Planując ograniczenie dostępu do antykoncepcji politycy Prawa i Sprawiedliwości sugerują, że tzw. tabletki "dzień po" traktowane są nad Wisłą niczym suplementy kobiecej diety. Kłam temu, że Polki łykają je jak witaminy zadają właśnie dane przedstawione przez serwis GdziePoLek.pl. Wynika z nich, że antykoncepcja awaryjna jest wykorzystywana jest zgodnie ze swoją nazwą i przeznaczeniem.
Jak serwis GdziePoLek.pl do tego doszedł? Jego twórcy dysponują danymi statystycznymi mówiącymi o tym, jak wygląda zapotrzebowanie na dany lek w Polsce. I właśnie opublikowali raport na temat zapotrzebowania na specyfik ellaOne, który obecnie jest dostępny bez recepty, ale w parlamencie trwają prace nad tym, by Polki mogły go zdobyć tylko po uzyskaniu recepty. Co będzie wiązało się nie tylko z koniecznością przebrnięcia przez rejestrację i wywiad medyczny, ale może wiązać się także z odmową zaordynowania środka ze względu na klauzulę sumienia.
I wygląda na to, że kwestie światopoglądowe to jednak główne motywy kierujące politykami Prawa i Sprawiedliwości w sprawie zmian w dostępie do tabletek "dzień po". Z raportu serwisu GdziePoLek.pl wynika bowiem, że zupełnie nietrafiony jest główny argument zwolenników zaostrzenia przepisów w tej sprawie, który mówi, iż ellaOne jest przez Polki masowo nadużywane i zjawisko to trzeba zatrzymać.
Z twardych danych wynika tymczasem, że kobiety znad Wisły nie kupują tabletek "dzień po" na zapas i szukają ich tylko w sytuacjach "awaryjnych". Wskazuje na to m.in. analiza tego, w jakie dni zapotrzebowanie na ellaOne wzrasta. Takie skoki widać pod koniec weekendu oraz w poniedziałki, a także po świętach. Mówiąc wprost, po typowych okresach, w których jest najwięcej czasu na imprezowanie i zabawy łóżkowe, które mogą skończyć się obawą o niechcianą ciążę.
Raport na temat podejścia Polek do tabletek "dzień po" pokazuje też, że w długich okresach praktycznie nie zmienia się dostępność takich specyfików w aptekach. Wykupywanie ellaOne na zapas mogłoby też wpływać na zmianę ceny tego środka, a w ostatnimi czasy zmienia się ona tylko o kilkadziesiąt groszy.
"Zwolennicy ograniczenia dostępności ellaOne argumentują, że ze względu na brak konieczności posiadania recepty, lek ten zastępuje Polkom standardowe hormonalne leki antykoncepcyjne, jest kupowany w dużych ilościach, na zapas, a nastolatki stosują go wielokrotnie w ciągu miesiąca. Nasze dane nie wydają się tego potwierdzać. Wręcz przeciwnie, zdają się świadczyć o tym, że jest to - zgodnie z przeznaczeniem - lek stosowany w sytuacjach awaryjnych" - podsumowują więc autorzy raportu.