Chwila oddechu. Nareszcie dzień bez meczów. Ale wrocławska strefa kibica nie próżnuje. Korzystając z przerwy przed półfinałami, organizatorzy zaprosili do Wrocławia Duran Duran, których hity w latach 80. rozgrzewały co najmniej tak, jak piłkarskie mecze. Czy ktoś jeszcze o nich pamięta? Czy podstarzałe gwiazdy pop mają jeszcze coś do zaoferowania publiczności, która młodość przeżywa teraz?
Wrocławską strefę kibica zaatakują dziś muzyczne dinozaury. Wystąpi zespół Duran Duran, którego muzyka w latach 80. przyprawiała o szaleństwo imprezowiczów z całej Europy. Supportem zaś będzie Papa Dance. Czy trzydzieści lat później uda im się wzbudzić takie emocje, jak u szczytu kariery? Na razie zainteresowanie nie jest zbyt duże. Może dlatego, że koncert brytyjskiej grupy jest biletowany, a jego retransmisję będzie można zobaczyć na telebimach przy pl. Solnym i ul. Świdnickiej.
Ale fani na pewno się ucieszą. Kojarzony z gatunkiem New Romantic, czy New Wave zespół Duran Duran gościł w Polsce sześć lat temu i się podobał.
Duran Duran było produktem tworzonym konsekwentnie w każdej materii. Ich nazwa nawiązuje do opartego na komiksie filmu Rogera Vadima "Barbarella", gdzie występuje szalony wynalazca Durand-Durand, który konstruuje machiny do "rozkosznych tortur" (wszyscy pamiętają scenę, kiedy znalazła się w niej tytułowa Barbarella). Dobrze oddaje specyficzny wizerunek zespołu - trochę kampowy, ze szczyptą soft porno i bardzo komiksowy. Syntezatory, blond grzywy, wysokie głosiki i melodie, przy których, z rozkoszą niczym z maszyny Duranda, tańcowały tłumy w każdej dyskotece - to był styl, który roztapiał nastoletnie serca.
Piątka z Duran Duran była Beatlesami lat 80.. Ich plakaty wisiały w każdym dziecięcym pokoju, bilety na ich koncerty rozchodziły się jak świeże bułeczki, a podczas występów ich fanki dostawały ataków serca. Tak jak Beatlesi, bardzo dużą wagę przywiązywali też do wideoklipów. Nie było tam nudy. Niektóre klipy były tak intrygujące, że cenzurowane. Dotyczyło to remiksu piosenki "Girls on Film". Został on zakazany zarówno w MTV, jak i BBC. Stacje zgorszyły półnagie panie w bardzo seksowny sposób walczące na ringu z przeciwnikami płci męskiej.
Historia powtórzyła się rok temu, kiedy zakazano emisji teledysku do piosenki "Girl Panic", który otwiera widok skąpo ubranej Naomi Campbell. Później jest jeszcze bardziej kontrowersyjnie. Słodka, budowana przez syntezatory otoczka miała też mroczniejszą stronę w tekstowej warstwie. Duran Duran poruszało tematy, które powinny dotyczyć tylko dorosłych słuchaczy.
Panom z Duran Duran nie można zarzucić, że bardziej niż na muzyce, skupili się na ukształtowaniu swojego wizerunku. Ich piosenki także się bronią. Brzmienie zainspirowane muzyką soul, a także dźwiękami niezależnej sceny muzycznej lat 70. Nowego Jorku, z widocznymi odwołaniami do Davida Bowie, podziałały wyrafinowane i mniej wybredne gusta. I były doceniane także przez słynnych fanów. O Duran Duran pozytywnie wypowiadał się m.in Andy Warhol. Miłość ich muzyce wyznawała nawet księżna Diana.
11 lat po śmierci, w 2007 roku, zagrali dla niej na Wembley, podczas "Concert for Diana". – Zapowiadali nas jej synowie, William i Harry. Powiedzieli, że Diana grała im nasze piosenki, słuchała w samochodzie – Piotrowi Stelmachowi w Trójce opowiadał basista zespołu John Taylor.
William i Harry poprosili ich o zagranie konkretnych przebojów: "Rio", "Wild Boys" i "Sunrise".
Duran Duran doceniali także muzycy. Współpracowali z nimi Sting, Robert Palmer, David Gilmour, czy Herbie Hancock. W Polsce zespół najwięcej zawdzięcza Markowi Niedźwiedzkiemu. To on w latach 80. przemycał ich muzykę do radiowej Trójki, wynosząc na szczyty takie utwory, jak "Union Of The Snake", "Hungry Like The Wolf", "Wild Boys" i wiele wiele innych.
