Totalizator Sportowy uzyskał monopol, ale ma problem by sięgnąć po nieczyste pieniądze.
Totalizator Sportowy uzyskał monopol, ale ma problem by sięgnąć po nieczyste pieniądze. fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta
Reklama.
To właśnie przed chwilą zrobił rząd i Totalizator z zarazą automatów hazardowych. Wprowadził prohibicję nie nazywając tego wprost zakazem. Od 1 kwietnia zgodnie z wprowadzonym w życie prawem, tylko państwowy Totalizator ma prawo zarabiać na grze na automatach o niskich wygranych (w stylu jednorękich bandytów). Jednocześnie nie powstał ani jeden salon państwowej firmy z działającym automatem. Pozostałe salony muszą zejść do podziemia (w praktyce to nie takie proste, ale o tym później).
Biskupi tego nie pochwalą
Okazuje się, że prawdopodobnie rozrywki z jednorękimi bandytami wcale nie będzie, albo nie stanie się to szybko. Oto, co wymknęło się w wypowiedzi biura prasowego, gdy dziennikarze zaczęli dopytywać, kto zarobi na dostawach maszyn do państwowej firmy i czy że będzie to znana firma z kontrowersyjnym prezesem.
Totalizator Sportowy

Wygrany w 2010 roku przez konsorcjum Data Trans Sp. z o.o. oraz GTECH Corporation przetarg nie zobowiązuje Totalizatora Sportowego do zakupu automatów od wyżej wymienionych podmiotów podmiotów. Jednocześnie informujemy, że jeżeli Spółka będzie wykonywała monopol Skarbu Państwa w zakresie automatów, to w oparciu o przemysł krajowy we współpracy z Polską Grupą Zbrojeniową oraz Polską Wytwórnią Papierów Wartościowych.

Podsumowując, żadnych jednorękich bandytów nie kupują. Nie wspominając o tym, że PWPW i państwowe fabryki czołgów, karabinów i radarów nie mają linii do montażu takich maszyn. A zwrot "jeżeli będzie wykonywała monopol Skarbu Państwa" oznacza, że wszystko odsuwa się w czasie na kiedyś.
Spółka informuje za to, że w 3 kwartale 2017 roku planują włączenie totka do gry EuroJackpot (pula gwarantowana na wygrane pierwszego stopnia będzie wynosić 10 000 000 euro). Polska dołączy do grona 17 krajów, w których ta loteria jest dostępna. O jednorękich bandytach cisza.
Według szacunków Totalizatora, ten biznes mógłby przynieść budżetowi 15 mld złotych w ciągu 10 lat. Spółka ma jednak opory, by sięgnąć po pieniądze. Inaczej już widzielibyśmy przecięcie wstęgi w pierwszej państwowej budce z neonem Las Vegas.
Użytkownicy portalu e-play.pl, dyskutując o zakazie, zdaje się trafnie odczytali intencje firmy. Totalizator Sportowy jest spółką ze 100 proc. udziałem Skarbu Państwa. A jego rząd jest "zaprzyjaźniony" z kościołem (w imię hasła niedziela jest dla Boga i rodziny poparł przecież zakaz handlu w wersji hadcorowej). Państwowej firmie nie wypada przyłożyć ręki do jeszcze większego grzechu - twardego hazardu uznawanego za uzależniający. Inaczej to minister finansów z prezesem Totka staliby się negatywnymi bohaterami programu Elżbiety Jaworowicz "Sprawa dla reportera". Pokazano w nim tragedie rodzin z hazardowymi długami.
Ostry hazard
Zapytaliśmy wprost, czy Totalizator ma moralne opory w sprawie zarabiania na jednorękich bandytach. Nie odpowiedzieli. Za to problem świetnie przedstawił były prezes tej spółki w rozmowie z e-play.pl. Stwierdził, że do tej pory państwo trzymało się z daleko od brudnej forsy.
Mirosław Roguski
były prezes Totalizatora Sportowego

Nie nakładano na nas obowiązku prowadzenia działalności powszechnie uznawanej za „ostry hazard”, jakimi są internetowe kasyna gier czy automaty o niskich wygranych. Uznawano, że ten rodzaj działalności jest obciążony dużym ryzykiem wzrostu uzależnień grających, a więc negatywnymi skutkami społecznymi i ekonomicznymi. Takie oceny podzielał ówczesny właściciel, którym był minister skarbu i regulator rynku gier, którą to rolę pełnił minister finansów. Obecnie tworząc korzystne warunki dla spółki realizującej monopol nie oszacowano ryzyka strat wizerunkowych, jakie może w dłuższej perspektywie przynosić zajmowanie się uzależniającym hazardem.

Dalej Roguski przekonuje, że w tym wypadku pieniądze nie są najważniejsze. W wielu krajach monopol ustanawiany jest w celu kontroli hazardu i ograniczania jego najbardziej uzależniających form. – Uważałem, i nadal tak sądzę, że realizacja monopolu nie może być podporządkowana jedynie celom fiskalnym. Równie ważnym jest roztropne działanie państwa, które ma wiele bardziej wyrafinowanych instrumentów osiągania zysków z rynku gier niż paranie się organizacją i prowadzeniem gier uznanych za uzależniające – dodaje.
A teraz o tym dlaczego ten "zły hazard" wcale nie musi zniknąć z powierzchni Polski. Dwie ustawy regulujące ten rynek nie uzyskały notyfikacji prawnej w Unii Europejskiej. Dlatego właściciele budek las vegas 24/h już jawnie robią sobie żarty z państwa. Zaraz potem, jak w świetle fleszy i przed kamerami celnicy zabierają im automaty, sądownie odzyskują swoje maszyny. Biznes nie zwalnia nawet na godzinę. Są już firmy, które dostarczają maszyny "na zastępstwo", zanim te zarekwirowane wrócą z nakazem sądowym. Aby uniknąć nieprzyjemności dla pracowników i szefów salonów (teoretycznie nielegalnych), stawia się bezobsługowe kontenery. Nie ma w nich nikogo poza graczami i "bandytami", a mamona leci.

Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl