na uchodźców i migrantów. To praktycznie 10 dziennie.
"Nigdzie nie spędza się dnia tak dobrze, jak w Berlinie"
Jedni radzą sobie lepiej w obcym kraju lepiej, inni gorzej. Ale to Polacy stanowią w Berlinie największą grupę bezdomnych. Bez trudu dotarli do nich niedawno polscy dziennikarze. A także niemieccy.
W grudniu ubiegłego roku "Der Tagespiegel" ocenił, że co druga bezdomna osoba w tym mieście to Polak. Żyjących na ulicy naszych rodaków ma tu być dwa tysiące. – Nigdzie nie spędza się dnia tak dobrze, jak w Berlinie – usłyszał niemiecki dziennikarz od 36-letniej Polki, matki dwójki dzieci, która od trzech lat żyje na ulicy.
"Znowu Polacy" – człowiek powtarza to co i rusz w tym mieście. Turyści, miłośnicy zakupów, ci, co przyjechali za pracą, stali mieszkańcy. "Polacy osiedlający się w stolicy Niemiec Berlinie są młodzi, wykształceni i nie mają zamiaru wracać do kraju" – stwierdzał raport Instytutu Minor dla berlińskiego ministerstwa pracy i integracji. Najliczniejsza grupa ma od 18 do 35 lat.
Pokochali polskie jedzenie
Część Niemców na pewno się to nie podoba, podobnie jak imigranci z innych krajów. Ale druga część mocno to docenia.
Na początku lutego agencja DPA pisała, że polskie jedzenie podbija Niemcy: "Niemcy pokochali ogórki kiszone, buraki i bigos. Młodzi Polacy nieźle namieszali na berlińskiej scenie kulinarnej".
Są w Berlinie naprawdę mocno widoczni.
Napisz do autorki : katarzyna.zuchowicz@natemat.pl
"W 2015 roku zameldowanych było 107 000 obywateli polskich, a drugie tyle to obywatele Niemiec polskiego pochodzenia. Bez nich nie funkcjonowałyby ani hotele, ani kliniki ani handel".Czytaj więcej