Prawo i Sprawiedliwość prawie zapewniło sobie wszechwładzę w państwie, ale to nie ona jest najważniejsza dla Jarosława Kaczyńskiego. On ponad wszystko stawia wszechwładzę w swojej partii. Z tego powodu zniszczył kilka formacji, w których był w przeszłości. Dlatego w 2007 roku rozbił koalicję, dzięki której trwała IV RP. I chyba nieuchronnie zbliża się kolejny taki krok wstecz. Krok, dzięki któremu Jarosław Kaczyński i jego akolici będę mogli bezpiecznie przetrwać na swoich pozycjach kolejne długie lata. Tam, gdzie lubią najbardziej, czyli w opozycji.
Sprawowanie władzy zużywa. Historia polskiej polityki pokazuje to dobitnie. Większość niegdysiejszych zwycięzców z władzą rozstawało się, gdy ich partie sięgały dna i rozpadały się. Tej regule oparły się tylko Platforma Obywatelska, która jakimś cudem zapewniła sobie aż dwie kadencje i Prawo i Sprawiedliwość, które w 2007 roku samo oddało władzę. Wówczas Jarosław Kaczyński ubiegł wyborców nim zdążyli się oni nim znudzić. Oto 5 powodów, które mogą go skłonić do podobnego ruchu także w najbliższej przyszłości.
1. Najważniejsza jest władza w partii
Co jest dla Jarosława Kaczyńskiego najważniejsze? Polska? Marzenia o mocarstwowej Europie? Rewolucja moralna? Być może... Jednak absolutnie najważniejsze jest dla niego to, by samemu trwać przy partyjnych sterach. Prezes wierzy, że tylko to gwarantuje udaną realizację wszystkich innych celów. Tymczasem do łapczywie patrzących się na jego fotel Zbigniewa Ziobry i Jarosława Gowina dołączył ostatnimi czasy także Antoni Macierewicz.
Krok wstecz przede wszystkim potrzebny jest więc do tego, by władzę w PiS uczynić nieco mniej atrakcyjną. Doprowadzenie do sytuacji, w której partia znowu straci władzę powinno odstraszyć większość kandydatów do obalenia Jarosława Kaczyńskiego. Taki ruch były też najlepszym testem na lojalność. Jeżeli Prezes zafunduje partii powtórkę z 2007 roku, na każdym szczeblu zostaną przy nim znowu tylko najwierniejsi z wiernych. A innych przecież nie potrzebuje.
2. Łatwy sposób na "Misiewiczów"
To więc także łatwy sposób na pozbycie się tzw. Misiewiczów, którzy rozpełźli się po ministerstwach, urzędach i spółkach Skarbu Państwa. Partii rządzącej są potrzebni, bo ich ciepłe posadki dają gwarancje spokoju na partyjnych dołach. To też cena, którą PiS zapłacił za szerokie poparcie uzyskane w ostatnich wyborach.
Jednak Prezes już nie tylko jest tym wszystkim wyraźnie zawstydzony, ale i traci cierpliwość, gdy musi się za Misiewiczów tłumaczyć. I do głowy przychodzi tylko jeden prosty sposób na pozbycie się tego balastu. Trzeba zrobić krok wstecz. Bo przecież do partii pozbawionej władzy nikt po synekury już się nie będzie ustawiał. Dzięki pozbyciu się władzy nie trzeba będzie też przejmować się sprzątaniem Misiewiczów i po Misiewiczach. To będzie już kłoda rzucona pod nogi następców.
3. Jedyny ratunek dla religii smoleńskiej
Od 2010 roku PiS swoją pozycję silnie związało z alternatywną, spiskową wersją katastrofy smoleńskiej. Z pozycji partii opozycyjnej walczącej o jak najlepszy wynik opłacalne było wmawianie Polakom, że prezydent Lech Kaczyński nie zginął w wypadku lotniczym spowodowanym brawurą, a dlatego, że zamachu na niego dokonali konkurenci polityczni wespół z Rosjanami. Jeszcze bardziej opłacalna była taktyka przyjęta przez kolejne lata, gdy wyborców kuszono twierdzeniem, iż tylko PiS dochodzi do "prawdy" o tym, co wydarzyło się w Smoleńsku.
Przez wszystkie te lata sukcesywnie wzrastał odsetek Polaków, którzy zaczęli odrzucać prawdziwe przyczyny katastrofy smoleńskiej, a dzięki temu wzrastały też słupki poparcia dla PiS. Teraz wszystko się jednak zmienia. Będąc u władzy PiS może już tylko odwlekać moment ujawnienia "prawdy". Wyznawców teorii zamachu więc ubywa, a wśród pozostałych nasila się niezadowolenie z tego, że PiS nie wyłożyło kart na stół, choć rządzi prawie dwa lata. Religia smoleńska przetrwać może więc tylko dzięki zrobieniu kroku wstecz. Gdy ktoś "odbierze" PiS władzę, Jarosław Kaczyński znowu będzie mógł z czystym sumieniem mówić, że nie może nic zrobić. A miliony uwielbiających go Polaków z czystymi sumieniami będą mogli w to wierzyć i najgorsze intencje wmawiać nowej ekipie rządzącej.
4. Wciąż niezużyte logo
Krok wstecz to przede wszystkim jednak sprawdzony sposób na ochronę partyjnego szyldu przed zużyciem. Wszechwładna w 1997 roku Akcja Wyborcza Solidarność właściwie nie dotrwała do końca kadencji w 2001 roku. Zyskujący wówczas rekordowe poparcie Sojusz Lewicy Demokratycznej w 2005 roku był tylko wspomnieniem dawnej chwały. Gdy PiS rządziło za pierwszym razem, też zapowiadało się na to, że słupki poparcia nieuchronnie będą ciążyły ku dołowi.
Jarosław Kaczyński i jego najwierniejsi ludzie znaleźli jednak sposób, by się temu oprzeć. Jeszcze wiosną 2007 roku ówczesna koalicja PiS-LPR-Samoobrona miała się całkiem nieźle i z rozmachem rządziła Polską. Pod koniec lata nie było już po niej jednak ani śladu, bo działania podległych rządowi służb doprowadziły do obalenia tego właśnie rządu. Prezes Kaczyński z władzą musiał męczyć się jeszcze do października, gdy wreszcie się jej pozbył i na długie lata zajął pozycję lidera największej partii opozycyjnej.
5. Wygodne życie na opozycji
Już 29 maja PiS będzie obchodziło 16. rocznicę powstania. I przy tej okazji rzuca się w oczy pewna bardzo charakterystyczna dla tej formacji cecha. Przez te minione szesnaście lat Jarosław Kaczyński i spółka prawdziwą władzę mieli łącznie tylko przez trzy i pół roku. Dla porównania, mająca podobnie długą historię Platforma Obywatelska rządziła Polską przez prawie pół swojego partyjnego życia.
PiS to po prostu zawodowi opozycjoniści. I to sprawia, że rodzi się w nich kolejna motywacja do uczynienia kroku wstecz. Inaczej żyje się bowiem na opozycji w położeniu takim, jakim znajdują się marginalne SLD lub PSL, a inaczej, gdy jest się drugą siłą w kraju. Z rzeszą wiernych wyborców i milionami spływającymi na partyjne konto życie opozycjonisty jest dla wielu spełnieniem marzeń.