Brązowy medal mistrzostw świata to nie tylko największy sukces w karierze Piotra Żyły, ale i wielkie święto wszystkich polskich kibiców, których "Pieter" jest ulubieńcem. Nic tak zbawiennie nie wpływa na ukojenie podziałów w narodzie, jak tego typu piękne chwile. Niestety już w momencie, gdy w Lahti trwała dekoracja, to sportowe święto postanowiła zepsuć ekipa rządząca.
Przypomnimy, że skokami na odległość 127,5 i 131 m Piotr Żyła wywalczył brązowy medal w konkursie na skoczni dużej podczas Mistrzostw Świata w narciarstwie klasycznym rozgrywanych w fińskim Lahti. Brązowy krążek Piotra Żyły jest pierwszym medalem zdobytym na tej imprezie przez zawodnika z Polski. Uwielbiany nie tylko za talent, ale też wesołość i prostolinijny styl bycia skoczek sprawił, iż Polska wreszcie została odnotowana w klasyfikacji medalowej i ex aequo z Francją zajmuje 10. miejsce.
Znalazł się więc powód do radości dla absolutnie wszystkich Polaków. Coś, co choć na chwilę połączy ponad światopoglądowymi i partyjnymi podziałami. By to zjawisko nie trwało długo postanowił jednak zawalczyć wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki. Polityk na co dzień zaprawiony w atakach na sędziów Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego i sądów powszechnych oskarżyć o antypolskie działanie postanowił także sędziów oceniających styl skoków na MŚ w Lahti.
Tak naprawdę zastępca Zbigniewa Ziobry popisał się jednak daleko idącą kibicowską ignorancją. Prawdą jest bowiem, iż Piotr Żyła w pierwszej serii czwartkowych zawodów osiągnął identyczne odległości, jak zdobywca złota Stefan Kraft i srebrny medalista Andreas Wellinger, a w drugiej serii nikt nie wylądował tak daleko, jak on. O podziale medali decydowały więc punkty przyznawane w skokach narciarskich za inne elementy niż odległość.
Patryk Jaki zapewne kojarzy, że chodzi m.in. o punkty przyznawane przez sędziów za styl lotu i lądowania. To prawda, ale reguły obowiązujące w skokach bardzo mocno utrudniają dopuszczenie się antypolskiego, czy jakiegokolwiek innego spisku arbitrów. W każdych zawodach oceny wystawia pięć osób różnej narodowości, a dwie skrajne (najwyższa i najniższa) noty są automatycznie kasowane. Doliczone zawodnikowi zostają tylko trzy najbardziej podobne do siebie.
Podczas zawodów na skoczni dużej w Lahti styl prezentowany przez skoczków oceniali: Polak Kazimierz Bafia, Słoweniec Bojan Jost, Amerykanin Mark Levasseur, Fin Pirjo Karjalainen i Austriak Christian Kathol. W finałowym skoku Piotrowi Żyle automatycznie skasowane zostały noty sędziów z Polski i Słowenii. Od pozostałych otrzymał po 19 pkt. (maksymalna nota to 20 pkt.). Nim ktoś wpadnie na pomysł, by wietrzyć spisek w skasowaniu noty polskiego sędziego wyjaśnijmy, że Kazimierz Bafia skok Piotra Żyły ocenił najsłabiej, na 18,5 pkt. Nieco bardziej krytyczne spojrzenie na rodaka jest jednak przyjętym zwyczajem.
Od wielu lat wynik skoczka narciarskiego nie jest jednak ustalany jedynie na podstawie osiągniętej odległości i ocen sędziów. W tym sporcie niebagatelną rolę odgrywają warunki pogodowe, które diametralnie mogą zmienić się nawet między skokami dwóch kolejnych zawodników. Opracowano więc algorytm, na podstawie którego dodaje się lub odejmuje tzw. punkty za wiatr.
I to raczej one zadecydowały dziś o tym, kto zgarnie złoto, kto srebro, a kto brąz. Stefan Kraft i Andreas Wellinger w obu swoich skokach trafiali na gorsze warunki od Piotra Żyły. Austriakowi system dodał więc 2,4 pkt. w pierwszej serii i 1,5 pkt. w drugiej. Niemiec otrzymał odpowiednio 2,5 pkt. i 0,4 pkt. rekompensaty za niekorzystny wiatr. Polakowi "niestety" wiało pod narty i komputery jego wynik pomniejszyły najpierw o 1,4 pkt., a po finałowym skoku o 2,1 pkt. Łączna nota Żyły wynosiła więc 276,7 pkt. i była gorsza o 1,3 pkt. od osiągniętej przez Niemca i 2,6 pkt. od Austriaka.