
Zaczęło się od ministra Jarosława Gowina. Na początku kwietnia członek rządu PiS został przyłapany we Wrocławiu po zaparkowaniu swojej limuzyny na miejscu dla osób z niepełnosprawnością. "Była noc. Jeszcze mój kierowca zostawił swój numer telefonu. Naprawdę, to jest czepianie się" - tłumaczył się Gowin. Wczoraj internet obiegło zdjęcie z Sieradza - widać na nim minister Annę Zalewską, która z uśmiechem wysiada z auta postawionego na... kopercie.
Dzień po zajęciu miejsca dla osoby z niepełnosprawnością przez minister Zalewską, głos na Twitterze zabrał redaktor naczelny "Super Expressu". Poskarżył się na to, że gdy podjeżdża do marketu, to nie może zaparkować na jednym ze 100 wolnych miejsc "dla inwalidów". Ocenił, że to chore.
Izabela Sopalska-Rybak, prezeska Fundacji Kulawa Warszawa, nie kryje irytacji wymówkami osób nieuprawnionych, które zajmują koperty. Najczęstsza z nich to zapewnienie "ja tylko na chwilę". Najdziwniejsza to "nie wiedziałem, że niepełnosprawni mogą prowadzić samochód".
Skrzyński wspomina sytuację, gdy kierowca zajął mu część koperty tak, że nie mógł wsiąść do samochodu. – Zobaczył mnie i zanim jeszcze zdążyłem otworzyć usta zaczął krzyczeć, że jego też boli kręgosłup. A potem jeszcze zasugerował, że jestem niewdzięczny, bo on pomagał w Sejmie matkom dzieci z niepełnosprawnością – mówi mężczyzna. W jego ocenie świadczy to o tym, że agresywny kierowca wiedział, że źle zrobił i próbował zagłuszyć swoje sumienie.
Jeśli nawet osobie z niepełnosprawnością uda się znaleźć zwykłe miejsce parkingowe, na którym będzie miała wystarczająco dużo miejsca, by wysiąść, a później jakimś cudem wsiąść, to na dużych parkingach może być mniej widoczna dla innych kierowców, bo nie wystaje zza samochodu. Do tego często wiąże się to z pokonywaniem dużych odległości, co może sprawiać trudność.
Choć zabieranie miejsc osobom z niepełnosprawnością jest powszechne, to rozmówczynie i rozmówca naTemat zwracają uwagę na to, że przykład idzie z góry. Co innego gdy kopertę zajmie zwykły Kowalski, co innego gdy zrobi to minister. – Chętnie przekazałbym rządowi grę "Integracyjny Piotruś" – mówi Skrzyński. – Odwiedziłem z nią kilka wrocławskich przedszkoli. Gdy po jakimś czasie wróciłem do jednego z nich, pewna cztero- albo pięcioletnia dama, pochwaliła mi się, że gdy jej tata chciał zaparkować na kopercie, to powiedziała mu, że nie wolno. W efekcie tata wybrał inne miejsce. Edukacja ma sens – przekonuje.