Od wydania debiutanckiego albumu Duran Duran minęło 31 lat. W roku wydania, czyli 1981, osiągnął sprzedaż 2,5 miliona egzemplarzy, 118 tygodni figurował na szczycie bestsellerów. Kilka lat później Duran Duran miał już własny tytuł, nadany przez magazyn "Rolling Stone". Odtąd Duran Duran, figurowało w umysłach fanów jako Pięciu Wspaniałych.
W 1985 roku panowie z Duran Duran otrzymali propozycję napisania tytułowej piosenki do filmu o Jamesie Bondzie „A View to a Kill’. Utwór błyskawicznie stał się przebojem i był pierwszą kompozycją z filmu o agencie 007, która trafiła na szczyt listy przebojów.
Nagrody, wywiady, trasy koncertowe dookoła świata, wizyty w studiach telewizyjnych i zakładach pracy, to był dla nich chleb powszedni. Pęd życia sprawił, że panowie potrzebowali odpoczynku. U szczytu kariery, w połowie lat 80., zespół podjął decyzję o zawieszeniu działalności. Przez kolejne lata rozstawali się i schodzili, by nagrywać kolejne krążki.
Ale muzycy nie zamknęli się w muzeum. Ponieważ ich fanami byli znaczący dziś producenci, zaczęli nagrywać z nimi płyty. Timbaland pracował przy "Red Carpet Massacre", Mark Ronson, który współpracował z Adele i Amy Winehouse, zajął się materiałem do ostatniego albumu. David Lynch wyreżyserował ich koncert, który pokazano na YouTube. Towarzyszyły im Beth Ditto i Kelis.
To piosenki z pochodzącego z 2010 roku albumu "All you need is now" usłyszą fani we wrocławskiej strefie kibica. – Nie zabraknie naszych starych kompozycji, ale przede wszystkim promujemy najnowszą płytę, więc większość piosenek, które wykonamy, będzie pochodzić właśnie z niej – mówił w rozmowie z "Gazetą Wrocławską" John Taylor. W listopadzie 2011 roku, Duran Duran nakręciło teledysk, w którym kolejny raz spotkały się Cindy Crawford i Naomi Campbell, aniołki teledysku George'a Michaela "Freedom", sprzed 22 lat, o którym pisaliśmy TUTAJ.
Żywy rytm, ciekawe aranżacje, okraszone nawiązaniami do sztuki i mody, przyniosły Duran Duran 80 milionów płyt i dwie nagrody Grammy. Tylko U2, Rolling Stonesi i Madonna mogą pochwalić się większymi sukcesami. Czy dzisiejszy koncert odnowi zjawisko duranmanii? I czy strefa kibica to dobre miejsce na powrót? John Taylor w rozmowie z Piotrem Stelmachem twierdził, że tak. – Piłka nożna i muzyka to dwie najbardziej demokratyzujące siły na świecie, to sprawy, które łączą ludzi, narody, religie – mówił.
Innego zdania jest dziennikarz muzyczny Jacek Skolimowski. – W przypadku Noela Gallaghera jego występ w gdańskiej strefie kibica był fajny i naturalny. Artysta jest kibicem piłkarskim, wielkim fanem Manchesteru i na pewno przyjechał do Polski także jako kibic, a nie tylko dla kasy – mówi. – Występ Duran Duran to zorganizowana rozrywka dla piwa. Panowie przyjechali zarobić, ale to dobry muzyczny strzał i większa atrakcja, niż Pitbull, czy ATB, którzy też grali w strefach. Nawet jeśli koncert jest chałturą, to jest to chałtura szlachetna, która zapewni rozrywkę nie tylko karkom, ale i pozostałym kibicom.
Co się stanie? Czy koncert będzie chałturą do kotleta? A może szansą na wielki come back? Zobaczymy już dziś.
Reklama.
Jacek Skolimowski
dziennikarz muzyczny
W przypadku Noela Gallaghera jego występ w gdańskiej Strefie Kibica był fajny i naturalny. Artysta jest kibicem piłkarskim, wielkim fanem Manchesteru i na pewno przyjechał do Polski także jako kibic, a nie tylko dla kasy.
Jacek Skolimowski
dziennikarz muzyczny
Występ Duran Duran to zorganizowana rozrywka dla piwa. Panowie przyjechali zarobić, ale to dobry muzyczny strzał i większa atrakcja, niż Pitbull, czy ATB, którzy też grali w strefach. Nawet jeśli koncert jest chałturą, to jest to chałtura szlachetna, która zapewni rozrywkę nie tylko karkom, ale i pozostałym kibicom.