Te obrazki oburzają i sugerują, że PO wyrzuciło z "Marszu Wolności" ludzi z tęczowymi flagami. W rzeczywistości to zaplanowana z rozmachem manipulacja.
Te obrazki oburzają i sugerują, że PO wyrzuciło z "Marszu Wolności" ludzi z tęczowymi flagami. W rzeczywistości to zaplanowana z rozmachem manipulacja. Fot. YouTube.com/Artykuł osiemnasty

Sporo emocji wzbudza historia o rzekomym wyrzuceniu z organizowanego przez Platformę Obywatelską "Marszu Wolności" przedstawicieli środowiska LGBT z tęczowymi flagami. Temat jest nośny, a lewica chętnie wykorzystuje go do walki o urwanie kilku punktów tak potrzebnych jej do przetrwania na scenie politycznej. Problem w tym, że to wszystko jedna wielka manipulacja. Do której zresztą jaj autorzy przyznali się przed kamerami.

REKLAMA
W sieci rozchodzi się krótkie nagranie mające przedstawiać scenę wyrzucenia przedstawicieli środowisk homoseksualnych z "Marszu Wolności", który Platforma Obywatelska zorganizowała w minioną sobotę na ulicach Warszawy. Obrazek jest poruszający. Widać, jak ochrona opozycyjnej demonstracji spycha ludzi z tęczową flagą stojących na drodze Grzegorzowi Schetynie i spółce. – Gdzie są związki, Schetyna? – krzyczy jeden z mężczyzn. Na lewicy szybko stworzono na tej podstawie przekaz, według którego PO pokazała, że na gejów i lesbijki patrzy podobnie do Prawa i Sprawiedliwości.
Do gry wchodzą emocje i mało kto zwraca uwagę na szczegóły. Tymczasem dość łatwo zauważyć, że to wszystko jedna wielka manipulacja. Co więcej, o jej zaplanowaniu opowiadano przed kamerami przed rozpoczęciem "Marszu Wolności". – Mam tu ukryty banner. Jak wyjdzie Schetyna ze swoim uśmieszkiem, to my go rozłożymy. I on będzie już taki mniej szczęśliwy – opowiadał jeden z organizatorów prowokacji. – Uprawiamy mały trolling – dodał.
W rzeczywistości nikt nie usuwał bowiem osób z tęczowymi flagami z "Marszu Wolności". Grupka uprawiająca trolling po prostu została wyproszona sprzed czoła marszu, który chciała zakłócić. A tęczowych flag na opozycyjnej demonstracji nie brakowało. Z jedną pojawiła się na przykład dziennikarka Renata Kim.