Premier Beata Szydło, jej ministrowie i politycy PiS jak mantrę powtarzają, że w trosce o bezpieczeństwo Polaków nie wpuścimy do nas żadnego uchodźcy, a w ogóle pomagać trzeba na miejscu katastrofy. Ciekawe, czy to samo by powiedzieli, gdyby katastrofą był pożar domu albo trzęsienie ziemi.
Uchodźcy – ludzie, którzy opuszczają swoje stałe miejsce pobytu i jadą szukać lepszego życia gdzieś indziej. Różne mogą być przyczyny, od ekonomicznych, przez różnego rodzaju dyskryminacje religijne i decyzje polityczne, aż po te najgorsze – konflikty zbrojne. Tymczasem rząd Beaty Szydło wszystkich umigrantów próbuje wrzucić do jednego worka, i Ukraińców, którzy szukają w Polsce okazji na zarobienie pieniędzy, i Syryjczyków, którym na głowy spadają bomby.
Tłumaczenie, że uchodźcom należy pomagać w kraju, w którym stoją ich domy jest szczytem hipokryzji. Wielu Syryjczyków, którzy w Europie szukają schronienia po prostu nie ma już domów, zniknęły gdzieś pośród gruzów. Mając do wyboru życie w namiotach w ogarniętej wojną domową Syrii lub w barakach, w którymś kraju Europy, wybierają Unię, bo wiedzą, że tu będą względnie bezpieczni.
Polacy przez wiele lat przyjmowali uchodźców. Rzeczpospolita była otwarta dla kalwinów, hugenotów, protestantów i Żydów, prześladowanych w krajach zachodniej Europy. Dziś śladem po wędrówce ludów w okresie wojen religijnych są takie nazwiska jak jak Wasserman, Ast, Glenc czy Melak. Rzeczpospolita Dwojga Narodów przyciągała bogactwem i względną tolerancją wobec obcych. Przybysze zakładali w Polsce manufaktury, winiarnie, cukiernie, budowali naszą flotę wojenną czy dowodzili królewską artylerią. Jakby się zastanowić, to większość królów elekcyjnych też mieliśmy "z importu", choć tych jakoś już nie wypada nazwać uchodźcami...
Później los się odwrócił, to Polacy rozjeżdżali się po świecie. Termin Wielka Emigracja nie wziął się znikąd, po upadku Powstania Listopadowego we Francji osiadło 5472 polskich emigrantów, którzy – jak na uchodźców przystało – uszli przed carską zemstą za podniesienie buntu. W Wielkiej Brytanii, Belgii, Stanach Zjednoczonych i kilkunastu innych krajach łącznie przebywało jeszcze około tysiąca powstańców.
"Tłum młodych mężczyzn w wieku poborowym, potencjalnie niebezpiecznych” – mówią o uchodźcach politycy Prawa i Sprawiedliwości, którzy nie chcą wpuścić do kraju nikogo obcego. Polscy emigranci w 1831 też stanowili tłum mężczyzn, w dodatku nie było wątpliwości, że byli to ludzie obeznani z bronią. Mimo to zostali przyjęci, co więcej – często fetowano ich przybycie.
Beata Szydło odmawia przyjęcia 7 tysięcy uchodźców z Syrii. To nic wobec skali exodusu, jaki spotkał Polaków po niemieckiej agresji w 1939 roku. My też byliśmy uchodźcami na wielką skalę. Jakie to szczęście, że premierzy państwa Europy Zachodniej nie mówili wtedy, że Polacy powinni wrócić do domu, że Anglia i Francja rozwiążą nasze problemy na terenie Polski. Otworzono przed nami granice i udzielono pomocy. W tym samym czasie w kraju trwały wywózki do obozów koncentracyjnych, uliczne rozstrzelania, a na kresach masowe deportacje w głąb ZSRR.
Gdy dom płonie, przedostatnią myślą jest to, żeby usiąść na środku salonu i cierpliwie czekać na pomoc. Ostatnia myśl będzie tak, że to jednak był głupi pomysł. Gdy bomby spadają na głowę, mało kto jest na tyle odważny, by siedzieć z założonymi rękami. Raczej zabiera się resztę dobytku i szuka pomocy, u swoich, jeśli mogą pomóc, u obcych, gdy nie ma innego wyboru. Odmowa udzielenia tym ludziom schronienia jest zwyczajnie nieludzka.
Jest też łamaniem prawa. Mniejsza nawet o przepisy unijne dotyczące relokacji uchodźców, rząd Beaty Szydło może argumentować, że PiS żadnej umowy nie podpisywał. Ale prawo do swobodnego przemieszczania się jest jednym z podstawowych praw zawartych w Deklaracji Praw Człowieka.
Przyjęcie uchodźców jest też wskazane z powodów demograficznych. Kraj się wyludnia, społeczeństwo się starzeje, a fala emigracji sprzed kilku lat (miliony Polaków stało się uchodźcami ekonomicznymi) nie wpłynęła pozytywnie na przyrost naturalny. W dalszej perspektywie czeka nas gigantyczny problem z wypłatą emerytur. Jeśli nie stanie się cud i gospodarka kraju nie zacznie rosnąć, nie będzie miał kto zarabiać na nasze emerytury. Program Rodzina 500+ nie przyniósł znaczącego przyrostu naturalnego, jesteśmy skazani na "pomoc" z zewnątrz lub upadek systemu emerytalnego.
Szydło tłumaczy, że przyjmujemy emigrantów z Ukrainy, Armenii i Czeczenii. Tak, to prawda. Ale oni nie szturmują naszej granicy na Bugu w tysiącach łodzi, pontonów i na tratwach. Ukraińcy przejeżdżają za pracą, trochę dorobią i wracają do siebie. Później przyjedzie ich brat, siostra, matka i jakoś to się kręci. Strach pomyśleć, co będzie, jeśli wojna z Donbasu rozleje się na całą Ukrainę, a nad naszą granicą staną nie setki ludzi poszukujących pracy, tylko tysiące oczekujących pomocy. Czy wówczas rząd Beaty Szydło będzie apelował o relokację uchodźców, czy może ochoczo przyjmiemy wszystkich na naszej ziemi?
Syryjczykom nie ma jak pomóc na ich ziemi. Walczą tam już wszyscy ze wszystkimi, nawet nie wiadomo, z której strony może paść strzał. Siły Assada, Kurdowie i ISIS to główne strony konfliktu, ale nad ich głowami latają i rosyjskie samoloty, i NATO. A cywile czekają na pomoc, szukają jej u nas, pukają do naszych drzwi. Swoich już nie mają, spłonęły.