– Proponuję prawybory, które byłyby realizowane we wszystkich dużych miastach. Wszyscy, którzy są uprawnieni do głosowania, mogliby oddać głos na jednego z kandydatów Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej. Na całym świecie tak się organizuje. Robimy to internetowo, ale i w kilku lokalach wyborczych – taki pomysł na wyborcze "zjednoczenie" opozycji rzucił dziś Ryszard Petru. I wygląda na to, że prosi się o spektakularną klęskę Nowoczesnej, z której ta partia może się już nie podnieść.
Gdy politycy Platformy Obywatelskiej co chwila zachęcają mniejsze formacje opozycyjne – w tym szczególnie Nowoczesną – do zapoczątkowania rozmów o wspólnych listach na kolejne wybory, Ryszard Petru z uporem próbuje grać rolę głównego rozgrywającego na opozycji. Współpracy nie odrzuca, ale tylko takiej, która zostanie zawiązana na jego warunkach. Nie inaczej było we wtorek, gdy lider Nowoczesnej udzielił wywiadu Telewizji WP.
Nad tą propozycją w PO naprawdę nie powinni długo się zastanawiać. Miast, w których ktoś z Nowoczesnej jest w stanie wygrać jest niewiele. W przeciwieństwie do tych, w których Platforma może pokazać największym rywalom z opozycji ich miejsce w szeregu. Ryszard Petru chce zafundować swojej partii stress test, którego może ona nie przetrzymać.
I nie chodzi tylko o to, w jak wielu miejscach Platforma Obywatelska ma dziś swoich samorządowych baronów. Choć w wielu takich miejscowościach wystarczy, by dotychczasowy prezydent, burmistrz lub wójt namaścił następcę. Gdzie Nowoczesna będzie mogła sobie pozwolić na coś takiego? Wyjątek może stanowić w zasadzie tylko Nowa Sól, gdzie rządzi związany z Nowoczesną Wadim Tyszkiewicz.
Ważniejsze jest jednak to, że scenariusz proponowany przez Ryszarda Petru pokazałby największą słabość Nowoczesnej. Bez silnych struktur regionalnych można powalczyć o prezydenturę. Z grupką znajomych można wywalczyć całkiem sporo miejsc w Sejmie, Senacie lub Parlamencie Europejskim. Mała ogólnopolska organizacja nie ma jednak żadnych szans na zawojowanie wyborów samorządowych.
A właśnie taką organizacją wciąż jest Nowoczesna. Od samego początku słupki sondażowe ekipy Ryszarda Petru nie rosły bowiem wprost proporcjonalnie do liczby wydawanych legitymacji partyjnych. Całe szczęście, że w kolejce po taki dokument ustawiło się trochę rozczarowanych porażką w wyborach parlamentarnych działaczy PO. Polityka rządząca rekrutacją do Nowoczesnej nie wszystkim pozwoliła jednak na dołączenie do tej partii. W zbliżających się wielkimi krokami wyborach samorządowych Ryszard Petru i spółka powinni słono zapłacić zarówno za "wybrzydzanie" wśród chętnych do członkostwa, jak i trudności w zbudowaniu silnych struktur regionalnych od podstaw.
Bo to właśnie głęboko zakorzenione w danej wspólnocie układy partyjne są kluczem do tego, jak silne w walce o władzę w samorządzie jest Polskie Stronnictwo Ludowe. Z tego samego powodu Prawo i Sprawiedliwość chciałoby majstrować przy mapach miast. Partyjne struktury regionalne to nie tylko ludzie od krążenia po mieści z ulotkami kandydatów. To sieć mniej lub bardziej formalnych powiązań łączących lokalną władze, biznes, ludzi kultury, organizacje pozarządowe i oczywiście duchowieństwo.
Nowoczesna właściwie tej sieci nie ma. Platforma Obywatelska takie fundamenty budowała przez 16 lat, a zaczynała na zgliszczach Unii Wolności i Akcji Wyborczej Solidarność. Proponowane przez Ryszarda Petru prawybory w większości miast powinny dobitnie o tej różnicy sił przypomnieć. Nowoczesna sama prosi się o to, by pokazać swoją największą słabość. I ponieść klęskę w walce jeden na jednego z PO, co może być wyjątkowo kosztowne w oczach wyborców.
Rozmawiając o wyborach samorządowych proponuję prawybory, które byłyby realizowane we wszystkich dużych miastach, ale nie na bazie naszych członków, nie na bazie sondaży. Natomiast na bazie wszystkich mieszkańców danego miasta. (...). Na całym świecie tak się organizuje. Robimy to internetowo i kilka lokali wyborczych.