Dorota Gardias napisała list otwarty do Jarosława Kaczyńskiego, w którym przypomina prezesowi PiS, że 19 czerwca mija 10. rocznica powstania "Białego miasteczka".
Dorota Gardias napisała list otwarty do Jarosława Kaczyńskiego, w którym przypomina prezesowi PiS, że 19 czerwca mija 10. rocznica powstania "Białego miasteczka". Fot. Krzysztof Miller / Agencja Gazeta
Reklama.
Dorota Gardias
Przewodnicząca Forum Związków Zawodowych (w latach 2005–2011 przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych) w liście otwartym do Jarosława Kaczyńskiego

Szanowny Panie Premierze!

Postanowiłam napisać do Pana list. Okazja jest wyjątkowa – w końcu dziś mija 10 lat odkąd powstało Białe Miasteczko, które moje koleżanki i koledzy rozbili pod Pańską kancelarią. Pamięta Pan Białe Miasteczko? Tłumy pielęgniarek, do których dołączyli ludzie dobrej woli po to, aby wspólnie walczyć o prawa pracownicze. My, Pielęgniarki i Położne przyszłyśmy tam walczyć o Polskę solidarną, w pewnym sensie podobną do tej, o którą Pan też walczył w 2005 roku.

Właśnie, potem coś się zmieniło. Stanęłyśmy pod KPRM, bo okazało się, że żadnej Polski solidarnej nie ma. Nie wiem jak Pan, ale ja uważam, że już wtedy w Polsce mieliśmy ogromny problem z kapitałem społecznym. Już wtedy, w 2007 roku byliśmy trochę plemienni, nienawistni, podzieleni. I choć Białe Miasteczko było protestem związkowym, skierowanym na walkę o podwyżki to przecież wszyscy wiemy, że była szansa na porozumienie, które zahamowałoby późniejszą eskalację niezgody.

Tylko, że Pan tej zgody nie chciał. Wie Pan co uważam? Pan się chyba trochę bał dialogu. Monolog dawał Panu poczucie bezpieczeństwa, wyższości gwarantującej przebywanie w strefie komfortu. Jasne, jest Pan politykiem i jak każdy polityk dokonywał Pan kalkulacji. Teresa Torańska powiedziała Panu, że Pan się „zakiwa”. I tu rzeczywiście tak było. Pan uznał, że najważniejsze to się nie ugiąć. Nie odpuścić na krok. Potraktował nas Pan, Pielęgniarki i Położne twardą ręką. Wystartował Pan z pozycji siły, zapisując ten protest w kartach historii na lata! Przecież gdybyśmy zrobili to po europejsku to wokół Białego Miasteczka nie byłoby żadnego szumu. Po prostu, usiedlibyśmy do stołu, a Pan by nas spróbował ze zrozumieniem wysłuchać zamiast prowadzić monolog na temat wzrostu PKB. Mówi się, że pokazałyśmy niezłomność, poświęcenie i pasję. Mówi się, że Białe Miasteczko to było coś wielkiego. Dzięki Pańskiej nieustępliwości Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych wpłynął do mainstreamu debaty publicznej!

"Białe miasteczko" powstało po tym, gdy Dorota Gardias wraz z kilkoma innymi działaczkami pielęgniarskich związków zawodowych 19 czerwca 2007 roku rozpoczęła okupację Kancelarii Premiera. Do takiego kroku kobiety został zmuszone zachowaniem ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego, który odmówił im spotkania w sprawie podwyżek i reformy służby zdrowia. Szybko do ich protestu zaczęły dołączać kolejne pielęgniarki i położne, a później także solidaryzujący się z nimi związkowcy z innych branż. "Białe miasteczko" miało także wsparcie cenionych naukowców i artystów.
Wielki protest przeciwko polityce Prawa i Sprawiedliwości trwał do 15 lipca, gdy "Białe miasteczko" rozformowano. Kilka miesięcy później pierwszy rząd PiS upadł w atmosferze skandalu, w który zamieszani byli członkowie ówczesnej koalicji. Wielu komentatorów twierdziło, iż przegraną w rozpisanych później przedterminowych wyborach PiS zawdzięczało w dużej mierze temu, że sympatię społeczną straciło przez to, jak wcześniej potraktowano pielęgniarki i położne. Przypominając tamte wydarzenia Dorota Gardias ostrzega Jarosława Kaczyńskiego, iż po 10 latach w wielu sprawach sytuacja wygląda podobnie.

Od czerwca do jesieni 2007 roku narracja obozu Prawa i Sprawiedliwości opierała się o tezę, że albo będzie po Waszemu, albo w ogóle. A więc w efekcie wybudował Pan przed swoją kancelarią Białe Miasteczko, a następnie oddał Pan władzę w wyniku dokładnie tej samej postawy, tych samych przekonań, tej samej, skrajnej nieustępliwości, niechęci do dialogu.

Skupiłam się na dialogu, bo PiS znów rządzi naszą Ojczyzną. Nie wiem czy Pan wie, ale niestety mamy problem. Pańska partia przepycha ustawy zdrowotne wbrew opiniom strony społecznej i nie mówię tu tylko o związkach zawodowych, ale również o związkach pracodawców. Zarówno ustawa o tzw. sieci szpitali jak również ustawa o minimalnej płacy w branży medycznej spotkała się z druzgoczącą krytyką większości partnerów zasiadających w Radzie Dialogu Społecznego. Do tego dochodzą problemy poszczególnych grup społecznych – ratowników medycznych, którzy ratują życie za grosze. Pielęgniarek naprawdę niedługo nie będzie. Większość wyjedzie, a pozostałe pójdą na emeryturę. Do tego dochodzi kwestia lekarzy rezydentów. Oni też chcą nas opuścić.

I wie Pan, że znowu nie możemy rozwiązać tych problemów z powodu braku dialogu? Doszliśmy do punktu wyjścia. Mogłabym tak wymieniać praktycznie bez końca – Policjantów, którym resort spraw wewnętrznych chce wprowadzić pluralizm w strukturach związkowych. Mogłabym Panu napisać o środowisku nauczycieli i zmianach w Karcie Nauczyciela, których nie chcą. Problemów jest dużo, a dialogu zbyt mało.

Panie Premierze, jak Pan myśli? Jak to się skończy?