Wszyscy pracownicy służby zagranicznej muszą mieć się na baczności. MSZ za moment wprowadzi w życie nowelizację ustawy oczyszczającej kadry z "tajnych współpracowników służb PRL, absolwentów Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych (MGIMO) i osób niekompetentnych". O usunięciu Andrzeja Przyłębskiego, czyli prawdopodobnie TW "Wolfganga", na razie nie ma mowy.
Dyplomacja w obecnym kształcie, według resortu, ma "niedostatecznie silne więzi łączące z państwem polskim". Wkrótce ustawa mająca je zacieśnić trafi pod obrady rządu – na jej mocy pracę stracą osoby, które między 22 lipca 1944 r. a 31 lipca 1990 r. pełniły służbę w organach bezpieczeństwa państwa lub były ich współpracownikami. Jak podaje "Gazeta Wyborcza", mowa tu też o członkach rodziny dyplomaty.
W rozmowie z "Wyborczą" wysoki rangą dyplomata z MSZ przekonuje, że oficjalnie "chodzi o to, aby w roli 'obrońców ubeków' obsadzić media albo byłych ministrów spraw zagranicznych, jeśli skrytykują założenia ustawy", a tak naprawdę celem Witolda Waszczykowskiego jest obsadzenie stanowisk "Misiewiczami" dyplomacji.
Ciekawym punktem ustawy jest ten o wygaśnięciu stosunku pracy obecnych członków służby zagranicznej. Po sześciu miesiącach od wejścia dokumentu w życie, będą musieli pakować manatki - jeżeli nie dostaną nowej oferty lub kiedy jej nie przyjmą. Według rozmówców "Wyborczej", MSZ takim okresem daje "szansę na napisanie donosu na kolegów" i de facto pozostanie w dyplomacji.
Jak będą wyglądać zwolnienia, a jak przyjęcia nowych pracowników, ustawa nie mówi. Poza tym, że w imieniu ministra inicjatorem stopni dyplomatycznych, warunków pracy i płacy będzie mógł zostać dyrektor generalny. Dodajmy, że autorem ustawy jest Przemysław Czyż, zwolniony przez Radosława Sikorskiego.
Zdaniem Waszczykowskiego, po wprowadzeniu zmian zdaniem dyplomacji będzie strzeżenie "suwerenności Rzeczypospolitej Polskiej oraz chronienie jej interesów w relacji z innymi państwami, organizacjami międzynarodowymi i innymi podmiotami zagranicznymi".
W rozmowie na antenie RMF FM z Robertem Mazurkiem, który pytał o Andrzeja Przyłębskiego, ambasadora RP w Berlinie i domniemanego współpracownika SB, minister mówił, że ustawa jeszcze nie obowiązuje, więc zwolnienia na razie nie będzie. – Nie jesteśmy instytucją lustrującą, dostępu do akt nie mieliśmy – tłumaczył się minister. – Jeśli wszystko będzie wskazywało [na współpracę - red.], będziemy reagowali – dodał.