Prorządowe media żyją dzisiaj tylko jednym tematem. To kolejna odsłona nagrań z podsłuchów założonych w restauracji "Sowa&Przyjaciele". Jednak tym razem głównym bohaterem nie jest żaden polityk, a ks. Kazimierz Sowa. I można podejrzewać, że uderzenie właśnie w niego nie było przypadkowe. Jak się okazuje, ta afera jest bardzo na rękę metropolicie krakowskiemu abp. Markowi Jędraszewskiemu.
Co prawda, oprócz wulgaryzmów i rady o "zniszczeniu" "Gazety Polskiej" nic przełomowego na nowych nagraniach nie słychać, ale jakiś punkt zaczepienia dla prawej strony w nowych "taśmach" był. I jak się okazało, że nie tylko dla nich. Po kilku godzinach od opublikowania nagrań, w sprawie wypowiedziała się krakowska kuria, która oceniła, że "upublicznione słowa nagranej rozmowy, której uczestnikiem był ks. Kazimierz Sowa, nawet jeśli zostały wypowiedziane podczas prywatnej konwersacji, nie licują z powołaniem kapłańskim".
Ujawniono też, że ks. Kazimierz Sowa był już raz upominany co do sposobu wypowiadania się w mediach. Dowiadujemy się też, że niedawno zapadła decyzja, by ks. Kazimierz Sowa do końca czerwca wrócił do Archidiecezji Krakowskiej. Kuria zarazem przyznaje jednak, że "nie ma jeszcze decyzji co do charakteru i zakresu pracy, którą ks. Sowa ma podjąć w archidiecezji".
Większość obserwatorów twierdziło dotąd, że ujawnienie kolejnych fragmentów nagrań to próba przykrycia afery we wrocławskiej policji i burzy wokół przejścia Małgorzaty Sadurskiej do zarządu PZU. Jednak można odnieść wrażenie, że najbardziej działania TVP Info przydały się tym, którzy chcieli usunąć księdza Sowę z warszawskich "salonów".
Wygląda na to, że media publiczne zrobiły "prezent" metropolicie krakowskiemu i dały potężną broń w kościelnych rozgrywkach. Nagrania są doskonałym argumentem za "uciszeniem" księdza, któremu nie jest pod drodze z abp. Markiem Jędraszewskim, który należy w polskim Kościele do "frakcji Rydzyka". Sprowadzając go do Krakowa będzie mógł go w o wiele większym stopniu kontrolować.