Wojska Obrony Terytorialnej, duma ministra Macierewicza ma bazować na ochotnikach, ale kadrę oficerską trzeba będzie dopiero zbudować. W tej chwili w formujących się brygadach dowodzą oficerowie zawodowi oddelegowani ze swoich jednostek macierzystych. Żony nie ukrywają złości z powodu wątpliwych awansów.
Janina, żona oficera oddelegowanego do WOT: Blisko niemieckiej granicy. To znaczy ja z dziećmi. Mąż pojechał na ścianę wschodnią.
Co tam robi?
Oficjalnie się mówi, że formuje batalion Wojsk Obrony Terytorialnej.
A nieoficjalnie?
Szczegóły to już raczej on powinien opowiedzieć. W każdym razie próbuje jakoś ogarnąć bałagan, jaki tam zastał.
Proszę powiedzieć, jak to było? Mąż dostał po prostu rozkaz o przeniesieniu do Wojsk Obrony Terytorialnej, czy była to raczej propozycja?
To była operacja wiązana. Mąż dostał propozycję z serii tych nie do odrzucenia. Przeniesienie za biurko, gdzie będzie liczył kalesony, albo awans o jeden stopień, co za tym idzie podwyżka i zesłanie setki kilometrów od domu. Wybrał mniejsze zło.
Taka służba...
Proszę pana. Ja jestem żoną oficera i liczyłam się z tym, że mąż może być rzucany po całym kraju z miejsca na miejsce. Ale nie tak daleko i nie w takim celu.
To znaczy?
Umówmy się – to nie jest szczególnie zaszczytna służba.
Dlaczego pani tak uważa? Przecież to nowy, piąty rodzaj wojsk, który ma być podstawą naszej obronności.
Proszę sobie nie żartować. To zbieranina ludzi, którzy nie chcą na siebie nakładać obowiązków, jakie spoczywają na żołnierzach zawodowych, ale którzy chcą raz na jakiś czas chcą założyć mundur i pobawić się w wojsko.
Nie za ostro? Ci, którzy idą do WOT, mówią o patriotyzmie i obronie ojczyzny. Nie wolno wkładać wszystkich do jednego worka.
To niech się zaciągną na zawodowego. Armia stoi otworem dla wszystkich, którzy czują prawdziwe powołanie. Tyle że żołnierzem jest się 24 godziny na dobę przez wiele lat, a nie od przypadku do przypadku.
To źle, że programiści, cieśle, rolnicy czy pracownicy biurowi zaciągają się do WOT?
Ja nie mówię, że to źle. Ja jedynie twierdzę, że to żadne wojsko tylko cywilbanda. Czego oni się nauczą przez weekend?
W skali roku tych weekendów będzie więcej.
W skali roku będą sobie prowadzić normalne życie, bez rozkazów, poleceń, przepustek i dyżurów, a raz na miesiąc założą mundury i będą ćwiczyć musztrę.
A także strzelać, ćwiczyć taktykę, poznawać teren przyszłych działań i uczyć się wyłapywać zielone ludziki.
Strzelać plastikowymi kulkami, ćwiczyć taktykę uników od obowiązków, poznawać wszystkie okoliczne sklepy z piwem i wyłapywać dziewczyny po dyskotekach.
Zawodowi nie chodzą do dyskoteki?
Oczywiście. Jak dostanie przepustkę, to jedzie do rodziny albo idzie się zabawić. I to właśnie jest różnica. Żołnierz zawodowy bawi się na przepustce, czyli wtedy, gdy jest zwolniony ze służby. Ci z WOT bawią się, jak przyjeżdżają z domów do jednostki.
Bawią się? Myślałem, że oficerowie tacy jak pani mąż biorą ich w obroty i robią z nich wojsko.
Dla nich to jest odskocznia od rutyny życia domowego. Wychodzą z domu, mówią żonie i dzieciom, że ojczyzna wzywa, po czym idą się bawić w wojsko.
Nie ma pani zbyt wysokiego mniemania o ochotnikach, którzy poszli do WOT.
Pewnie jakiś procent obrażam, bo idą do WOT z najczystszych pobudek. Co do zasady jednak większość traktuje to jako zabawę i możliwość dorobienia kilkuset złotych. To zresztą nie jest tylko moja opinia.
Mąż też tak uważa?
Poproszę następne pytanie.
Jak często widuje się pani z mężem?
Średnio raz na dwa tygodnie. W kwietniu przyjechał tylko raz, ale udało nam się zaplanować długi weekend.
Nie myślała pani, żeby pojechać za mężem?
Nie rzucę wszystkiego i nie pojadę na drugi koniec Polski, żeby tam na nowo urządzać sobie życie. Jak zaczną likwidować WOT, trzeba będzie znów zaczynać od początku. Nie chcę.
Myśli pani, że będą likwidować?
Albo zmienią założenia tej formacji, albo trzeba będzie ją zlikwidować. Państwa nie stać na taką fanaberię jak wojsko weekendowe.
Zapytam jeszcze raz – to pani słowa czy męża?
Słowa moje, myśli wspólne.
I mąż odradzał przeprowadzkę?
Rozmawialiśmy o tym długo i wspólnie tak ustaliliśmy. I tak jest lepiej, niż jakby gdzieś na misję wyjechał. Jak tylko ma wolne, wystarczy wsiąść w samochód i już po 12 godzinach podróży jest w domu.
A na ścianie wschodniej bezpieczniej niż w Afganistanie.