W gminach, w których przeważają małe gospodarstwa, program 500+ jeszcze zapewnia poparcie dla rządu PiS. W województwach, w których nie ma takiego rozdrobnienia, zaczyna narastać złość na Prawo i Sprawiedliwość. A chodzi oczywiście o pieniądze, które rolnikom należą się z tytułu dopłat unijnych.
Problemy agencji, która ma w nazwie słowo "modernizacja", zaczynają przypominać groteskę. W dużym kraju europejskim w XXI wieku wciąż nie udało się uruchomić systemu informatycznego. Co ciekawe, przez długi czas agencja zaprzeczała plotkom o tym, ze coś nie działa, dopiero niedawno przyznano oficjalnie, że system odebrany jeszcze w grudniu zeszłego roku nie został uruchomiony. W efekcie pracownicy ARiMR muszą ręcznie wprowadzać dane z wniosków.
Bałagan i skandal to najlepsze słowa na określenie tego, co się dzieje z dopłatami dla rolników. Do tej pory część z nich nie dostała pieniędzy za zeszły rok. I najprawdopodobniej już ich nie dostanie, z prostego powodu – Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa źle wyliczyła ich wysokość, część rolników dostała więcej niż im się należało, dla reszty zabrakło. A z pustego to i Salomon nie naleje, a co dopiero ARiMR.
Małym łatwiej
– To prawda, nie dostałem jeszcze części dopłat. Ale to nie jest połowa, trochę mniej. Oczywiście mówimy o pieniądzach za zeszły rok, na ten dopiero składa się wnioski – przyznaje rolnik ze wsi w okolicach miasta Różan. Nie panikuje, bo kwota, której nie dostał, nie oznacza dla niego "być albo nie być". Nie brał kredytów, nie planował zakupów za wirtualne pieniądze.
Sąsiedzi, którzy są w gorszej od niego sytuacji też jednak nie załamują rąk. W gminie Różan rolnicy masowo występują o zwolnienie z podatku rolnego. – A my im te podatki umarzamy – twierdzi burmistrz gminy Różan Piotr Świderski. – Trzeba jednak podkreślić, że w naszej gminie podatki są jednymi z najniższych w Polsce, więc rolnik nie może liczyć na to, że umorzony podatek pokryje mu całą stratę z tytułu niewypłaconej dopłaty unijnej. Są jednak gminy, w których stawki podatku są o wiele wyższe – tłumaczy Świderski.
Innymi słowy, skutki niekompetencji ministerstwa bierze na siebie samorząd. – Choć nie są to duże pieniądze w skali gminy, to jednak trzeba liczyć się z tym, że w budżecie będziemy musieli sobie narzucić kolejne ograniczenia – twierdzi Świderski. Dzięki decyzji władz gminy ludzie się nie burzą. – Do szczęście wystarcza im 500+, nie będą jechać z kosami na Wiejską – przekonuje burmistrz Różana.
Czy to znaczy, że Prawo i Sprawiedliwość nie musi się obawiać manifestacji zdenerwowanych rolników? W innych rejonach kraju sytuacja jest zdecydowanie bardziej napięta. – Ludzie są wkurzeni – mówi Elżbieta Szczukowska, sołtys z województwa kujawsko-pomorskiego. – Na Mazowszu są mniejsze gospodarstwa, u nas jak ktoś nie dostanie części dopłaty, to mówimy o wielkich pieniądzach – przekonuje Szczukowska.
U niej też wielu rolników do dziś nie dostało należnych im pieniędzy. – Podobno mają zostać wypłacone do końca czerwca, czyli w ustawowym terminie. Ale te wnioski są wypełniane ręcznie, nikt ich na razie nie weryfikuje, w mojej ocenie szansa na to, że wszyscy dostaną pieniądze na czas, jest mała – twierdzi Szczukowska. I prorokuje, że rolnicy mogą się w końcu zdenerwować i zacząć stawiać kosy na sztorc. – U nas 500+ nie wystarczy, żeby zamknąć ludziom usta. Tam, gdzie są duże gospodarstwa, są i duże pieniądze. Tu 500 zł niektórzy wydają na wieczór przy grillu.
Bomba zegarowa już tyka
Najbliższe tygodnie mogą zadecydować o być albo nie być rządu PiS. Już raz trybun ludowy Andrzej Lepper mocno namieszał na polskiej scenie politycznej. Teraz może być podobnie. Rząd jak do tej pory ignorował masowe protesty, nie przejmował się nauczycielami, lekarzami i pielęgniarkami. Ale marsze KOD i organizowane przez partie opozycyjne zawsze przebiegały w piknikowej atmosferze. Jeśli do stolicy przyjadą zirytowani rolnicy, tak spokojnie może już nie być.
Wypłaty za zeszły rok muszą zostać wypłacone do końca czerwca. Nawet jeśli się uda, to już za miesiąc Polacy staną przed kolejnym problemem. Za chwilę kończy się zbieranie wniosków na przyszły rok. Już wiadomo, że dotrzymanie terminów jest praktycznie niemożliwe, zabraknie czasu na to, żeby przeprowadzić audyt Komisji Europejskiej.
Minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel będzie miał dwa wyjścia – albo zignoruje komisję i zarządzi wypłatę dopłat, albo będzie czekał na wyniki audytu. W pierwszym wypadku naraża nas na to, że Polska będzie musiała zapłacić karę w wysokości 25 proc. przyznanych dopłat. Drugie rozwiązanie jest niemal równoznaczne z politycznym seppuku. Dopłaty do rolników na pewno będą wypłacane z dużym opóźnieniem. – To może oznaczać masowe protesty rolników – twierdzi Elżbieta Szczukowska.