
Okazuje się, że prawdopodobnie rozrywki z jednorękimi bandytami wcale nie będzie, albo nie stanie się to szybko. Oto, co wymknęło się w wypowiedzi biura prasowego, gdy dziennikarze zaczęli dopytywać, kto zarobi na dostawach maszyn do państwowej firmy i czy że będzie to znana firma z kontrowersyjnym prezesem.
Wygrany w 2010 roku przez konsorcjum Data Trans Sp. z o.o. oraz GTECH Corporation przetarg nie zobowiązuje Totalizatora Sportowego do zakupu automatów od wyżej wymienionych podmiotów podmiotów. Jednocześnie informujemy, że jeżeli Spółka będzie wykonywała monopol Skarbu Państwa w zakresie automatów, to w oparciu o przemysł krajowy we współpracy z Polską Grupą Zbrojeniową oraz Polską Wytwórnią Papierów Wartościowych.
Zapytaliśmy wprost, czy Totalizator ma moralne opory w sprawie zarabiania na jednorękich bandytach. Nie odpowiedzieli. Za to problem świetnie przedstawił były prezes tej spółki w rozmowie z e-play.pl. Stwierdził, że do tej pory państwo trzymało się z daleko od brudnej forsy.
Nie nakładano na nas obowiązku prowadzenia działalności powszechnie uznawanej za „ostry hazard”, jakimi są internetowe kasyna gier czy automaty o niskich wygranych. Uznawano, że ten rodzaj działalności jest obciążony dużym ryzykiem wzrostu uzależnień grających, a więc negatywnymi skutkami społecznymi i ekonomicznymi. Takie oceny podzielał ówczesny właściciel, którym był minister skarbu i regulator rynku gier, którą to rolę pełnił minister finansów. Obecnie tworząc korzystne warunki dla spółki realizującej monopol nie oszacowano ryzyka strat wizerunkowych, jakie może w dłuższej perspektywie przynosić zajmowanie się uzależniającym hazardem.
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl