Czasem aż trudno uwierzyć w to, jak starzy jesteśmy. Upływ lat widać szczególnie po tytułach, w które zagrywaliśmy się, gdy byliśmy dzieciakami. Szczenięca miłość u niektórych trwa do dziś, bo i twórcy nie pozwalają nam o naszych sympatiach zapomnieć. Co chwile wypuszczają kolejne części, remastery i filmy. A my zacieramy ręce. I nie możemy dorosnąć.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Za rok kultowa Contra doczeka się właśnie filmu. Robią go Chińczycy i niedawno w sieci wylądowały pierwsze plakaty. Samą grę zna chyba każdy, kto miał jakąkolwiek styczność z grami. To głośna produkcja z równie popularnej konsoli NES (do Polski trafiła jako podróbka o nazwie… Pegasus) i automatów. Dziś grają w nią jedynie pasjonaci, dla młodego pokolenia jest za trudna. Z biegiem lat kolejne części (i ogólnie gry) stały się mniej frustrujące, by dotrzeć do szerszego grona. Kiedyś traciliśmy w nich życie równie szybko co kule lecące z karabinów.
Film "Contra" z pewnością nie będzie dziełem wybitnym. Liczymy jednak na dobry pastisz i hołd dla starych filmów akcji, gdzie trup ściele się gęsto, a bohaterowie mówią jednozdaniowe sentencje. Coś w stylu "Niezniszczalnych" czy "Kung Fury". Zwłaszcza, że oryginalna gra na hollywoodzkich filmach się wzorowała. Widać to zresztą po okładce.
To nie jedyna ekranizacja wiekowej gry, którą będziemy mogli obejrzeć w najbliższym czasie. Netflix w tym roku wypuszcza anime Castlevania. Gra trafiła w ręce graczy właśnie w 1987 roku (przynajmniej jeśli chodzi o NESa). Animowane, brutalne zmagania Simona Belmonta i wampira Draculi zobaczymy już za miesiąc. 7 lipca w serwisie pojawi się pierwszy 4-odcinkowy sezon. Producent Adi Shankar zapewnia, że "Castlevania" będzie epopeją na miarę "Gry o Tron". Dlatego też anime dostaje znaczek "18+".
W 1987 roku gry wideo były nowinką. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że musiała być wtedy jakaś wyjątkowa koniunkcja planet. Programiści byli niezwykle płodni, bo liczba tytułów, którym serio możemy dać statusów kultowych przyprawia o zawrót głowy. Contra, Street Fighter, Leisure Suit Larry i Final Fantasy, Metal Gear i wiele innych. Oczywiście, można się przyczepić, że wszystkie stare rzeczy stają się z czasem kultowe, jednak nie w tym przypadku. Wiele serii nie umarło do dziś! Właściciele Nintendo Switch oraz Wii U zagrywają się teraz w przygody Linka w najnowszej części The Legend of Zelda: Breath of the Wild. Niedawno ukazała się też 15-ta (!) część Final Fantasy (a wraz z nią film i anime). A to wcale nie jej finał.
Myślicie, że okulary 3D to dość nowy wynalazek? Otóż nie! Już w 1987 roku mózgowcy z Nintendo i Sega wymyślili system do grania w trójwymiarze. Oczywiście nikt w Polsce o tym nie słyszał. Zresztą do tej pory mało osób o tym wie, bo gadżet był dostępny dla nielicznych i przez to nie zdobył większej popularności.
Okulary 3D były jak żywcem z filmów fantastycznych. Co innego komputer Amiga 500. Powstał 30 lat temu i był wtedy przełomowy. Sprzęt można było spotkać w wielu polskich domach. Do dziś przywołuje miłe wspomnienia i uśmiech na twarzy - zwłaszcza gdy przypomnimy sobie jego zawrotne osiągi: procesor 7 MHz i 512 kB pamięci (wersja 500+ miała aż 1 MB pamięci!). Teraz nawet kalkulatory mają większą moc. W PRL-u i szalonych, wczesnych latach 90. był jednak marzeniem każdego dzieciaka. Dorosłych zresztą też.